ŚwiatCzy grozi nam wojna? I jaka? Rosyjskie reakcje na zestrzelenie Su-24 przez Turcję

Czy grozi nam wojna? I jaka? Rosyjskie reakcje na zestrzelenie Su‑24 przez Turcję

Zestrzelenie rosyjskiego samolotu przez Turcję może postawić świat w bardzo niebezpiecznej sytuacji. Po incydencie lotniczym Rosja może czuć się rozgrzeszona z użycia instrumentu siły. Warto pamiętać, że I wojna światowa zaczęła się od pistoletowych pocisków wystrzelonych w Sarajewie - pisze były analityk wywiadu Robert Cheda dla Wirtualnej Polski.

Czy grozi nam wojna? I jaka? Rosyjskie reakcje na zestrzelenie Su-24 przez Turcję
Źródło zdjęć: © mil.ru
Robert Cheda

25.11.2015 09:22

Zestrzelenie rosyjskiego myśliwca bombardującego Su-24 przez turecki F-16 będzie miało poważne następstwa międzynarodowe, pytaniem pozostaje ich skala i zasięg. W rosyjskiej przestrzeni publicznej oprócz ogromnego oburzenia panuje także ogromny szum informacyjny. Utrudnia to analizę zdarzenia i jego skutków, tym niemniej można pokusić się o zarysowanie perspektywy rosyjskich działań.

Interpretacja słów Putina

Media rosyjskie akcentują słowa prezydenta Putina o tym, że zestrzelenie rosyjskiego samolotu było czynem "wspólników terrorystów", a "stosunkom rosyjsko-tureckim przyniesie bardzo poważne następstwa". Władimir Putin we właściwej sobie manierze wypowiedział także frazę - "Rosja nie zniesie (dosłownie nie ścierpi)" takiego traktowania, co nie zapowiada nic dobrego.

Oczywiście można pocieszać się słowami prezydenckiego sekretarza prasowego Dmitrija Pieskowa o tym, że Rosja wyklucza retorsje wojskowe wobec Ankary, ale trzeba mieć świadomość ogromnej presji wywieranej na Kreml przez własnych wojskowych i tych polityków z otoczenia prezydenta, którzy od dawna grają rolę "jastrzębi". To jedna z najbardziej wpływowych "kremlowskich wież" - frakcji władzy, która opiera swój polityczny kapitał na izolacji Rosji od Zachodu i kontrolowanej konfrontacji. W jej skład wchodzą przedstawiciele kompleksu wojskowo-przemysłowego, generalicja ale także bliscy doradcy Putina.

Nie można także zapominać, że autorytet prezydenta, który spaja i uprawomocnia obecny system rządów jest bardzo czuły na wahania barometru społecznego poparcia. Dziś rosyjska ulica żąda odwetu i ukarania Turcji w najbardziej dotkliwy sposób, nie wyłączając wojskowego. Barometr jest na szczęście zależny od treści serwowanych przez kremlowskie media, zatem po ich intonacji i przekazie w najbliższych dniach można będzie wiele wywnioskować. A jakie wyjaśnienia tragicznego incydentu otrzymali Rosjanie?

Kremlowski przekaz

Przede wszystkim oficjalna Moskwa twierdzi, że samolot został zestrzelony nad terytorium Syrii. Sztab generalny kategorycznie zaprzecza, jakoby Su-24 naruszył przestrzeń powietrzną Turcji, a przede wszystkim deklaruje, że piloci nie mieli wrogich zamiarów wobec tego państwa. Eksponowany jest fakt zbrodni wojennej, czyli prawdopodobnego zabicia jednego z pilotów, w chwili gdy lądował ze spadochronem. Dobitny jest także przekaz polityczny. Turcja dokonała zdradzieckiego i niczym nie sprowokowanego aktu agresji, w chwili gdy Rosja walczy z terroryzmem w obronie świata. Wobec międzynarodowej społeczności prezydent Putin użył sformułowania, którego sens sprowadza się do tureckiej próby wykorzystania i zmanipulowania NATO w interesie Państwa Islamskiego. Taka wypowiedź ma postawić Sojusz w niewygodnej pozycji politycznej i napiętnować jednocześnie ewentualne poparcie dla Ankary.

Jeśli chodzi o rosyjskich ekspertów, to dla nich wydarzenie ma oczywisty związek z interesami geopolitycznymi Turcji. Nie od dziś rosyjscy komentatorzy twierdzą, że Ankara chce odgrywać rolę regionalnego mocarstwa, zaś obalenie syryjskiego prezydenta i instalacja protureckiego, a więc islamskiego i antykurdyjskiego reżimu w Damaszku ma być tego wyrazem. Tymczasem rosyjska obecność w Syrii pogrzebała te plany.

