Czas apokalipsy w Iraku
Amerykańska armia używała w Iraku fosforu, stosowała też pochodne napalmu, bomby kasetowe i pociski próżniowe. Czy USA dopuściły się zbrodni wojennych?
01.12.2005 | aktual.: 01.12.2005 10:03
Białe pióropusze fosforu nad miastem wyglądały jak fajerwerki z okazji drugiego zwycięstwa wyborczego George'a W. Busha, które świętowano właśnie hucznie w Waszyngtonie. Ale 8 listopada ubiegłego roku efektowne eksplozje nad szturmowaną Falludżą zwiastowały jedynie zagładę.
W zamkniętym mieście na północ od Bagdadu odłamki fosforowych bomb paliły skórę i trawiły tkankę aż do kości, bez trudu topiąc mięśnie. Fosforowy dym dusił ofiary w promieniu ponad stu metrów, wypalając im żywcem płuca i oczy, niszcząc wątrobę, serce i nerki. Tak zginęły setki, a być może tysiące Irakijczyków, którzy zostali w Falludży wraz z tysiącem islamskich bojowników.
Żółtawa substancja pachnie jak czosnek. Amerykańscy żołnierze nazywają ją cynicznie Wstrząśnij i Piecz, od popularnej przyprawy do kurczaków Shake and Bake sprzedawanej w foliowych torbach w supermarketach w USA. To śmiercionośny biały fosfor. Wystawiony na działanie powietrza zapala się i wydziela gęsty dym.
Armie całego świata używają pocisków z fosforem, by oświetlić pole bitwy albo stworzyć zasłonę dymną przed atakiem. Ale w listopadzie ubiegłego roku w Falludży ładunki z fosforem Amerykanie zastosowali jako broń zaczepną - za pomocą ognia i żrącego dymu "oczyszczali" kryjówki z irackich bojowników. Z rozpędu zrzucili je także na domy w Falludży, gdzie schronili się cywile. Przerażające skutki pokazał reportaż włoskiej telewizji RAI, wyświetlony w pierwszą rocznicę najbardziej okrutnej bitwy ostatnich lat.
Ukryta masakra
Reżyser Sigfrido Ranucci nie dowiódł niezbicie amerykańskiej zbrodni na ludności cywilnej. Pokazał tylko zeznania trzech amerykańskich żołnierzy, relacje korespondentów i kilkanaście dziwnie zmasakrowanych zwłok. Ale reportaż wstrząsnął sumieniem świata. Oglądając go, trudno nie odwrócić oczu od ekranu: zniekształcone ludzkie twarze zastygłe w nieopisanym cierpieniu, kobiety i małe dzieci z głębokimi ranami wyglądającymi na oparzenia.
Według zeznającego w filmie irackiego doktora to ofiary pocisków wypełnionych żrącym fosforem. Niezależni eksperci podejrzewają jednak, że niektóre z pokazanych zwłok uległy po prostu rozkładowi. Prawdziwe dowody użycia fosforu w Falludży - nadwęglone zwłoki - mogły zostać już starannie ukryte w masowych grobach. Kiedy wiosną tego roku o ofiarach fosforu wspomniało ministerstwo zdrowia w Bagdadzie, sprawę szybko wyciszono.
Fosforowa hipokryzja
Przez siedem dni po emisji reportażu RAI Pentagon szedł w zaparte. Bronił oficjalnej linii: "Nasza armia używała fosforu jedynie w ograniczonych ilościach do oświetlenia pola bitwy". Kłam zadali jej dopiero żołnierze. 14 listopada surfujący po Internecie przeciwnicy wojny w Iraku natrafili na rewelację - wspomnienia żołnierzy US Army, uczestników ataku w Falludży.
"Okazało się, że biały fosfor to bardzo skuteczna amunicja. Kombinacji z fosforem używaliśmy w Falludży, by wypłoszyć rebeliantów z kryjówek, a następnie normalnych pocisków odłamkowych, by ich zlikwidować" - wspominali marines na łamach kwietniowego wydania dwumiesięcznika "Artyleria Polowa".
Pentagon skapitulował, przyznał, że fosfor służył do ataków na kryjówki wroga. Jednak wciąż się broni, że jest to tylko zapalająca broń konwencjonalna. USA - w przeciwieństwie na przykład do Rosji i Chin - nie podpisały konwencji z 1980 roku zakazującej użycia fosforu i napalmu w rejonach walk, gdzie schroniła się ludność cywilna.
Falludża nie była pierwszym przypadkiem, kiedy Irakijczycy zginęli od bomb fosforowych. W 1991 roku fosforu użył przeciwko Kurdom w Ebrilu dyktator Saddam Husajn. W odtajnionym dokumencie amerykański wywiad określa fosforowe pociski Saddama jako zakazaną przez międzynarodowe konwencje broń chemiczną. - Kiedy tej broni używa Saddam, to broń chemiczna, ale kiedy używają jej Amerykanie, okazuje się, że to dozwolona konwencjonalna broń zapalająca - triumfował reżyser Sigfrido Ranucci.
