Coraz większy burdel, czyli sprawa Kamińskiego i Wąsika nie ma końca [OPINIA]

PiS zrobiło z naszego wspólnego domu spelunę. I gdy w końcu odebrano od niej klucze i nowi gospodarze weszli na inspekcję, niemal wszyscy dostrzegli pośrodku wiadro z... czymś nieprzyjemnym. Kłopot w tym, że postanowił centralnie w nie wejść Szymon Hołownia - by nie urazić poprzednich "włodarzy".

Marszałek Sejmu Szymon Hołownia
Marszałek Sejmu Szymon Hołownia
Źródło zdjęć: © PAP | PAP/Leszek Szymański
Patryk Słowik

Niedopuszczalna jest sytuacja, w której ludzie skazani prawomocnym wyrokiem za przestępstwa urzędnicze śmieją się wszystkim w twarz i zasiadają w Sejmie.

Złe było to, jak Prawo i Sprawiedliwość przez osiem lat zachwaściło prawo.

Ale bądźmy szczerzy - marszałek Sejmu Szymon Hołownia zachował się w sprawie mandatów poselskich Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika najgorzej, jak tylko się dało.

Nie chciał eskalować konfliktu, a wskutek jego działań mamy dziś jeszcze większy galimatias.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Kiepskie "uwolnienie"

Odrobina faktów, bo łatwo się w tym wszystkim pogubić.

Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik, politycy PiS-u, zostali prawomocnie skazani na kary bezwzględnego pozbawienia wolności.

Po wyroku pierwszej instancji, a przed orzeczeniem drugiej, zostali ułaskawieni przez prezydenta Andrzeja Dudę.Duda wówczas powiedział, że chce uwolnić wymiar sprawiedliwości od tej sprawy. W ten sposób jednak prezydent wymiar sprawiedliwości obarczył dodatkowymi kłopotami.

Pojawiło się bowiem pytanie, czy można ułaskawić osobę nieskazaną. Trybunał Konstytucyjny orzekł, że można. Sąd Najwyższy, że nie można. Sąd powszechny poszedł śladem Sądu Najwyższego.

Gdy wydano prawomocne wyroki skazujące, pojawiła się kolejna kwestia: czy skazani są posłami.

W art. 247 par. 1 pkt 2 kodeksu wyborczego określono, że "wygaśnięcie mandatu posła następuje w przypadku utraty prawa wybieralności lub nieposiadania go w dniu wyborów".

Kamiński i Wąsik, prawomocnie skazani na karę pozbawienia wolności, utracili prawo wybieralności.

I wielu ekspertów mówi: nie są posłami od chwili prawomocnego skazania.

Ale w Kodeksie wyborczym określono dalszą procedurę. W art. 249 par. 1 wskazano, że wygaśnięcie mandatu posła niezwłocznie stwierdza marszałek Sejmu w drodze postanowienia. Stwierdził.

A w art. 250 par. 1 Kodeksu wyborczego wskazano, że od postanowienia marszałka Sejmu posłowi przysługuje prawo odwołania do Sądu Najwyższego.

Odwołania do Sądu Najwyższego trafiły. I - nie komplikując nadmiernie wywodu, który jest jeszcze bardziej zawiły niż tu przedstawiam - znalazły się w Izbie Pracy i Ubezpieczeń SN.

Wyznaczono dwa różne składy - do dwóch różnych polityków. Sprawą Mariusza Kamińskiego mają zająć się "starzy" sędziowie. Sprawą Macieja Wąsika mieli się zająć "nowi".

Tyle że sędzia sprawozdawca przekazał sprawę do Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN. Skład tej izby już orzekł: uchylił postanowienie marszałka Sejmu o wygaszeniu mandatu.

Tu zaznaczmy: izba kontroli jest przez wielu ekspertów nieuznawana. Niedawno Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej stwierdził, że nie jest sądem w rozumieniu prawa UE.

Za kilka dni, 10 stycznia, sprawą Mariusza Kamińskiego zajmą się sędziowie izby pracy. Uznawanej przez wszystkich. Niewykluczone, że orzekną inaczej niż orzekli ci z izby kontroli.

