Czesi są nieugięci, a granica ze Śląskiem wciąż zamknięta. "Nie rozumiemy tej decyzji"
Mieszkańcy Śląska wciąż nie wiedzą, kiedy będą mogli wjechać do Czech. Wiedzą za to, że przekroczenie granicy może ich kosztować nawet milion koron. - Staramy się intensywnie działać, pokazywać dane. Wyjaśniamy, że zamknięcie jednej granicy nic nie da - słyszymy w urzędzie marszałkowskim. Czesi jednak pozostają nieugięci.
24.06.2020 | aktual.: 24.06.2020 13:51
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Czeskie władze uznały Śląsk za obszar podwyższonego ryzyka, dlatego podjęły decyzję, że choć granice z Polską zostaną otwarte, to jednak wyjątek będzie stanowił Śląsk. Wszystko ze względu na wysoką liczbę zakażeń w województwie. Granica pozostaje zamknięta dla większości mieszkańców Śląska. Przekroczyć ją mogą tylko ci, którzy pracują w Czechach i posiadają negatywny, nie starszy niż 72 godziny, test na koronawirusa.
Od poniedziałku wznowiono również międzynarodowe połączenia kolejowe między Polską a Czechami. Czeska ambasada ostrzega jednak, że w przypadku pociągów jadących przez Śląsk, po czeskiej stronie mogą być prowadzone kontrole. Służby mają sprawdzać, czy któryś z pasażerów jest mieszkańcem Śląska. Mogą zażądać dokumentu, który potwierdza miejsce zamieszkania.
Decyzją o utrzymaniu obostrzeń na Śląsku oburzeni byli mieszkańcy i władze Cieszyna. - Jestem wściekła, bo zostaliśmy poinformowani w ostatniej chwili, nikt nie liczył się z tym, że to jest nasze życie - mówiła nam burmistrz Gabriela Staszkiewicz. Czeskie ministerstwo zdrowia zapewnia, że cały czas analizuje dostępne dane. Tymczasem za złamanie przepisów mieszkaniec Śląska może zapłacić karę w wysokości miliona koron, czyli prawie 170 tysięcy złotych.
Granica wciąż zamknięta. Ale współpraca się "zacieśnia"
Poza władzami Cieszyna o zmianę decyzji apelowali też Polacy, którzy mieszkają w Czechach i marszałek województwa. Napisał on list do premiera Andreja Babisza, co jednak nie przyniosło efektów. - Stało się coś zupełnie dla nas niezrozumiałego. Nie mieliśmy informacji, że do czegoś takiego może dojść. Pewnie zadziałalibyśmy wcześniej, gdybyśmy wiedzieli - przyznaje w rozmowie z WP Sławomir Gruszka, rzecznik marszałka.
- Teraz co kilka dni odbywają się wideokonferencje. Konsekwentnie pokazujemy Czechom dane z naszego województwa, tłumaczymy, że poza ogniskami sytuacja jest stabilna. Mówimy, że jesteśmy najlepiej przebadanym regionem w Polsce - kontynuuje rzecznik.
Jak mówi Gruszka, pomiędzy Czechami i Polakami doszło w ostatnim czasie do "zbliżenia stanowisk". - Zacieśniła się współpraca między sanepidami. Staramy się cały czas intensywnie działać, pokazywać dane. Tłumaczymy, że w regionach przygranicznych zamknięcie granicy to wielkie utrudnienie, a koronawirus jest problemem globalnym - oznajmia Gruszka.
- Wyjaśniamy, że zamknięcie jednej granicy nic nie da, skoro pozostałe granice są otwarte. Pokazujemy też przykład Słowaków, którzy nie zamykają granicy z nami. Mówimy również o Bawarii, gdzie liczby są wysokie, ale granicy nie zamknięto. Liczymy po prostu na jak najszybsze otwarcie granicy - podsumowuje.
Do urzędu nie dotarła jeszcze informacja o żadnej karze, którą Czesi nałożyli na mieszkańca Śląska za to, że przekroczył granicę. Ale tak samo nie padła żadna przybliżona data, kiedy granica mogłaby zostać otwarta. Czeskie ministerstwo zdrowia ostatni raz zaktualizowało swoją mapę zakażeń w poniedziałek. Śląsk niezmiennie oznaczony jest kolorem czerwonym, czyli jako region o najwyższym ryzyku zakażenia. Podobnie jak Portugalia i Szwecja.