Co z tą mafią?
Mimo doraźnych sukcesów policji polskie podziemie przestępcze działa pełną parą. Starzy Gangsterzy wychodzą zza krat, ale nowi są lepiej zorganizowani i równie bezwzględni.
26.05.2008 | aktual.: 26.05.2008 13:15
20 tysięcy złotych. Tyle można zarobić za pomoc w ujęciu Rafała Szkatulskiego. „Szkatuła”, bo taką ma ksywę w półświatku, od kilku miesięcy gra policji na nosie. Jego zdjęcia wiszą we wszystkich posterunkach, a dla specjalnego wydziału Centralnego Biura Śledczego (CBŚ)
zajmującego się poszukiwaniem ukrywających się gangsterów jest celem numer jeden. A jednak detektywi nie mają nic. Jedna z przyjętych hipotez mówi co prawda, że „Szkatułę” mógł ktoś wykończyć, a ciało zakopać gdzieś na odludziu. To jednak mało prawdopodobne, bo są sygnały, że Szkatulski nadal pociąga za sznurki. Po prostu się ukrywa, tylko nie wiadomo gdzie. Dlatego śledczy zdecydowali się na krok ostateczny. Za wskazanie miejsca pobytu gangstera szef policji wyznaczył nagrodę pieniężną. Do tej pory takie nagrody były wyznaczane jedynie za pomoc w rozwikłaniu spraw zupełnie beznadziejnych, jak kradzież obrazu Claude’a Moneta z Muzeum Narodowego w Poznaniu w 2000 roku czy zabójstwo generała Papały. – Wyznaczenie takiej nagrody za wskazanie
kryjówki przestępcy to chwytanie się brzytwy, oznaka zupełnej bezradności – przyznaje jeden z oficerów CBŚ.
Starzy w odwrocie
Mija 20 lat, od kiedy w naszym kraju pojawiły się zorganizowane grupy przestępcze. I 10, od kiedy najwięksi polscy mafiosi zaczęli trafiać za karty. Stworzenie elitarnego CBŚ, wyszkolenie korpusu policjantów, którzy pod przykryciem inwigilują gangi od wewnątrz, instytucja świadka koronnego – to narzędzia, dzięki którym organy ścigania przeorały środowisko przestępcze.
Część mafijnych bossów, jak „Dziad”, „Malizna” i „Wańka”, trafiła za kratki. Inni, jak „Pershing” czy „Nikoś”, zginęli w wendetach. Wyczyny gangsterów – strzelaniny, wybuchy bomb, ucieczki i pościgi – zeszły z czołówek gazet. Aż wreszcie niedawno rzecznik prasowy Komendy Głównej Policji ogłosił triumfalnie: Po raz pierwszy od lat w stolicy nie działa ani jedna grupa przestępcza. Czyżby? Rafał Szkatulski jest poszukiwany siedmioma listami gończymi za zabójstwo, kradzieże, włamania i kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą. Był pierwszym bandytą młodego pokolenia (ma 34 lata), który po rozbiciu „Pruszkowa” i „Wołomina” zdołał od podstaw stworzyć gang – choć działający na mniejszą skalę, to o porównywalnej strukturze.
Bandycką karierę zaczynał na początku lat 90. w warszawskim Śródmieściu jako złodziej samochodowych odbiorników radiowych. Szybko trafił pod skrzydła Piotra K., pseudonim „Bandziorek”, wówczas przestępczego króla dzielnicy.
Gdy w 1998 roku „Bandziorkowi” zaczęła deptać po piętach policja, uciekł do RFN, a jego szajka się rozpadła. Szkatulski szybko znalazł nowego patrona – Andrzeja H., pseudonim „Korek”. Przyszłość pokazała, że to był dobry ruch. Gdy w 2000 roku padł gang pruszkowski, to właśnie „Korek” i jego ludzie wypełnili puste miejsce na przestępczej mapie.
W grupie „Korka” bezpośrednim przełożonym „Szkatuły” został Mariusz D., pseudonim „Przeszczep”. Codziennym żywiołem duetu „Szkatuła”–„Przeszczep” było ściąganie haraczy. Niepokornym podkładali bomby albo podpalali firmy. „Szkatuła” wchodzi w prochy
Był rok 2003. Prawdopodobnie w tym czasie „Szkatuła” poznał Feisha S., 42-latka, bezpaństwowca, Kurda z pochodzenia, handlarza narkotyków. – I tak pan „Szkatuła” wszedł w wielki świat handlu narkotykami – ironizuje nasz informator z CBŚ.