Po drugie, rosyjskie lotnictwo bombardowało ostatnio obszary zamieszkane przez syryjskich Turków, nad którymi Ankara przyjęła oficjalny protektorat. W związku z tym 20 listopada rosyjskiemu ambasadorowi w Turcji została wręczona kategoryczna nota protestu. Zestrzelenie rosyjskiego samolotu ma być więc dla Rosji sygnałem niezgody oraz wstępem do utworzenia tureckiej strefy zakazu lotów nad tureckimi obszarami Syrii.

Po trzecie, rosyjskie lotnictwo niszczyło w ostatnim czasie infrastrukturę naftową i transportową tego surowca, eksportowanego nielegalnie z Iraku i Syrii do Turcji przez Państwo Islamskie. Nie od dziś Moskwa nadaje tej sprawie rozgłos międzynarodowy, podobnie jak kwestii swobodnego przepływu broni i islamistycznych ochotników z całego świata przez terytorium tureckie. To Rosja zwróciła także jako pierwsza uwagę (a także Izrael) na fakt tureckich bombardowań kurdyjskich bojowników, jedynej siły w regionie walczącej z powodzeniem przeciwko IS.

Z punktu widzenia rosyjskich komentatorów, naruszenie przestrzeni powietrznej Turcji było dla Ankary tylko pretekstem uderzenia w Rosję. Doraźnym celem ma być zahamowanie działań rosyjskiego lotnictwa, a zatem powrót do status quo sprzed rosyjskiej interwencji. Już z pobieżnego przeglądu opinii i nastrojów wyłania się obraz, który wymusza na Kremlu podjęcie działań pod groźbą utraty przez Putina wizerunku narodowego przywódcy i osłabienia autorytetu Rosji w relacjach międzynarodowych. Zgodnie z tym, jak go pojmuje rosyjski establishment. Zatem, co Rosja może, a czego nie?

Rozgrywka międzynarodowa

Rosja prowadzi własną grę w globalną walkę z terroryzmem i co ważniejsze - zaczyna odnosić sukcesy. Europejska opinia publiczna jest podzielona, co do celowości antyrosyjskich sankcji nałożonych po aneksji Krymu. Po zamachach paryskich Francja nie zastosowała artykułu piątego Traktatu Waszyngtońskiego NATO, tylko odwołała się do zdolności obronnych UE, które po prostu nie istnieją. Jak się wydaje, wykonała tym samym poważny gest pod adresem Rosji, robiąc Moskwie miejsce w zaplanowanej przez prezydenta Francois Hollande'a szerokiej koalicji antyislamistycznej, także z udziałem USA.

Wojskowy odwet Moskwy na Ankarze utrudniłby Rosji znacząco wejście do tego projektu, a szerzej normalizację relacji z Zachodem, w nadziei na stopniowe zniesienie sankcji i nowy układ europejskiego bezpieczeństwa, kosztem Ukrainy. Rosja pozostałaby także w zachodniej izolacji politycznej. Bardzo poważnym ograniczeniem, a zarazem najbardziej zapalnym punktem jest udział Turcji w NATO, co zagraża konfrontacją Rosji z Sojuszem, a to już kwestia globalnego konfliktu, nawet jądrowego. Z drugiej strony, Rosja ma instrumentarium destabilizacji UE i Europy w postaci aktywizacji konfliktu ukraińskiego. Jaki byłby zakres natowskiej i unijnej pomocy dla Turcji, gdyby Europa miała wojnę u wschodnich granic i miliony uchodźców tym razem z Ukrainy?

Dmitrij Pieskow zadeklarował wprawdzie, że nie będzie wojskowego odwetu, co wcale nie wyklucza wojskowej odpowiedzi Rosji. Sztab generalny wydał specjalne oświadczenie, że każda maszyna znajdująca się w strefie działań rosyjskiej grupy lotniczej, która "zostanie uznana za potencjalne zagrożenie, będzie zniszczona". Mamy więc do czynienia z konfrontacyjną sytuacją, bo zarówno Turcja, jak i Rosja objęły właśnie Syrię swoimi nieformalnymi zakazami lotów.

Oczywiście Rosjanie koordynują loty z lotnictwem USA, Francji, Jordanii i Izraela, retorsje wymierzone są więc tylko w Turcję. W pobliże rosyjskiej bazy lotniczej płynie krążownik rakietowy "Moskwa", który ma na pokładzie 100 rakiet systemu S-300, obejmującego swoim zasięgiem znaczną część przestrzeni powietrznej Turcji. Ma także rakiety woda-ziemia o zasięgu 500 km. Rosyjski sztab generalny zarządził także loty uderzeniowe na syryjskie cele naziemne wyłącznie pod eskortą własnych myśliwców. Zapowiedział jednak utrzymanie obecnej intensywności nalotów na całym obszarze tego kraju, nie wyłączając terenów zamieszkanych przez syryjskich Turków.

