Przemysław Ligenza© East News | Piotr Molecki

Człowiek z zarzutami korupcyjnymi zarządza publicznymi miliardami

Szymon Jadczak

Przemysław Ligenza, prezes zarządu Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, czyli państwowej instytucji, zarządzającej miliardami złotych na walkę ze smogiem i zanieczyszczaniem rzek, jest podejrzany o korupcję. Według prokuratury i CBA mężczyzna miał w 2016 r. dostać posadę w prywatnej firmie, w zamian za obietnicę załatwienia umorzenia 50 mln zł kary, nałożonej na tę firmę.

Informacja, którą dostaliśmy od czytelników początkowo wydawała się niewiarygodna - potężną publiczną instytucją z ogromnym budżetem rządzi człowiek, któremu Centralne Biuro Antykorupcyjne oraz prokuratura zarzucają poważne przestępstwo korupcyjne. Ale wszystkie informacje od czytelników Wirtualnej Polski potwierdziły się w najmniejszych szczegółach.

Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (NFOŚiGW) to publiczna instytucja finansowa, która ma wspierać działania obliczone m.in. na adaptację do zmian klimatu, ochronę wód przed zanieczyszczeniami, racjonalne gospodarowanie odpadami czy poprawę jakości powietrza. NFOŚiGW oferuje w tym celu pożyczki i dotacje, z których korzystają m.in. samorządy, przedsiębiorstwa, podmioty publiczne, organizacje społeczne, a także prywatne osoby. Instytucja ma na to potężne pieniądze. W 2021 r. jej przychody wyniosły 5,28 mld złotych.

Nadzór nad funduszem sprawuje minister klimatu i środowiska.

I to właśnie ministerka Anna Moskwa 25 lutego 2022 r. odwołała ze stanowiska prezesa NFOŚiGW Macieja Chorowskiego, a miesiąc później powołała w jego miejsce Przemysława Ligenzę. Podajemy jego pełne dane mimo zarzutów, które usłyszał w śledztwie toczącym się od 2016 r. w Mazowieckim Wydziale Zamiejscowym Departamentu ds. Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Warszawie. Mężczyzna zgodził się na podanie nazwiska i ujawnienie wizerunku.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zarzut korupcyjny

18 kwietnia 2018 r. Centralne Biuro Antykorupcyjne pochwaliło się dużą realizacją - wśród kilku zatrzymanych osób był m.in. właśnie Przemysław Ligenza. Według komunikatów CBA, w śledztwie zarzuty usłyszało w sumie 12 osób, w tym b. wiceprezes Agencji Rozwoju Przemysłu. A sprawa dotyczyła przestępstw polegających na powoływaniu się na wpływy, wyłudzania milionowych dotacji, pośrednictwa w załatwianiu spraw w instytucjach publicznych, składania i przyjmowania obietnic korzyści majątkowych oraz wręczenia i przyjęcia łapówek.

Ówczesny rzecznik CBA Piotr Kaczorek, informując o zatrzymaniu Przemysława Ligenzy, przedstawiał go jako "byłego wiceprezesa Urzędu Dozoru Technicznego w latach 2012-2016", który "przyjął korzyść majątkową w postaci wysokiego stanowiska w prywatnej spółce". Według ustaleń śledczych, tuż po zwolnieniu z UDT, Przemysław Ligenza został wiceprezesem jednej z czołowych polskich firm teleinformatycznych. W zamian za stanowisko miał podjąć się załatwienia sprawy na korzyść spółki - umorzenia ok. 50 mln zł kar umownych naliczonych przez Główny Inspektorat Transportu Drogowego. Przy tym miał powoływać się na swoje wpływy, związane z funkcją w UDT. Wcześniej, w tym samym śledztwie, CBA zatrzymało prezesa spółki, w której Przemysław Ligenza dostał pracę.

O co chodziło w sprawie z umorzeniem kary? W 2012 r. Główny Inspektorat Transportu Drogowego (GITD) kupił za 3,9 mln złotych rejestratory do swoich samochodów. Kontrakt obejmował też montaż oraz szkolenie z używania urządzeń. Dwa lata później GITD stwierdził, że jest niezadowolony z obsługi oraz jakości urządzeń. I wystawił sprzedawcy notę obciążeniową na 50,7 mln zł. Spółka nazwała te żądania "bezzasadnymi" oraz "absurdalnymi". I weszła w spór prawny z GITD. W tym miejscu w sprawie pojawia się Przemysław Ligenza.

Według śledczych, mężczyzna zaoferował przedstawicielom spółki, że doprowadzi do umorzenia kary. W zamian oczekiwał zatrudnienia go na eksponowanym stanowisku w firmie. I rzeczywiście - jak wynika z profilu Przemysława Ligenzy w serwisie LinkedIn - w okresie od lutego do kwietnia 2016 r. Ligenza był zatrudniony w spółce, na stanowisku wiceprezesa odpowiedzialnego za strategię i rozwój. Z zamieszczonego wpisu wynika, że odszedł ze względu na "różnicę opinii z właścicielem". Co ciekawe, sama spółka nie poinformowała Krajowego Rejestru Sądowego (który prowadzi rejestr firm) o objęciu stanowiska wiceprezesa przez Przemysława Ligenzę.

Zaznaczmy, że kilka miesięcy po pożegnaniu się z Ligenzą, spółka nie dość, że nie uzyskała umorzenia kary od GITD, to dostała kolejną notę obciążeniową, na kolejne 50 mln zł. I dopiero po wielu latach sporów sądowych, w 2020 r. firma podpisała z GITD ugodę, w ramach której miała zapłacić - zamiast 100 mln zł naliczonych w sumie dotychczas przez Inspektorat - jedynie 396 tys. złotych kary.