Jeśli tak się stanie, dojdzie wtedy do sytuacji, w której dwóch polityków, skazanych w praktyce za to samo, będących w identycznej sytuacji, zostałoby w ramach procedury odwoławczej potraktowanych zupełnie inaczej. Nonsens, prawda? Nonsens, do którego przyczynił się marszałek Sejmu Szymon Hołownia.

Trzy zonki Hołowni

Większość ekspertów uważało, że po prawomocnym wyroku skazującym Kamiński i Wąsik przestają być posłami.

Ale Szymon Hołownia stwierdził inaczej - uznał, że panowie są posłami, bo przysługuje im prawo odwołania się. Ba, marszałek - nie chcąc eskalować emocji - dopuścił nawet Kamińskiego i Wąsika do udziału w obradach. To przecież podczas posiedzenia, na którym Mariusza Kamińskiego w ocenie wielu prawników nie powinno być, Kamiński pokazał gest Kozakiewicza.

Hołownia wpadł w pułapkę. Spójrzmy bowiem na różne warianty, które teraz się rysują. Pierwszy: przyjmujemy wszyscy, że izba kontroli miała prawo orzekać i uznajemy jej orzeczenie. Tyle że to przejście do porządku dziennego nad tym, że izba ta orzekać nie powinna. I Szymon Hołownia nie może tak uznać, bo uważał, że izba kontroli orzekać w sprawie Kamińskiego i Wąsika nie powinna, dlatego skierował odwołania do izby pracy.

Wariant drugi: orzeczenie zapadło w niewłaściwej izbie, więc traktujemy sytuację tak, jakby orzeczenia w ogóle nie było. Ale wtedy, zgodnie z wcześniejszym podejściem Szymona Hołowni, Maciej Wąsik nadal jest posłem. Nie zakończyła się bowiem procedura odwoławcza i nie wiadomo, czy w ogóle kiedykolwiek się zakończy. A Wąsik, co by o nim myśleć, ma prawo do sądu określone w konstytucji - i nie można go pozbawić mandatu dlatego, że właściwy sąd nie zajął się jego sprawą.

Jest też wariant trzeci: Szymon Hołownia zmieni zdanie i uzna, że jednak do wygaśnięcia mandatu doszło wraz z wydaniem prawomocnego wyroku sądu.

To by wymagało jednak przyznania się do wcześniejszej błędnej interpretacji. A także rodziło ewentualną odpowiedzialność, nawet karną, Szymona Hołowni, bo przyznałby on zarazem, że dopuścił do udziału w obradach Sejmu osoby nieuprawnione.

Spór w sądzie

Ale prawdopodobny jest jeszcze - obiecuję, że już kończę tę wyliczankę - wariant czwarty.

W samym Sądzie Najwyższym jest bowiem spór pomiędzy "starymi" a "nowymi" sędziami, kto powinien orzekać w sprawie mandatów posłów.

Nie można wykluczyć sytuacji, w której "starzy" uznają, że "nowi" nie mogli orzekać w sprawie Macieja Wąsika i sami z siebie, nie ustalając tego w ogóle z pierwszą prezes SN, wydadzą orzeczenie. I tak się złoży, że odwołanie Wąsika oddalą. To orzeczenie zaś marszałek Sejmu uzna za obowiązujące, w efekcie czego uzna, że Maciej Wąsik posłem nie jest. Tak czy inaczej, powstał niesłychany bałagan.

Najlepiej dla polskiego państwa by było, gdyby panowie Kamiński i Wąsik uznali wyrok skazujący, nie wykłócali się o sejmowe mandaty, a prezydent - jeśli tego chce - jeszcze raz ich ułaskawił. Tyle że wszyscy doskonale wiemy, że do takiego gestu nie dojdzie.

W efekcie obserwujemy to, jaki bajzel prawny zostawiło Prawo i Sprawiedliwość po swoich rządach. A marszałek Sejmu, ostrzegany przecież, centralnie w to wdepnął. I mamy to, co mamy.

Patryk Słowik jest dziennikarzem Wirtualnej Polski

Napisz do autora: Patryk.Slowik@grupawp.pl

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (4216)