Prawdopodobnie Moskwa zwiększy swój kontyngent naziemny w Syrii oraz siły specjalne, a także lądowe systemy uderzeniowe i obrony przeciwpowietrznej. Interesująca z wojskowego punktu widzenia pozostaje także kwestia dozbrojenia Kurdów w przenośne systemy przeciwlotnicze i nie tylko oraz delegowania na nich kompetencji obronnych przed bombardowaniami Ankary. Wreszcie Rosja może uderzyć w Turcję politycznie i ekonomicznie.

Retorsje polityczne i ekonomiczne

Nie od dziś mieczem Damoklesa wiszącym nad Turcją jest kwestia niepodległości dla Kurdów. Według różnych szacunków narodowość kurdyjska w tym kraju sięga nawet 20 proc. populacji. Do 2008 r. świat nie wierzył, że Rosja może naruszyć delikatne status quo na Kaukazie i bardzo się zdziwił, gdy Moskwa jednostronnie uznała prawnomiędzynarodową podmiotowość Abchazji i Południowej Osetii, wyłączając te de facto państwa z gruzińskiej jurysdykcji. Oczywiście nikt poza Rosją, Nikaraguą i Wyspami Kiribati nie uznał tych państwowości, jednak jakiekolwiek polityczne wsparcie Moskwy dla kurdyjskiej niepodległości stworzyłoby Turcji masę wewnętrznych kłopotów z wojną domową na czele. Rzecz wydaje się mało prawdopodobna, bo Kurdowie żyją także w Iranie i Iraku, a jednak szachować tematem można Ankarę bez końca. I chyba tylko szachować, biorąc pod uwagę konfliktową mozaikę rosyjskiego Północnego Kaukazu.

Jeśli chodzi o gospodarkę, to Rosja posiada kilka instrumentów. Po pierwsze, turecki biznes w Rosji, a ta jest jednym z głównych partnerów ekonomicznych Ankary. Wprawdzie projekt "Tureckiego Strumienia", czyli gazociągu do i przez Turcję, z docelową marszrutą na południe Europy, umiera śmiercią naturalną. Jednak odcięcie Turcji od dostaw Gazpromu byłoby równoznaczne z kryzysem energetycznym kraju, Rosja zapewnia bowiem 57 proc. błękitnego surowca. To druga rzecz.

Po trzecie, turystyka. Rosjanie stanowią ok. 20 proc. wypoczywających w Turcji obcokrajowców, straty z ich ewentualnej nieobecności szacowane są nawet na 30 mld dolarów rocznie. Minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow rekomendował obywatelom wstrzymanie jakichkolwiek wypraw do Turcji, a biura turystyczne wstrzymały sprzedaż wycieczek. Na marginesie, pretekstem jest zagrożenie terrorystyczne - czy Rosja nie wycofuje swoich obywateli, aby w razie zaostrzenia sytuacji militarnej nie stali się zakładnikami wrogiej strony?

I po czwarte, import tureckiej żywności, która udanie zastępuje unijne dostawy objęte embargiem. Oczywiście ewentualne sankcje ekonomiczne to kij o dwóch końcach, który uderzy także w Gazprom, przemysł turystyczny i lotniczy oraz rosyjskiego konsumenta. Jak widać Moskwa ma w ręku wiele instrumentów nacisku na Ankarę. Szczególny niepokój budzi jednak instrument siły, tym bardziej, że po incydencie lotniczym Rosja może czuć się rozgrzeszona z jej wykorzystania. Tak się jednak ostatnio składa, że Rosja używa zdolności militarnej z coraz większą częstotliwością, być może dlatego, że jest to jedyne sprawne narzędzie, jakie ma do dyspozycji.

I to jest największy problem, a zarazem dramat, z jakim wobec tragicznego incydentu styka się świat, a szczególnie Europa. Sama tak narażona na islamistyczny terror i zależna w kwestiach bezpieczeństwa od nieprzewidywalnego Bliskiego Wschodu. Rosja będzie starała się postawić nas przed dylematem wskazania i moralnego osądu winowajcy zestrzelenia samolotu. A więc jednocześnie przed realnym wyborem pomiędzy sojuszniczym poparciem Turcji a Rosją, tak ważną dla europejskiego komfortu i bezpieczeństwa.

Jakiego wyboru dokona sama Rosja, gdy zawiodą nadzieje na korzystny dla siebie międzynarodowy werdykt? Tak, wtedy Moskwa może sięgnąć po siłę. Co nie zmienia faktu, że do zestrzelenia samolotu dojść nie powinno, bo nieprzemyślana decyzja nadambitnych polityków z Ankary może postawić świat w bardzo niebezpiecznej sytuacji. Warto pamiętać, że I wojna światowa zaczęła się od pistoletowych pocisków wystrzelonych w Sarajewie.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (251)