Co trzecia karetka nadaje się do kasacji
26 karetek wykorzystywanych przez pogotowia natychmiast trzeba wycofać z eksploatacji - alarmuje dr Andrzej Galubiński - z upoważnienia wojewody odpowiedzialny za system ratownictwa w Pomorskiem. Co trzecia karetka w Pomorskiem ma na liczniku powyżej 300 tys. km i jest w opłakanym stanie technicznym.
27.01.2005 | aktual.: 27.01.2005 07:59
- Wyłazimy ze skóry; grzebiemy w silniku, spawamy nosze, dorabiamy części - denerwuje się Roman Koperski, kierownik działu techniczego szpitala w Malborku. - Trzeba jednak cudu, by tak wyeksploatowane karetki nie odmawiały posłuszeństwa.
Rekordzistka z Malborka skończyła 10 lat, przejechała już 661 tysięcy kilometrów i wciąż jest na służbie. - Z 11 karetek, o które ubiegaliśmy się w Ministerstwie Zdrowia otrzymaliśmy zaledwie trzy - tłumaczy dr Galubiński. - Jeżeli ministerstwo nie zwiększy nam przydziałów, pogotowie przestanie jeździć, bo nie będzie miało czym.
- W myśl wymogów Unii Europejskiej karetka, która ma na liczniku powyżej 200 tys. km - musi być wymieniona - twierdzi Jerzy Karpiński, dyrektor pogotowia. Nas standardy nie obowiązują. Co trzecia karetka "R" i "W", które nieustannie, o każdej porze dnia i nocy docierają do ofiar wypadków i osób w stanie zagrożenia życia na terenie całego Pomorskiego jest w fatalnym stanie technicznym.
- 26 karetek ma na liczniku grubo ponad 300 tys. km - tłumaczy dr Andrzej Galubiński, pomorski lekarz wojewódzki. - Jeżeli szybko ich nie wymienimy, ratownictwo w tym województwie znajdzie się w głębokim kryzysie. Niemiłosiernie wyeksploatowane karetki znaleźć można w każdym powiecie. W Pucku, Miastku, Kościerzynie, Człuchowie, Tczewie, Nowym Dworze Gdańskim, Malborku. - Do wypadków jeździmy karetką, która ma na liczniku prawie 400 tysięcy kilometrów - przyznaje Roman Koperski, kierownik działu technicznego szpitala w Malborku. - Co rusz samochód stoi w warsztacie, a remonty kosztują. Za rekordzistkę uznać wypada jednak drugą karetkę, z przebiegiem 661 tys. km i ponad 10-letnim stażem. - My też czekamy przynajmniej na jedną nową karetkę, by zapewnić bezpieczeństwo mieszkańcom rejonu Miastka - zapewnia Jan Gajo, zastępca dyrektora ds. technicznych Szpitala Powiatu Bytowskiego. Nie dość, że dwie tamtejsze karetki sypią się ze starości, to na dodatek zajął je komornik. Nowa sanitarka jeździłaby jako karetka
"R", czyli reanimacyjna. Drogi w tym rejonie są kręte, w ramach ćwiczeń straż pożarna z Bytowa do Miastka jechała na sygnale 55 minut. Dlatego też samochody muszą być sprawne.
- Po Gdańsku i Słupsku jesteśmy trzecim rejonem, gdzie zdarza się najwięcej wypadków - oburza się Jerzy Matkowski, dyrektor szpitala w Kartuzach. W ubiegły piątek dyrektor Matkowski o nową karetkę apelował do ministra zdrowia, który osobiście oglądał nowy szpitalny oddział ratunkowy.
Dlaczego z 11 karetek otrzymaliśmy tylko trzy? - zapytaliśmy Marka Balickiego. - Karetki były dzielone między poszczególne regiony proporcjonalnie z uwzględnieniem liczby mieszkańców - tłumaczy Marek Balicki. - Mamy tyle pieniędzy, ile mamy. Budżet państwa nie jest w stanie zaspokoić wszystkich potrzeb inwestycyjnych, jakie są w danej chwili w całym kraju. Czy jednak minister pamięta, że w 2001 roku Sejm uchwalił ustawę o Państwowym Ratownictwie Medycznym? Do dziś to tylko kilka pożółkłych kartek papieru. Termin wejścia w życie ustawy jest wciąż odsuwany. Zdaniem unijnych ekspertów - medycynę specjalistyczną mamy na europejskim poziomie, nie potrafimy natomiast ratować ludzkiego życia, głównie dlatego, że brakuje nam systemu.
Jolanta Gromadzka-Anzelewicz