Co ukryto w Bielszowicach
Gliwicka Prokuratura Okręgowa badająca okoliczności wybuchu metanu w kopalni Bielszowice w Rudzie Śląskiej ustaliła, że w czasie niedzielnego wypadku, o którym nie poinformowano Wyższego Urzędu Górniczego, poszkodowani górnicy zostali poparzeni płonącym matanem, a nie, jak twierdzi dyrekcja kopalni, gorącym powietrzem.
W kopalni, na poziomie około 800 metrów, pożar metanu gasi obecnie 6 zastępów ratowniczych. Ratownicy stawiają tamy przeciwybuchowe, które mają odciąć dopływ powietrza do źródła pożaru. W rejon zagrożenia wtłaczany jest również azot, który ma ograniczyć zagrożenie metanowe.
Przyczyny ostatnich wypadków bada również komisja powołana przez prezesa Wyższego Urzędu Górniczego.
W kopalni dyżuruje również policyjny psycholog, który udziela porad rodzinom poszkodowanych górników.
Tymczasem dzisięć organizacji związkowych działających przy kopalni Bielszowice, odcięło się od wtorkowego stanowiska przewodniczącego "Sierpnia 80", Dariusza Formy, który oskarżył dyrekcję kopalni o świadome narażanie górników na śmierć i łamanie przepisów.
W wydanym oświadczeniu związkowcy uznali, że przewodniczący "Sierpnia 80" w sposób celowy działa na szkodę kopalni i pracującej w niej załogi. "Uważamy, że nie można na ludzkiej tragedii uprawiać populizmu politycznego i związkowego" - napisali związkowcy.
Przedstawiciele związków działajacych w kopalni są również zdania, że ferowanie wyroków przed zakończeniem prowadzonego śledztwa w tej sprawie jest poważnym nadużyciem. (mp)