Czy Europa wróci do fundamentalizmu?
Jeszcze raz o Traktacie Regulującym UE. Dlaczego tak się nim pasjonuję? Bo to radykalny zwrot, odmiennie – niż to robiono dotychczas – określający, co stanowi minimum władzy potrzebnej dla podtrzymania wspólnoty. A równocześnie – obywa się to bez ideologii. Nie teoretyzuje na własny temat. Po części dlatego, że nadbudowanie kolejnego poziomu stworzyłoby nowe problemy. Ale także dlatego, że ta radykalna reinterpretacja europejskiej tradycji prawniczej dokonana w Traktacie odbywa się głównie na poziomie praktyki, bez proponowania nowej wykładni symbolicznej.
Dwa momenty tej rewolucji bez fanfar są moim zdaniem kluczowe: - po pierwsze, TR – poszukując minimum władzy (rozumiane obecnie jako zwiększenie przewidywalności, choć już nie – determinizmu i redukcja różnorodności zachowań, choć już nie – ujednolicenie struktur) normuje to, co dotychczas było dyskrecjonalne, a dyskrecjonalnym czyni to co było dotychczas ściśle unormowane. Konkretnie: formalizuje się to, co było zwyczajowe – sposoby dokonywania zmian, przygotowanie alternatyw poddawanych pod głosowania, a nawet – operacje myślowe dokonywane przez urzędników (zasady typologizacji przypadków, reakcje w sytuacjach wątpliwych, wektory lojalności itp.).
Za to – odformalizowuje się i czyni mniej przewidywalnym to, co przedtem było ściśle określone przez kodeksy i procedury, czyli – działanie sądów, w tym szczególnie – Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Przejście z systemu kontynentalnego na anglosaski umożliwia ETS-owi wprowadzenie niekonwencjonalnych rozstrzygnięć w sprawach precedensowych i wpływanie na tworzenie prawa.
Po drugie, TR wyciąga praktyczne wnioski z faktu iż nie można stworzyć akceptowanej przez wszystkich hierarchii wartości, oraz – że są one niewspółmierne: maksymalizując jedne obniżamy poziom realizacji innych. Takie napięcie, w konkretnych sytuacjach, może występować między godnością osoby ludzkiej a wolnością (np. badań czy tzw. wyboru). Dlatego TR wprowadza minimalne standardy wszystkich ważnych wartości poniżej których nie może schodzić prawodawstwo krajowe. I traktuje wszystkie jako równorzędne, pozostawiając ciężar wyboru realnego poziomu „efektywności” prawodawstwu krajowemu. Jednostki mogą, dalej – nawet w sposób fundamentalistyczny – realizować swoją hierarchię wartości.
W skali Unii (i w konsekwencji państw) powstaje nowa sytuacja: prawo już nie służy konkretnej aksjologii i nie ma wychowywać czy – doskonalić człowieka. Eksponuje to wolność wyboru, bo legalne stają się zachowania, które dla wielu mogą być naganne. Ja osobiście wierzę w wolność, bo to ona nadaje moralny charakter naszym czynom: działanie pod przymusem prawa nie tworzy doskonałości. Ale rozumiem, że powstaje nowa sytuacja w relacji jednostka – państwo – UE. Co ze ”słusznością” prawa odnoszoną do indywidualnych i zakorzenionych w tradycji hierarchii norm? Czy nie nastąpią próby ucieczek od wolności, do węższych wspólnot, kierujących się bardziej jednoznaczną wykładnią? Czy zda egzamin umiejętność wzięcia odpowiedzialności za swoje czyny w sumieniu, a nie – w prawie?
Czy za jakiś czas sama UE nie zacznie poszukiwać pomocy fundamentalistycznych wspólnot w kontrolowaniu zachowań – w związku z nasilającą się wielokulturowością i zmianami demograficznymi w Europie? Takie propozycje pojawiają się już w Holandii i Wielkiej Brytanii. I czy wtedy nasz własny kanon aksjologiczny nie będzie zbyt letni? Millenaryzmy i zbiorowe mesjanizmy bywają niebezpieczne, ale równie niebezpieczne (choć w sposób realistyczny wyrażające tragizm kondycji człowieka) może być operowanie na „efektywnym”, minimalnym, legalnym poziomie realizacji wartości, z rezygnacją z prób, przyznaję – nierealistycznych – maksymalizacji wszystkiego!
Prof. Jadwiga Staniszkis dla Wirtualnej Polski