Czarnogóra będzie w NATO. Co zrobi Rosja?
Czarnogóra nie jest w stanie zaoferować NATO ani wzmocnienia siły militarnej sojuszu, ani wielkich korzyści geopolitycznych. Jednak zaproszenie maleńkiego państwa do akcesji przez NATO jest ważnym symbolem dla państw regionu i sygnałem wysłanym Rosji. Może jednak spowodować kolejną odsłonę napięć między Zachodem a Rosją.
03.12.2015 | aktual.: 03.12.2015 21:17
Z 650 tysiącami mieszkańców, liczącą niespełna 2 tysiące żołnierzy armią i słabą, uzależnioną od Rosji gospodarką, Czarnogóra nie wydaje się szczególnie atrakcyjnym kandydatem na wojskowego sojusznika. A jednak to małe państwo zostanie niedługo najnowszym członkiem Sojuszu Północnoatlantyckiego. Co więcej, jak tłumaczy w rozmowie z WP Michał Baranowski, ekspert think-tanku German Marshall Fund w Warszawie, zaproszenie do wstąpienia do NATO dla Czarnogóry ma duże znaczenie zarówno dla samego sojuszu, jak i dla całego regionu.
- To oczywiście sprawa bardziej symboliczna niż strategiczna, ale mimo to ważna dla NATO. Chodzi o podkreślenie tego, że polityka otwartych drzwi nadal jest kontynuowana, bo od szczytu w Bukareszcie w 2008 nie było żadnych kolejnych rozszerzeń, mimo starań innych państw - mówi Baranowski. - Poza tym, fakt, że Czarnogóra jest krajem byłej Jugosławii daje nadzieje i przykład także innym państwom regionu, w tym Serbii, że mają szanse na integrację z zachodnimi strukturami - dodaje. Symbolika jest tym mocniejsza, że jeszcze 16 lat temu Czarnogóra - wówczas, razem z Serbią tworząca Jugosławię - była bombardowana przez siły NATO w konsekwencji wojny w Kosowie.
Kiedy akcesja Czarnogóry stanie się faktem, będzie to oznaczać, że państwa NATO będą kontrolować całą linię brzegową basenu Adriatyku. Jednak ważniejszy od strategicznego jest być może aspekt polityczny decyzji. Zaproszenie dla Czarnogóry to bowiem jasny sygnał wysłany Rosji, że Sojusz jest gotowy kontynuować przyjmowanie nowych członków, nawet mimo sprzeciwu Kremla, który od dawna sprzeciwiała się kolejnym rozszerzeniom sojuszu. A sprawa Czarnogóry jest dla Moskwy tym bardziej drażniąca, że oba państwa łączą szczególne stosunki, zarówno historyczno-polityczne wynikające z rosyjsko-jugosłowiańskiego sojuszu, jak i gospodarcze. Według szacunków, nawet 40 proc. nieruchomości w Czarnogórze jest w rękach Rosjan. Rosja jest też zdecydowanie największym źródłem kapitału dla powstałej w 2006 roku republiki. Dlatego Kreml od dawna przestrzegał. Jeszcze we wrześniu minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow zapowiedział, że jeśli dojdzie do zaproszenia Czarnogóry, Rosja potraktuje je jako "prowokację". Teraz, gdy
stało się faktem, rzecznik prezydenta Putina natychmiast zareagował, obiecując podjęcie "działań odwetowych" - choć nie chciał powiedzieć jakich.
- Takiej reakcji wszyscy się spodziewali. Mimo to nie przewidywałbym jakichś drastycznych kroków, bo Rosjanie mają większe problemy, szczególnie teraz w następstwie kryzysu relacji z Turcją - mówi Baranowski. - Jednym sposobem reakcji Rosji mogłoby być np. publiczne, bardziej symboliczne ogłoszenie, że Czarnogóra jest teraz "na celowniku" - dodaje. Właśnie w ten sposób na wiadomość o zaproszeniu państwa nad Adriatykiem zareagował szef komisji spraw zagranicznych rosyjskiej Dumy Aleksiej Puszkow: - Dla Rosji, Czarnogóra jest teraz potencjalnym zagrożeniem dla bezpieczeństwa naszego kraju - powiedział. Jednak na tym rola Rosji nie musi się skończyć. Moskwa może użyć swoich wpływów w Czarnogórze, by wykoleić proces akcesyjny. Wskazywać mogą na to stosunkowo niewielkie, lecz gwałtowne antynatowskie protesty trwające od kilku dni w stolicy kraju, Podgoricy. Premier kraju Milo Djukanović o inspirację demonstracji bezpośrednio oskarżył Moskwę. - Nie wiadomo, jaki jest stopień rosyjskiego zaangażowania w to, ale
wiemy że jest potencjał, a na pewno zainteresowanie ze strony Rosji, by próbować destabilizować Czarnogórę tak, by nie mogła ona wstąpić do NATO - powiedział Radiu Wolna Europa prof. Edward Joseph z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa.
Koniec otwartych drzwi?
O ile w sprawie Czarnogóry Sojusz postanowił działać wbrew obiekcjom Rosji, to wątpliwe jest, by podobnie postąpił w sprawie dwóch innych państw od dawna starających się o dołączenie do NATO: Gruzji i Ukrainy. W przypadku Ukrainy szanse na członkostwo w NATO w przewidywalnej przyszłości przekreślił konflikt w Donbasie. Przed Gruzją scenariusz rysuje się podobnie. Nie tylko za sprawą rosyjskiego sprzeciwu.
- Przypadek Gruzji jest dużo trudniejszy od Czarnogóry. Gruzja od dawna walczy o tzw. MAP, czyli plan torujący drogę do członkostwa. Ostatnio gruziński minister obrony napisał nawet w "Wall Street Journal" bardzo ostry artykuł mówiący: powiedzcie nam "tak" albo "nie". Problem w tym, że NATO zupełnie nie ma apetytu ani żeby powiedzieć "tak", ani "nie". Tym bardziej, że są ważne przeszkody techniczne: nieustalone granice i zamrożone konflikty z Rosją - mówi Baranowski. Ekspert dodaje, że NATO nie chce nadmiernie drażnić Rosji i woli skupić się na wzmocnieniu obrony obecnego obszaru, niż na ekspansji. - Gruzini robią bardzo wiele, by zintegrować się z NATO politycznie i wojskowo, lecz wejście do NATO jest bardzo daleko. Spodziewam się tego, że zgodzimy się niestety jedynie na jakiś pakiet bliższej współpracy z Gruzją, który jednak będzie poniżej tego, czym jest MAP - przewiduje analityk.