Dymem i ogniem
Z prawnego punktu widzenia rację ma jednak armia USA. - Czysto formalna klasyfikacja bomb fosforowych jest jasna: zabijają na skutek ognia i wysokiej temperatury, a nie reakcji chemicznej - zastrzega w rozmowie z ,Przekrojem" Mark Garlasco, analityk wojskowy z nowojorskiej organizacji praw człowieka Human Rights Watch. Ale sztywna klasyfikacja budzi wątpliwości.
George Monbiot, brytyjski publicysta i autor wielu książek, uważa, że fosfor staje się bronią chemiczną, kiedy w ataku na ludzi użyte są jego właściwości chemiczne - nawet gdy zabija także za pomocą ognia, a nie wyłącznie żrącego dymu. - Zabójca nie przestaje być zabójcą, jeśli wytłumaczy, że jest jednocześnie włamywaczem - mówi "Przekrojowi" Monbiot.
Peter Kaiser, dyrektor Organizacji do spraw Zakazu Broni Chemicznej, oświadczył oficjalnie, że użycie bomb fosforowych w celu rażenia przeciwnika żrącymi oparami fosforu stanowiłoby zakazaną przez konwencję broń chemiczną. Na razie nie ma na to dowodów.
- Dla mnie jako prawnika takie użycie fosforu jak w Falludży wygląda na zbrodnię wojenną i pogwałcenie konwencji z 1993 roku o zakazie broni chemicznej, którą podpisały USA - mówi Michael Ratner, nowojorski prawnik z Centrum Praw Konstytucyjnych.
Według doniesień korespondentów w Iraku podczas operacji w Falludży Amerykanie popełnili także inne przestępstwa. - Przede wszystkim złamali konwencję genewską, używając nieproporcjonalnej siły rażenia w rejonie miejskim - mówi Ratner. Amerykanie nie dopuścili Czerwonego Krzyża, zbombardowali szpitale i aresztowali lekarzy, a przede wszystkim wbrew ratyfikowanej przez USA konwencji genewskiej nie chcieli wypuścić z miasta młodych Irakijczyków uciekających z pola walki. Blokada objęła nawet 12-14-letnich chłopców.
- W rok po Falludży ani my, ani Czerwony Krzyż, ani nikt nie wie, jaka była liczba ofiar cywilnych - mówi "Przekrojowi" Mark Garlasco. Ostrożne szacunki mówią o 5-6 tysiącach cywilów zabitych na co najmniej kilkanaście tysięcy tych, którzy zostali w mieście.
MK-77 - nowy napalm
"Nic nie pachnie, synu, tak jak napalm palący się o poranku" - mówił amerykański dowódca kawalerii powietrznej, bohater "Czasu Apokalipsy" Coppoli, jednego z najbardziej przerażających filmów o wojnie w Wietnamie. Niedawno wyszło na jaw, że także w Iraku US Army stosowała napalm, tyle że w nowej wersji. Nowa substancja nazywa się MK-77. Skutek jej działania jest jeszcze gorszy od klasycznego napalmu - żelowata płonąca zawiesina MK-77 parzy i topi ciało ludzkie. US Army zastosowała tę broń w walkach o mosty nad Tygrysem i koło kanałów w Bagdadzie, a wcześniej w bitwie o Safian Hill na granicy Kuwejtu. W Falludży i innych miastach US Army używała także innej straszliwej broni - paliwowo-powietrznych bomb termobarycznych. "Nasze pociski były uzbrojone w głowice składające się w 35 procentach z ładunku termobarycznego NE i w 65 procentach z konwencjonalnego" - czytamy w jednym z opisów ataku na Falludżę w "Marine Corps Gazette". Takie ładunki tworzą przed eksplozją chmurę gazów. Wybuch powoduje olbrzymie
zniszczenia na dużym obszarze - obraca w perzynę budynki, odsysa tlen, zabija ofiary falą uderzeniową, miażdżąc ludzi gigantycznym ciśnieniem. Skutki są podobne do eksplozji taktycznego ładunku nuklearnego.
- Wojna to wstrętne, ponure przedsięwzięcie. Nie rozumiem, skąd w ludziach bierze się to naiwne poczucie, że konflikty zbrojne toczone są według jakichś czystych reguł - mówi "Przekrojowi" profesor Lawrence Freedman z Instytutu Studiów Wojennych londyńskiego King's College. Zdaniem profesora armia amerykańska stosuje tę samą zasadę co każde siły zbrojne - używa wszystkich dostępnych środków, by zniszczyć wroga przy jak najmniejszych stratach własnych. - Nie było łatwej metody opanowania Falludży - mówi Freedman.
