PolskaCyfrowy spacer po Dolnym Śląsku

Cyfrowy spacer po Dolnym Śląsku

Cyfrowy spacer po Ostrowie Tumskim, wirtualne błąkanie się po Dworcu Głównym, binarne piwo w Mleczarni i miłość życia, też na monitorze – całość utopiona w surrealizmie.

Cyfrowy spacer po Dolnym Śląsku
Źródło zdjęć: © WP.PL

19.05.2007 | aktual.: 19.05.2007 11:57

Bohater świata zniszczonego nuklearną eksplozją szuka broni wśród śmieci postnuklearnego Junktown. Bandyta, kradnący samochody i zabijający na zlecenie, goni za bogactwem, grasuje w Vice City. Krasnolud z toporem szuka dobrej knajpy w Ironforge. Wszystkie te miasta są fikcyjne, istnieją tylko w grach. Rzadko zdarza się, by prawdziwa metropolia trafiła do wirtualnej rzeczywistości. Wśród tych niewielu miast, które stały się miejscem rozgrywania komputerowych potyczek, są Berlin i Stalingrad, które zdobywamy jako żołnierze II wojny światowej, czy Rzym, gdzie wcielamy się w rolę nadzorcy. Gry strategiczne pozwalają zarządzać miastami, ale nie można po tych miejscach spacerować. W grze Marcina Drewsa nie będziemy walczyć ani z okupantem, ani troszczyć się o infrastrukturę. Jego projekt to "przygodówka", w której bohater wędruje ulicami miasta. W czasie podróży rozwiązuje zagadki, by odsłaniać kolejne fragmenty wymyślnej fabuły. Na jej końcu czeka nas romans i ratunek. – Grę piszę od dwóch miesięcy, jako pracę
dyplomową. Przypuszczam, że zagrać będzie można już we wrześniu – mówi autor. Pochodzi z Lubina. Jest dziennikarzem, muzykiem i pisarzem amatorem. Dzięki temu gra, do której napisał scenariusz, zyskała uznanie na całym świecie. – Nazywała się Space Interceptor – opowiada pan Marcin. – To tak zwana "kosmiczna strzelanka", w Niemczech kosztowała trzydzieści euro – dodaje.

Ale jako człowiek o bujnej wyobraźni, potrzebie tworzenia i z zamiłowaniem do surrealizmu postanowił zrobić własną grę. Tak powstała Magritte. Jej bohater to mężczyzna w średnim wieku. Zmęczony życiem i zagubiony. Gdy zastanawia się nad sensem życia, pojawia się człowiek z obrazu Rene Magritte’a. Mężczyzna, który zamiast twarzy ma jabłko. – Zdradza bohaterowi tajemnicę – opowiada twórca gry. – By ocalić samego siebie, musi odnaleźć pewną dziewczynę. W tym celu należy rozwiązać zagadkę. Jej poszczególne elementy odnaleźć można we Wrocławiu – zapowiada Marcin Drews. Stan psychiczny bohatera wpływa na to, jak widzimy w tej grze Wrocław. Jest mroczny, tajemniczy i staromodny. W tej niepokojącej atmosferze trzeba kojarzyć ze sobą fakty, wspierając się znajomością malarstwa Magritte’a. Odnajdywać kolejne ścieżki i rozmawiać z ekscentrycznymi postaciami. Wszystko w stolicy Dolnego Śląska.

Wrocław wystąpi w grze, bo uwiódł Marcina od pierwszej wizyty. – Uwielbiam to miasto. Na przekór większości, która deklaruje, że najpiękniejszy jest Kraków. O Warszawie nie mówię, bo jest brzydka i tłoczna – śmieje się Drews. – Najwspanialsze są te wąskie uliczki poukrywane w różnych miejscach. To tam kryje się dusza Wrocławia – dodaje. Wspomina, jak przed kilku laty znajomy zabrał go na ulicę Włodkowica. Synagoga i stare knajpki z przedwojennymi tablicami sprawiły, że poczuł się jak w powieści Jonathana Carrolla – magicznie. – Nim tam dotarliśmy, szliśmy ulicą św. Antoniego – wspomina. – Gęstość zakładów pogrzebowych też zrobiła na mnie niemałe wrażenie – uśmiecha się. Najmilsze wspomnienia wiążą się jednak z jego muzą. To tajemnicza kobieta, którą tu kiedyś poznał. Jest pierwowzorem kobiety, która czeka na bohatera gry, by uratować jego świat. – Dla gracza buszowanie po wirtualnej wersji rzeczywistego miasta to gratka podejmowania decyzji bez ponoszenia konsekwencji – tłumaczy dr Augustyn Surdyk z
Polskiego Towarzystwa Badania Gier. – Dzięki temu może uczyć się podejmować właściwe wybory. Według niego wirtualna rozgrywka tocząca się w mieście, które gracz zna z rzeczywistości, to dodatkowa przyjemność. Ale powstanie takiej produkcji to też możliwości edukacyjne i promocyjne. – Uczestnika takiej rozrywki można stawiać w sytuacjach, w których zdobywa wiedzę. Tak jest w przypadku gry Marcina Drewsa. Gracze będą zaznajamiali się z malarstwem Magritte’a i poznawali Wrocław – zaznacza dr Surdyk. Również dla medioznawcy dr. Leszka Pułki taka produkcja to szansa na promocję miasta. – Kocham Wrocław i popieram wszystko, co mu się może przysłużyć – zapewnia medioznawca. – Taka gra ma też szansę na stanie się sztuką. Z motywu miasta, po Biblii, najczęściej korzystają artyści. Miasto to przecież też dzieło sztuki, a gra to zagadka, przygoda, magia, a sztuka jest z magią spokrewniona. •

Maciej Czujko, Polskapresse

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)