Coraz optymistyczniej w gospodarce
Od zeszłego roku informacjom o poprawiającej się sytuacji gospodarczej towarzyszyły westchnienia ekonomistów: Żeby jeszcze zaczęły rosnąć inwestycje!. Poniedziałkowe dane GUS o tegorocznych wydatkach na ten cel pozwalają sądzić, że ich życzenia spełniają się. Wprawdzie jeszcze niecałkowicie, ale zmiany są już wyraźnie widoczne - pisze Halina Bińczak w "Rzeczpospolitej".
Oczywiście: ze względu na techniczne zacofanie wielu krajowych firm czy całych działów gospodarki lepiej byłoby, gdyby wzrost inwestycji zaczął się wcześniej i był silniejszy. Przedsiębiorstwa zaczynają jednak inwestować dopiero wówczas, kiedy wyliczą, że im się to opłaci - i kiedy je na to stać. Trzeba było ponad roku stopniowej poprawy sytuacji gospodarczej, żeby uznały, że ten moment już nadszedł - podkreśla publicystka dziennika.
To, że coraz więcej firm decyduje się na inwestowanie, oznacza więc, że lepiej oceniają swoje przyszłe perspektywy. Liczą przede wszystkim na rynki zagraniczne. O takiej orientacji świadczy rosnący odsetek eksporterów. To bardzo korzystne zjawisko, bo oznacza, że polskie firmy są już zdolne do działania w międzynarodowej konkurencji. Z perspektywy całej gospodarki dotychczasowy wzrost inwestycji ma jednak słabą stronę. Prowadzi raczej do zwiększenia wydajności pracowników niż ich liczby. To oznacza, że nie ma co oczekiwać szybkiego zmniejszenia bezrobocia. Żeby to osiągnąć, trzeba nie tylko czekać na efekty rozwoju gospodarki, ale tak zmieniać jej otoczenie, żeby warto było nie tylko inwestować, ale i zatrudniać - konkluduje komentatorka "Rzeczpospolitej".