Zabić i do domu
Amerykanie i Brytyjczycy kierują się w Iraku zimnym pragmatyzmem. Bez ograniczeń strzelają z pocisków z głowicami wzmocnionymi warstwą zubożonego uranu, choć ich użycie w pobliżu rejonów zaludnionych narusza konwencje ONZ. Korespondent amerykańskiego dziennika "Christian Science Monitor" zmierzył promieniowanie przy wrakach irackich czołgów na przedmieściach Bagdadu, w ulubionym miejscu zabaw dzieci. W pobliżu odłamka amerykańskiego pocisku poziom radiacji przekracza tysiąc razy dopuszczalne normy. Według najostrożniejszych szacunków podczas tej wojny Amerykanie zostawili w Iraku 75 ton toksycznego uranu. Irackie szpitale odnotowują już wzrost przypadków zachorowań na raka i falę urodzeń dzieci z deformacjami genetycznymi.
W marcu i kwietniu 2003 roku Amerykanie używali w pobliżu irackich miast jeszcze jednej straszliwej broni: bomb kasetowych. Pociski te rozpryskują się przed wybuchem i rozpadają na dziesiątki lub setki małych "bombek". Na przykład używane przez Brytyjczyków pociski M26 rozpadają się na 644 miniładunki, każdy o rozmiarach kuli do bilardu. Zwykle do kilkunastu procent takich "bombek" nie wybucha od razu. Podobnie jak zakazane obecnie prawem międzynarodowym miny przeciwpiechotne, ładunki te cierpliwie czekają latami na swoje ofiary. W Iraku na polach, drogach i podwórkach pozostało 10 tysięcy minibomb, które znienacka zabijają i ranią ludzi w dwa i pół roku po "zakończeniu" wojny.
- Użycie pocisków i bomb kasetowych w pobliżu osiedli cywilnych łamie prawo międzynarodowe - podkreśla Mark Garlasco z Human Rights Watch. Według szacunków od czasu wojny z Irakiem w 1991 roku pozostałości bomb kasetowych zabiły cztery tysiące Irakijczyków.
Setki giną co miesiąc od zwykłych kul i bomb
- przede wszystkim w atakach terrorystów, ale także w incydentach na punktach kontrolnych i podczas tłumienia zamieszek. - Nie da się odróżnić, kto chce cię zabić, a kto nie. Jedynym sposobem przetrwania na tej gównianej wojnie jest zabijanie jak największej liczby ludzi. Potem trzeba wrócić do domu - powiedział jednej z gazet sierżant US Army John Meadows. To motto tysięcy wystraszonych amerykańskich żołnierzy.
Ile ofiar, tyle zbrodni
- Z pewnością w Iraku dokonano zbrodni wojennych - twierdzi James Jennings, przewodniczący antywojennej organizacji amerykańskiej Conscience International. Jako najjaskrawsze przykłady podaje zmasowane naloty na obiekty pełniące funkcje cywilne albo pozbawione znaczenia wojskowego, na przykład ministerstwa w Bagdadzie.
- W każdej wojnie kluczowym kryterium do generalnej oceny, czy przestrzegano konwencji genewskich, jest ostateczna liczba ofiar cywilnych - mówi "Przekrojowi" Michael Ratner. A według wiarygodnych szacunków ekspertów brytyjskich i szwajcarskich w wyniku stosunkowo krótkich działań oddziałów amerykańskich zginęło od wiosny 2003 do jesieni 2004 roku około 40 tysięcy irackich cywilów. To zdaniem Ratnera wystarczy, by podejrzewać, że Amerykanie używali zbyt wielkiej siły, zaniedbując ochronę ludności cywilnej. - Zbrodnie wojenne mogły zostać popełnione, ale nie mamy na to na razie żadnych twardych dowodów - zastrzega Human Rights Watch.
Prawnik Michael Ratner nie składa broni. W 2003 roku kierowane przez niego Centrum Praw Konstytucyjnych próbowało postawić przed sądem za bezprawną agresję prezydenta Busha. W tym roku pozwał do sądu w Niemczech ministra obrony USA Donalda Rumsfelda w związku z torturowaniem irackich więźniów w Abu Ghraib. Przegrał, ale już zapowiada apelację i specjalne śledztwo w sprawie użycia fosforu w Falludży. Ratner chce, by sprawą zajął się ONZ. To jednak działania dość symboliczne. USA nie podpisały protokołów do konwencji genewskich. Nie uznają też Międzynarodowego Trybunału Karnego, a żołnierzom US Army, którym udowodniono zbrodnie wojenne, wymierzają kary sami - w większości śmiesznie niskie. Zgromadzenie dowodów zbrodni jest na razie niemożliwe - po roku nie wiadomo nawet, ile ofiar pochłonął szturm na Falludżę.
- Wojna, która została rozpętana w imię humanitaryzmu, zmieniła się w humanitarną katastrofę - mówi brytyjski publicysta George Monbiot. Takiego samego zdania jest tegoroczny laureat literackiej Nagrody Nobla, brytyjski dramaturg Harold Pinter. - Przynieśliśmy Irakijczykom tortury, bomby rozpryskowe, zubożony uran, niezliczone masakry i zniszczenie, nazywając to szerzeniem wolności i demokracji na Bliskim Wschodzie. Wzbudziliśmy tym zacięty i nieustanny opór, niosąc ze sobą spustoszenie i chaos.
Chcąc nie chcąc, Polska ma w tym swój udział.