PolskaCzeski film w TVP

Czeski film w TVP

W Europie najtęższe głowy debatują, co zrobić, by odzyskać media dla obywatelskiej refleksji.

Czeski film w TVP
Źródło zdjęć: © PAP

01.10.2009 | aktual.: 12.11.2009 13:18

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Czy telewizja nas ogłupia? Oczywiście, że tak. Neil Postman, nieżyjący już amerykański filozof, medioznawca, w książce „Zabawić się na śmierć” przenikliwie analizuje społeczeństwo czasów telewizji. O ile, podkreśla, słowo pisane, książka, porządkuje informacje i idee, to obecne czasy dokonują czegoś zupełnie przeciwnego. Nasza epoka to „świat rozbitego czasu i rozproszonej uwagi”. Cóż to oznacza? Ano to, że zasypywani jesteśmy każdego dnia górą różnych informacji, z różnych dziedzin, w których przemieszane są rzeczy istotne i błahe. Nie wiadomo, jakie znaczenie mają te informacje, wiadomo tylko, że są „najnowsze”. I że za chwilę zostaną zasypane kolejnymi „najnowszymi”. Wybieranymi na zasadzie takiej, by przyciągnąć uwagę widza.

„Zostańcie państwo z nami! Jutro kolejna porcja wiadomości!”, woła rozemocjonowany prezenter telewizyjnego programu informacyjnego, w którym usłyszeliśmy o terrorystach, seksskandalu, próbie malwersacji, morderstwach i wypadku samochodowym. Jutro będzie podobnie – kolejna porcja śmierci i taniej sensacji trafi do widza.

Po co?
Postman przestrzega – przekaz telewizyjny kieruje się do emocji, a nie do rozumu. Pomieszanie spraw poważnych z rozrywką degraduje sprawy poważne. Już nie wiadomo, co jest dla zabawy, a co na serio. W ten sposób z obywateli, świadomych, rozumnych, debatujących, stajemy się bezwolni.

Zabawiają nas, a my klaszczemy.

Gorzej – nie potrafimy łączyć informacji w ciągi przyczynowo-skutkowe, trudniej nam abstrakcyjnie myśleć.

Postman pisał to w połowie lat 80., pod wpływem obserwacji amerykańskich mediów, w prawie 100% komercyjnych. Dziś jego słowa nabierają aktualności w Polsce. Wystarczy posłuchać którejś z debat na temat mediów. Podczas krakowskiego Kongresu Kultury Polskiej, w panelu poświęconym roli mediów w promowaniu kultury, Jacek Żakowski mówił o ewolucji mediów w kierunku kiczu. I że media rozwijają kulturę „prostactwa, awantury, piekła i chamstwa”.

Parę dni wcześniej, podczas konferencji w Sopocie o przyszłości mediów, Tomasz Lis mówił z kolei: „Słyszeliśmy o konieczności digitalizacji mediów, ale w tej chwili w Polsce toczy się ich debilizacja. Za co odpowiadamy wszyscy. Także ja. Rynek sobie sformatował widza. Wykreował na bohatera chama, prostaka i ekshibicjonistę. Media nadążają za takimi upodobaniami widzów”. I dodawał: żyjemy na pustyni intelektualnej.

I ostrzeżenia medioznawców, filozofów, i refleksje praktyków wzajemnie się uzupełniają. W Europie najtęższe głowy debatują, co zrobić, by odzyskać media dla obywatelskiej refleksji. Bo demokracja staje się pusta, gdy obywatele decydują nie na podstawie przekonań, świadomego wyboru, własnych przemyśleń, tylko zaczarowani PR-owskimi sztuczkami. Pod wpływem emocji. Wystarczy rzut oka na polityczną scenę, by dojrzeć efekty tego procesu – ekspansję ugrupowań populistycznych, odwołujących się do fobii, najprostszych stereotypów, i kryzys liberałów oraz lewicy – najchętniej odwołujących się do rozumu. Do racjonalnych argumentów.

W tej sytuacji w naturalny sposób wzrok pada na media publiczne. Jeszcze kilkanaście lat temu skazywano je na zagładę, na nieuchronną prywatyzację, roztopienie się w świecie komercji.