Kwitnąca kariera

W tym czasie Przemysław Ligenza robił już karierę w innej publicznej instytucji. Od 2017 r. był zatrudniony w Instytucie Meteorologii i Gospodarki Wodnej - Państwowym Instytucie Badawczym. Najpierw jako menedżer, odpowiedzialny za projekty informatyczne. Ale w 2018 r. nadzór nad IMiGW-PIB przeszedł z Ministerstwa Infrastruktury do Ministerstwa Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej, gdzie jako wiceministerka pracowała Anna Moskwa.

W kwietniu 2018 r. Przemysław Ligenza został zatrzymany przez CBA. Było o tym dosyć głośno w mediach. Ale służba nie chwaliła się wtedy, że zatrzymała pracownika państwowego instytutu. Przedstawiała go wyłącznie jako byłego wiceprezesa Urzędu Dozoru Technicznego, w dodatku powołanego w 2012 r., czyli za rządów PO-PSL,

Mimo zatrzymania, kariera Przemysława Ligenzy nie tylko nie zatrzymała się, ale przyspieszyła.

W styczniu 2019 r. został wybrany w konkursie na dyrektora IMiGW-PIB.

Trudno powiedzieć, czy komisja konkursowa nie wiedziała o sprawie prowadzonej przez CBA, czy zlekceważyła zarzuty korupcyjne, które ciążyły na Przemysławie Ligenzie Formalnie Ligenza spełniał wszystkie wymogi - w tym posiadanie stopnia naukowego doktora.

26 października 2021 Anna Moskwa została ministerką klimatu i środowiska. Cztery miesiące później odwołała dotychczasowego szefa NFOŚiGW, żeby w jego miejsce powołać Przemysława Ligenzę.

Upewniliśmy się w Prokuraturze Krajowej, czy w sprawie przeciwko Przemysławowi Ligenzie coś się nie zmieniło. Z odpowiedzi przesłanej nam w piątek, 23 września, o godz. 15:03 wynika, że śledztwo prowadzone w sprawie korupcji wciąż trwa, a Przemysław Ligenza wciąż jest podejrzany. "Zarzuty przedstawione Przemysławowi L. dotyczą czynu z art. 230 § 1 kk w zw. z art. 12 kk." - przekazał nam dział prasowy Prokuratury Krajowej. A to oznacza, że Ligenza będzie odpowiadał za płatną protekcję, której miał dopuszczać się z góry powziętym zamiarem. Grozi mu do ośmiu lat więzienia.

Jak się to ma do słów Kaczyńskiego?

Zapytaliśmy Annę Moskwę, dlaczego powołała na prezesa zarządu NFOŚiGW człowieka z zarzutami korupcyjnymi? Czy powołując Przemysława Ligenzę wiedziała, że ciążą na nim zarzuty korupcyjne? Nie uzyskaliśmy odpowiedzi na te pytania. Za to w mailu, którego nikt w ministerstwie nie odważył się podpisać własnym nazwiskiem, otrzymaliśmy informację, że "w przypadku gdyby na panu Przemysławie Ligenzie ciążyły jakiekolwiek zarzuty korupcyjne i pan Ligenza zostałby skazany prawomocnym wyrokiem sądu, zostałby niezwłocznie odwołany ze stanowiska Prezesa Zarządu NFOŚiGW". Przypomnijmy - na Przemysławie Ligenzie ciążą zarzuty korupcyjne postawione przez Prokuraturę Krajową. 

Samego Przemysława Ligenzę zapytaliśmy, czy podczas ubiegania się o posadę prezesa NFOŚiGW, a wcześniej dyrektora IMGW-PIB informował, że ciążą na nim zarzuty korupcyjne? Odpowiedział nam reprezentujący Ligenzę adwokat Paweł Wójcik. Stwierdził między innymi, że jego klient "został powołany na stanowisko Prezesa Zarządu Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej zgodnie z przyjętymi, transparentnymi i powszechnie znanymi regulacjami".

Dopytywany o komentarz do zarzutów korupcyjnych postawionych Ligenzie, jego prawnik odpisał, że "postawione mu pytania dotyczą informacji mogących być objętych klauzulą tajności postępowania przygotowawczego". Ani Ligenza, ani jego prawnik nie odpowiedzieli, czy poinformowali o ciążących na mężczyźnie zarzutach korupcyjnych Annę Moskwę lub innych przedstawicieli Ministerstwa Klimatu i Środowiska.

Centralne Biuro Antykorupcyjne nie odpowiedziało nam na pytanie, czy informowali Annę Moskwę o tym, że Przemysław L. miał zarzuty korupcyjne.

Zapytaliśmy też Mateusza Morawieckiego, czy wiedział, że ministerka jego rządu mianuje na ważne stanowisko człowieka z zarzutami korupcyjnymi. Dostaliśmy odpowiedź z KPRM, żeby kontaktować się w tej sprawie z Ministerstwem Klimatu i Środowiska. Zarówno Morawieckiego, jak i Annę Moskwę zapytaliśmy też, jak skomentują posadę dla człowieka z zarzutami korupcyjnymi przy okazji słów Jarosława Kaczyńskiego, który 4 września na spotkaniu w Mielcu mówił w kontekście zarzutów korupcyjnych, że "my karzemy naszych ludzi". Nie odpowiedzieli.

Szymon Jadczak, dziennikarz Wirtualnej Polski

szymon.jadczak@grupawp.pl

Źródło artykułu:WP magazyn
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2158)