Moment był idealny. Dzięki zeznaniom świadków koronnych aresztowani zostali dwaj najwięksi hurtownicy narkotyków w kraju. W 2005 roku za kratki trafił Jerzy W., pseudonim „Żaba”. Ten dawny członek gangu pruszkowskiego zorganizował kanał przemytu tureckiej heroiny tak zwanym szlakiem bałkańskim (przez Bułgarię i Węgry). Rok wcześniej został ujęty sam „Korek”, który z kolei szmuglował kokainę z Ameryki Południowej.
Tym razem to „Szkatuła” zapełnił niszę po starszych kolegach po fachu. Jego grupa rozrosła się w błyskawicznym tempie: kurierzy, hurtownicy, dilerzy, ludzie od mokrej roboty (czyli od dyscyplinowania tych, którym przyszłoby do głowy robić interesy na boku albo nie rozliczyć się z szefami). Wszystko w ustalonej hierarchii. – Nowoczesna, dobrze zorganizowana i zarządzana, multikryminalna, uzbrojona grupa przestępcza o międzynarodowych powiązaniach – ocenia nasz rozmówca z policji.
Grupa Rafała Szkatulskiego to nie wyjątek. Z najnowszego raportu o działalności CBŚ (został sporządzony na początku tego roku) wynika, że w tej chwili w całym kraju funkcjonuje 348 zorganizowanych grup przestępczych (to o sto więcej niż rok wcześniej). Działa w nich prawie cztery tysiące osób. 28 gangów ma powiązania międzynarodowe. Tylko w zeszłym roku aresztowanych zostało 2,3 tysiąca gangsterów, a wobec 1,6 tysiąca prokuratura zastosowała dozór policyjny. 200 kolejnych osób jest – tak jak Szkatulski – ściganych listami gończymi. Jednocześnie CBŚ zarekwirowało mafiosom 274 kilogramów amfetaminy, 119 heroiny, 150 kokainy, 183 kilogramy marihuany oraz 466 tysięcy tabletek ekstazy. Bez wątpienia to narkotyki są w tej chwili głównym źródłem dochodu mafii. Ale z tego samego raportu można się dowiedzieć, że grupom przestępczym odebrano 1,3 tony materiałów wybuchowych – to rekord po 1989 roku. W zeszłym roku odnotowano 41 eksplozji bomb, o 10 więcej niż w roku 2006.
Nowe pokolenie
Te dane pokazują, że od 10 lat, czyli od momentu, gdy policja z prokuraturą rozbiły największe gangi w Warszawie, na Pomorzu i Śląsku, mafia jest w największym rozkwicie. Z tą różnicą, że ludzie, którzy dziś stoją na szczycie przestępczej hierarchii, to trzydziestoparolatkowie bez bagażu wspomnień po przestępczym życiu w PRL.
Jak Norbert S., pseudonim „Drewniak”, który – zanim został aresztowany w połowie kwietnia – kierował najbardziej prężną grupą przestępczą w Wielkopolsce. Gang nie jest liczny (około 50 osób) i bardzo hermetyczny, tworzony przez krąg zaufanych osób (do grupy należał między innymi brat „Drewniaka” Mariusz). Organizacja ma też inną charakterystyczną cechę – ścisłą specjalizację, którą jest przemyt narkotyków (marihuany i ekstazy) z Holandii, a także hodowla konopi indyjskich na profesjonalnych plantacjach w kraju. W bandzie „Drewniaka” istnieje wyraźny podział ról – jedni odpowiadają wyłącznie za transport, inni za kontakty z odbiorcami, jeszcze inni za prowadzenie plantacji. Karol R., pseudonim „Rossi” (też już w areszcie), odgrywał z kolei rolę, którą w partiach politycznych można porównać do wewnętrznego rzecznika dyscypliny. – „Drewniak”, choć wskazuje na to jego pseudonim, to nie jest prymitywny typ z szerokim karkiem – opisuje Norberta S. oficer poznańskiej delegatury CBŚ. – Z pozoru normalny chłopak. Nie
jest agresywny, nikogo nigdy nie zabił ani nie torturował. Pracował głową, nie mięśniami. I żadnego szpanu. Był dyskretny i bardzo ostrożny – dodaje.
