Członkowie komisji śledczej przeciwni limitowi czasu
Członkowie sejmowej komisji śledczej badającej aferę Rywina są zgodni, że narzucanie limitu czasu pracy może odbić się na jakości sprawozdania. PSL i LPR jeszcze we wtorek mają złożyć do marszałka Sejmu projekt uchwały zobowiązującej komisję do przedstawienia sprawozdania do 15 lutego.
"Nie jest tak, że przypominamy niedźwiedzie tatrzańskie, które ułożyły się do snu, a poseł Giertych musi nas budzić: nie niedźwiedzie, nie śpijcie, tylko sprawozdanie piszcie" - tak szef komisji śledczej Tomasz Nałęcz skomentował pomysł narzucenia komisji terminu końca pracy.
Pokrzykiwanie nie pomaga
"Intensywnie pracujemy nad sprawozdaniem, a pokrzykiwanie z zewnątrz wcale nam nie pomaga" - zapewnił Nałęcz. Jego zdaniem to niedobry pomysł, żeby ludzie słabo zorientowani w pracach komisji dyktowali sposób jej działania.
Nałęcz wyjaśnił, że pisanie raportu jest skomplikowane, ponieważ chodzi o to, "by się nie poróżnić, żeby nie powstały trzy raporty, ale jeden, który będzie mógł też przyjąć Sejm". "Bardziej bym oczekiwał wsparcia ze strony klubów niż apodyktycznego narzucania rytmu pracy komisji" - podkreślił. Dodał też, że "takie reżyserowanie może doprowadzić do nieszczęścia".
Według Nałęcza, jeśli Sejm wyznaczy komisji jakiś termin, to jego realizacja może odbyć się kosztem jakości sprawozdania. "Zwłaszcza LPR powinna sobie wziąć do serca, że co nagle to po diable" - skwitował szef komisji.
Pośpiech przy łapaniu pcheł
Także członek komisji Zbigniew Ziobro (PiS) uważa, że "pośpiech jest wskazany przy łapaniu pcheł". "Komisja rychło powinna zmierzać do finału, ale nie możemy tego robić kosztem dochodzenia do prawdy" - podkreślił.
W opinii Ziobry komisja z pewnością zakończyłaby już prace, gdyby w zeszłym roku w lutym przyjęto jego wnioski, by na wstępie zebrać pełny materiał dowodowy i w oparciu o jego analizę prowadzić przesłuchania. "Tak się nie stało, co jakiś czas wypływały nowe materiały i trzeba było powtarzać przesłuchania" - dodał.
Ziobro ocenił, że "tak może być również teraz, bo są jeszcze twarde dyski komputerów, które nie zostały dosłane". "Nie mamy pełnego materiału dowodowego, więc nie możemy powiedzieć, co tam jest, a skoro nie możemy tego zrobić, nie możemy także rozstrzygnąć, czy będą potrzebne jeszcze przesłuchania, czy nie" - zaznaczył.
Pisanie na kolanie
Inny członek komisji Jan Rokita (PO) również jest zdecydowanie przeciwny, żeby narzucać limity terminowe. "Takie limity mają nas zmusić do pisania na kolanie, a takie pisanie ma nas zmusić do kompromisu z prawdą, więc w tym sensie jest to wniosek, z którego może się cieszyć Lew Rywin" - podkreślił.
"Mam dla wnioskodawców tego pomysłu propozycję, żeby siedli nad tymi 45 tysiącami kart i spróbowali je przeczytać do 15 lutego. Jak potrafią to zrobić, to my jesteśmy w stanie raport napisać szybciej" - skwitował Rokita.