Córka prezydenta siedzi na fortunie
Córka prezydenta Uzbekistanu Islama Karimowa w ostatnich latach stała się jedną z najważniejszych osób w Azji Środkowej dzięki fortunie, jaką zbudowała za czasów rządów swego ojca - napisał "Financial Times".
31-letnia Gulnora Karimowa zbudowała swe imperium finansowe w tajemnicy - nikt nie zna początków jego tworzenia, większość interesów owiana jest mgiełką tajemnicy. Wiadomo tylko, że w ciągu dwóch ostatnich lat córka prezydenta kraju zainwestowała w sieć telefonii komórkowej oraz w jedną z największych cementowni w kraju.
Dziennikarskie śledztwo, jakie przeprowadził "Financial Times", nie potrafiło wykazać, jak wielkim majątkiem dysponuje Karimowa. Jej interesy związane są z firmami zarejestrowanymi w kilku rajach podatkowych. Za ich pomocą weszła w posiadanie ponad 50% akcji firmy Uzdunrobita, największego operatora sieci komórkowej w kraju, oraz stała się właścicielką 44,5% udziałów w fabryce cementu Quavasay, jednej z największych fabryk w kraju.
Z dokumentów, do jakich dotarli dziennikarze "FT" wynika, że za udziały w Quavasay jedna z firm Karimowej zapłaciła niecałe 200 tysięcy dolarów.
Wiadomo, że Karimowa posiada trzypiętrowy apartament w Moskwie o wartości ponad miliona dolarów. Rosja to jedyny kraj, do którego córka prezydenta Uzbekistanu może jechać bez ryzyka aresztowania - podkreśla "FT".
Prezydent Karimow rządzi Uzbekistanem od 1991 roku. Stał się ważnym sojusznikiem USA w centralnej Azji od czasu wojny w Afganistanie - na terenie kraju znajduje się m.in. amerykańska baza lotnicza.
Nie słabną jednak spekulacje, że stan zdrowia prezydenta jest coraz gorszy i niedługo ustąpi on ze sceny politycznej. Zbudowanie fortuny przez jego córkę ma być formą zapewnienia spokojnego bytu dla całej rodziny Karimowów w przyszłości - uważa Martha Brill Olcott, ekspert ds. azjatyckich z ośrodka analitycznego Carnegie Foundation. "Lub też imperium pani Karimow to zapowiedź stworzenia dynastii na szczytach władzy Uzbekistanu. Byłoby to jednak bardzo niebezpieczne posunięcie, bowiem niosłoby za sobą ryzyko destabilizacji sytuacji politycznej w 26-milionowym kraju" - podkreśla Olcott.