Dziś mało kto już tak mówi, dziś mediom publicznym przypisywana jest coraz ważniejsza rola. Tak jak obywatel ma prawo do czystego powietrza, czystego chodnika, tak ma prawo do czystego, niezaśmieconego kanału informacji i debaty.
A w Polsce?
W Polsce w ostatnich tygodniach bardzo wiele mówi się o mediach publicznych. Tylko ile to jest warte?
Bo nad czym debatujemy – kto z kim zawiązał koalicję? Który zarząd jest prawdziwy? Która ustawa będzie regulowała rynek mediów? Czy za rok, po wyborach prezydenckich, Platforma weźmie w mediach wszystko? W tym nieprzyzwoitym rozgardiaszu szczególnie zabrzmiał głos samego premiera. Który oświadczył, że media publiczne go nie podniecają, bo jeszcze się nie zdarzyło, by wygrał wybory ten, kto je ma. W ten sposób poznaliśmy intelektualne horyzonty Donalda Tuska – zajmuje się sprawami, które go podniecają, a jeśli chodzi o media, patrzy na nie pod kątem tego, czy pomagają wygrać wybory, czy nie. I tyle. Więcej nie trzeba.

A żeby powyższa uwaga nie zabrzmiała zbyt zgryźliwie, trzeba dodać, że nic nie wskazuje na to, by polityczni konkurenci lidera PO patrzyli na media inaczej. Mamy więc w sprawie rynku mediów potężny kłopot. Bo skala problemu jest olbrzymia. Bo w tym wszystkim chodzi i o władzę (wybory, wybory!), i o gigantyczne pieniądze (zbliżająca się cyfryzacja to bój o miliardy), i o coś jeszcze ważniejszego – o kształt funkcjonowania społeczeństwa. O interes publiczny. Którego politycy w ogóle nie dostrzegają.

Środowiskom naukowym, dziennikarskim, twórczym zostało już więc jedynie alarmowanie. Krzyczą głośno. Może ktoś usłyszy... Pora na zakończenie. Niech nim będzie fragment „Fletu szczurołapa”, jednego z ostatnich wierszy Czesława Miłosza. Ten sam fragment, który Krzysztof Teodor Toeplitz uczynił mottem swej książki „Dokąd prowadzą nas media”.

...Flet szczurołapa wygrywa piękne melodie,
Głównie z repertuaru „Naszej małej stabilizacji”.

Obiecują one globalne kino i błogie wieczory
Z puszką piwa przed telewizyjnym ekranem.

Minie jedno, może dwa pokolenia, i młodzi
Odkryją nieznane ich ojcom uczucie wstydu.

Wtedy dla swojego buntu szukać będą wzorów
W dawno zapomnianej antyimperialnej rebelii.

Jak zmienić TVP, żeby była bardziej publiczna?

* Krzysztof Krauze, reżyser*
Przede wszystkim telewizja musi być odpolityczniona. Rzecz nie we wstawianiu jakichś pozycji do ramówek, bo wszystko zaczyna się od zarządu. TVP trzeba przywrócić obywatelom. Zmiany programowe mają być tego konsekwencją, i to daleką. Ważne, jak będzie ona zamocowana – czy w strukturach społecznych, czy w uzależnieniu od partii politycznych. Myślę, że to jest możliwe, bo nawet w wypowiedziach premiera Tuska pobrzmiewa wola, aby ustawę przygotowały jednak środowiska twórcze. I tylko o tym trzeba na razie rozmawiać.

