Co wiemy o śmiertelności koronawirusa? "Całościowo rośnie, ale wskaźniki są różne"

Co kraj, to inne dane dotyczące śmiertelności koronawirusa. We Włoszech wskaźnik ten to ponad 12 procent, a w Polsce niecałe 3 procent. - Całościowo śmiertelność rośnie - mówi nam doktor Paweł Grzesiowski. - Ale wskaźnik potrafi być bardzo różny, bo będzie zależał od liczby wykonanych tekstów, od badanej populacji.

Co wiemy o śmiertelności koronawirusa? "Całościowo rośnie, ale wskaźniki są różne"
Źródło zdjęć: © East News | LUKASZ GDAK
Piotr Barejka

08.04.2020 | aktual.: 08.04.2020 13:59

Na pytanie, jaką śmiertelność koronawirusa mamy w Polsce, odpowiedział wiceminister nauki Wojciech Maksymowicz. Pod koniec marca informował, że utrzymuje się ona na poziomie 2 proc. Włosi szacowali wtedy śmiertelność w swoim kraju na 12,3 proc., a dane WHO wskazywały 5,5 proc.

- Wskaźnik, który podaje WHO, i to samo robimy dla Polski, to odsetek przypadków śmiertelnych wśród wszystkich wykrytych - wyjaśnia nam doktor Paweł Grzesiowski. - Potrafi być bardzo różny, bo będzie zależał od liczby wykonanych tekstów, od badanej populacji.

Bo któryś kraj może nie badać dzieci, więc będzie miał wyższy odsetek śmiertelności. Im więcej przypadków się wykryje, tym śmiertelność może być mniejsza albo zupełnie odwrotnie. Jako przykład doktor Grzesiowski podaje San Marino. Tam śmiertelność wynosi 10 procent.

- Ale jest 50 chorych i 5 zmarło. Z drugiej strony w Burkina Faso możemy mieć śmiertelność na poziomie 1 procenta, ale wykonano tam 100 testów. Wtedy podawanie takiego wskaźnika nie ma sensu - mówi.

Jak mówi nam ekspert dochodzi jeszcze kwestia kwalifikacji przyczyny zgonu. WHO zaleca, aby kwalifikować również zgony osób, które nie miały wykonanego testu, ale miały typowy przebieg choroby. - Czyli zapalenie śródmiąższowe płuc. Nie wszystkie kraje to robią - zauważa Grzesiowski. - System zgłaszania zgonów we Włoszech jest dużo mniej wybiórczy, niż dotychczas był w Polsce. Mamy inne podejście do zgonów - dodaje.

Naukowcy szacują śmiertelność koronawirusa

Najnowsze dane, które ukazały się na łamach pisma "The Lancet Infectious Diseases", przytacza "Gazeta Wyborcza". Angielscy naukowcy, między innymi z Oksfordu i Imperial College w Londynie, ustalili, że wśród osób, u których rozwinęły się objaw choroby, śmiertelność wynosi 1,38 proc.

Poza tym śmiertelność, według naukowców, różni się znacznie pomiędzy grupami wiekowymi. I tak wśród dzieci do lat dziewięciu ryzyko śmierci wynosi 0,0016 proc., dopiero w przedziale 40-49 lat, wśród osób z rozpoznanym zakażeniem, to ryzyko rośnie do 0,2 proc. W przedziale 70-79 lat to już 8,6 proc. a w przedzialie powyżej 80 lat 13,4 proc.

- Śmiertelność jest kilkadziesiąt razy większa, gdy porównamy seniorów z dziećmi. Ta ogromna różnica to są fakty - mówi doktor Grzesiowski. - Całościowo śmiertelność rośnie. Początkowo, zgodnie z chińskimi danymi, była szacowana na 2 proc. Potem to się zmieniło, bo zaczęła chorować Europa. Wszyscy kwestionują dane chińskie. Mówią, że są one nierzetelne.

- Za jakiś czas będzie można porównać umieralność łączną całego społeczeństwa - zauważa Grzesiowski. - Każdy zgon w Polsce i na świecie jest rejestrowany. U nas GUS publikuje miesięczną umieralność. Będziemy mogli zobaczyć, ilu ludzi umarło w marcu ubiegłego roku, a ilu w marcu tego roku. Włosi opublikowali dane za marzec i różnice są kolosalne.

Kiedy będziemy w stanie powiedzieć, jaka konkretnie jest śmiertelność koronawirusa? - Tak naprawdę nigdy - odpowiada ekspert. - Nie ma w tej chwili możliwości, żeby określić, jaka jest liczba chorych. Trzeba to wiedzieć, żeby określić wskaźnik umieralności. Będziemy skazani na ten ułomny wskaźnik liczby śmiertelnych przypadków w stosunku do liczby rozpoznanych zakażeń. Tylko ten wskaźnik będzie mógł być uczciwie cytowany.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (74)