Czy to znaczy, że starsze pokolenie to tylko grupka bandyckich emerytów i rencistów? To pokażą najbliższe miesiące. Bo na wolność po odsiadce zasądzonych kar wychodzą kolejni członkowie zarządu starego gangu pruszkowskiego. Więzienne mury opuścili już Ryszard Szwarc, pseudonim „Kajtek”, i Zygmunt Raźniak „Bolo”. Jeszcze w tym roku dołączy do nich Janusz Prasol, pseudonim „Parasol”. Także niżsi rangą przestępcy z tej grupy (tak zwani kapitanowie) odsiedzieli wyroki i cieszą się już wolnością. Wśród nich są „Bryndziak”, „Fabjan”, „Burzyn”, którzy uchodzą za najbardziej bezwzględnych w kraju. To nie są ludzie, którzy potrafiliby gdzieś znaleźć posadę czy robić jakiekolwiek (choćby nie do końca legalne) interesy. Ich oręż to nóż, pistolet, kij bejsbolowy, a jedyne znane źródło dochodu to ściągnięcie haraczu, napad na hurtownię lub ciężarówkę. Policja zapewnia, że wszyscy członkowie zorganizowanych grup przestępczych opuszczający areszty są pod nadzorem.
Bo gangsterem się nie bywa, gangsterem się jest. Najlepiej pokazuje to przykład Marka Cz., pseudonim „Rympałek”. To przywódca jednej z najsłynniejszych polskich grup przestępczych po 1989 roku, która specjalizowała się w spektakularnych napadach z bronią w ręku. „Rympałek” i jego ludzie stoją między innymi za skokiem okrzykniętym napadem stulecia. 28 listopada 1995 roku na warszawskim Ursynowie bandyci obrabowali konwój wiozący wypłaty dla pracowników przychodni. Łupem padła astronomiczna wówczas kwota 1,2 miliona złotych. Policjanci zatrzymali „Rympałka” w kwietniu 1996 roku, na wolność wyszedł w czerwcu 2007 roku. Bez grosza przy duszy i szans na jakąkolwiek pracę (wykształcenie podstawowe, brak zawodu) natychmiast zaczął skrzykiwać dawnych kumpli – od byłych członków „Pruszkowa”, przez ludzi „Korka”, po sieroty po Marku Medvesce, pseudonim „Oczko”, niegdysiejszym szefie mafii w Szczecinie.
Ale nim nowy gang starego bossa na dobre się rozkręcił, prokuratura już wysłała za Markiem Cz. list gończy. Zarzut: kierowanie grupą przestępczą (według naszych ustaleń w otoczenie przestępcy udało się wkręcić policjantowi). „Rympałek” znów musiał się ukrywać. Wpadł banalnie – pod koniec kwietnia został zauważony przez policjantów, gdy jadł hamburgera. Gdyby Marek Cz. nie został w porę unieszkodliwiony przez organy ścigania, to wcześniej czy później musiałby stanąć do konfrontacji z młodszymi przestępcami, którzy weszli w dorosłość w czasie jego 11-letniej odsiadki. W świecie przestępczym taka konfrontacja oznacza jedno: zabójstwa, strzelaniny, wzajemne podkładanie ładunków wybuchowych.
Ofiarą brutalnych reguł panujących w mafijnym środowisku padł pół roku temu Paweł Niewiadomski, pseudonim „Mrówa”, syn samego „Dziada” (w latach 90. szefa mafii wołomińskiej). „Mrówa” został zastrzelony na warszawskim Targówku, gdy wysiadał ze swojego mercedesa. Kilka godzin później zmarł w szpitalu. Sprawców nie udało się ująć. Paweł Niewiadomski miał 33 lata. W ostatnich miesiącach przed śmiercią wpadł na pomysł, by odbudować potęgę na wzór tej, jaką niegdyś kierował jego ojciec (od kilku lat w więzieniu).
Zatwardziałym przestępcom miałby przewodzić człowiek, którego największym dokonaniem jest bójka na wiejskiej dyskotece. To było nie do przyjęcia. Wyrok został wykonany.
Śmierć „Mrówy” nie zostanie pomszczona. Na wieść o zabójstwie syna „Dziad” dostał wylewu i zmarł w celi radomskiego więzienia. Ostatecznie przeszedł do historii pitawalu. Kolejne jej karty życie napisze już wkrótce.
Adrian Michalak