* Prof. Wiesław Godzic, medioznawca*
Ten program nie może być zrealizowany pod rządami tej telewizji, bo to niemożliwe. Wyobrażamy siebie raczej hipotetyczną sytuację, kiedy nie trzeba dbać o oglądalność, ale taki program można wymyślić tylko w nowej firmie TVP. Wtedy należałoby przede wszystkim postawić na programy aktywizujące postawy obywatelskie. Służyłyby temu rzeczowe debaty najlepszych dziennikarzy, niekierujących się przesłankami poszczególnych opcji. Powinny też się tu znaleźć najostrzejsze w sensie obyczajowym programy, bo telewizja to miejsce, gdzie się rozmawia bez żadnego tabu o wszystkich sprawach. Niewątpliwie najlepsze powinny być „Wiadomości”, które w tej chwili nie są dobre, są złe. Nie przejmowałbym się natomiast czymś takim jak filmy w telewizji. Wyobrażam sobie, że program ten wypełniałaby seria filmów kontrowersyjnych, wcale nie najlepszych w historii kina, ale takich, na których można wychowywać obywatela, to byłaby propozycja niespokojna, wrażliwa na sprawy społeczne. Mogłaby też się tu znaleźć rozrywka i ewentualnie
edukacja, ale one powinny się mieścić głównie w kanałach tematycznych w sprywatyzowanej albo oddzielnej spółce. Taki powinien być, podkreślam, program minimum – bardzo atrakcyjna edukacja obywatelska, obyczajowy dobry polski serial, poważnie potraktowana polityka i najwyższa jakość wszystkich programów. * Andrzej Celiński, poseł, b. minister kultury*
Dzisiaj kluczowe wydaje mi się zrezygnowanie TVP z uczestnictwa w rynku reklam. Ale to wcale nie znaczy, że program trzeba układać tak, by telewizja była niepopularna i bardziej elitarna. Nie, broń Boże. TVP powinna się obyć jednym programem głównym – reszta jest niepotrzebna – i specjalistycznymi kanałami tematycznymi. Ten jeden program maksymalizuje liczbę odbiorców, zawiera sporo informacji, wiedzy i kultury. Tutaj dokonuje się wymiana idei. O proporcjach na razie nie ma co mówić, problemem są ludzie, którzy merytorycznie rządzą telewizją i których głównym zajęciem jest budowanie kapitału ludzkiego w społeczeństwie, to ludzie kultury, edukacji i mediów. Propozycje Platformy Obywatelskiej nie były najgłupsze, ale zabrakło konsekwencji. Najważniejsza jest prawdziwa wola polityczna tych, którzy mają władzę. Chłonność rynku jest wystarczająca, ale brakuje koła zamachowego, by rządzący stworzyli nowe struktury i pokazali wartości, które trudno będzie już zniszczyć różnym uzurpatorom. Telewizja powinna być
maksymalnie popularna – np. dobry film. Mamy takiego człowieka jak Roman Gutek, który potrafi pogodzić dwie sprawy – pokazywać ludziom filmy dobre i popularne. Tego oczywiście nie da się zadekretować, wszystko zależy od mądrych ludzi, którzy przedstawią ofertę estetyczną, skierowaną do szerokiej widowni, gdzie będzie teatr, muzyka, publicystyka i informacja, bardziej kwalifikowana, nawet kosztem masowej widowni. W mediach komercyjnych wszystko robi się pod rynek, pod sensację, kłótnię, ale czy my nie możemy sobie przed kamerami normalnie porozmawiać? Mam wrażenie, że sieczka komercyjna w telewizji publicznej jest nie do zniesienia. Jeśli zacznie się to robić inaczej, wtedy nawet telewizje komercyjne będą musiały postępować inaczej.

Janusz Kijowski, reżyser, dyrektor teatru
Nasza telewizja jest tak strasznie prowincjonalna i przaśna, nawet w wystroju studia widać, że przypomina lata PRL, kiedy były Studio 2 albo Studio Gama. Patrzę czasem nawet z nostalgią, bo to przypomina mi moją młodość. Natomiast dziennikarzy telewizyjnych trzeba by wysłać na jakiś kurs dokształcający, aby pozbyli się tych prowincjonalnych gestów i nabrali ogłady. Choćby w „Teleexpressie”, gdzie króluje jakaś archaiczna elegancja, bo to wciąż gierkowska „nowoczesność w domu i zagrodzie”. * Kazimierz Kutz, poseł, reżyser*
Wszystko jest w największym porządku, bo telewizja szybko zmierza w kierunku upadku. Jest kompletnie zdegenerowana i zidiociała. Na tych gruzach powstanie nowa, nie jako spółka prawa handlowego, która wszędzie zasłania się tajemnicą i nie daje kontrolować, ale jako instytucja użyteczności publicznej, oddana pod władzę samorządowi. Nie można już powielać starych błędów i trzeba politykom powiedzieć: ręce precz od telewizji. Ma być społeczna i apolityczna. Politycy mogą być do niej zapraszani i tylko tyle.

* Prof. Michał Kleiber, prezes PAN*
Nie ma wyjścia – ze względu na wagę mediów publicznych i dotychczasowe nieudane próby ich reformowania musi zostać podjęty trud przygotowania nowej ustawy. Ze świadomością, że szybko postępująca cyfryzacja i integracja metod komunikacji stawia przed nami wyzwania daleko wykraczające poza dotychczasowe dyskusje. Odpolitycznienie działalności mediów publicznych jest oczywiście szczytnym, ale w naszych warunkach nie do końca realnym celem. Należy więc skoncentrować się na sposobach zagwarantowania powszechnej dostępności przekazu realizującego rzetelną, dobrze zdefiniowaną misję publiczną. Składają się na nią według mnie stała refleksja na temat różnych kierunków rozwoju cywilizacji kosztem ograniczenia natrętnego upolityczniania spraw bieżących, promocja dalekosiężnie rozumianej polskiej racji stanu, pobudzanie kreatywności i szacunku dla wiedzy, atrakcyjne w formie poznawanie obcych języków i kultur. Uważam sposób realizacji misji mediów publicznych za jeden z kluczy do naszej przyszłości, dlatego taką trwogą
napawa dzisiejsza sytuacja.

Robert Walenciak, Bronisław Tumiłowicz

Źródło artykułu:WP Wiadomości
media publicznetelewizja publicznamedia
Komentarze (0)