Co roku kilkaset osób ginie z jej powodu. Czym jest "cofka"?
• "Cofka" to prąd wsteczny, który powstaje w wyniku tworzenia się wysokich fal
• Ratownik: nie ma przed nią ucieczki
• Ekspert: nie da się uratować tonącego w pojedynkę
• Na ratunek tonącemu rusza ekipa przynajmniej trzech ratowników
• Tylko w tym roku od maja do początku sierpnia zarejestrowano 231 utonięć
- Gdy tworzy się wysoka fala, tony wody napływają na plażę. Ona musi wrócić do morza - to czysta fizyka. Wówczas tworzy się prąd wsteczny, tzw. cofka. Gdy taka fala natrafi na człowieka, "podcina" jego nogi, przewraca i wciąga do wody. Niewiele osób ma szansę wydostać się z takiego prądu. Niezależnie od siły czy doświadczenia w pływaniu - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Maciej Dziubich z Centrum Koordynacji Ratownictwa WOPR w Sopocie. Próbę walki z "cofką" porównuje do próby wyjścia bez szwanku z poślizgu samochodowego przy 200 km/h na śliskiej, krętej drodze. - To jest nie do zrobienia. Nie ma przed nią ucieczki. Z resztą, nie tędy droga. Trzeba mieć odrobinę wyobraźni, by nie dopuszczać do takich sytuacji - dodaje.
To właśnie "cofka" porwała 11-letnią dziewczynkę, która wraz z ojcem i 12-letnim bratem, mimo zakazu, weszła do morza w Sasinie, koło Łeby. - Ciało dziewczynki fale wyrzuciły 15 km dalej. To pokazuje, jak niesamowitą siłę ma prąd denny czy powierzchniowy - mówi Dziubich.
"Od kilku kolorów flag ludzie zgłupieją"
Na strzeżonej plaży można zauważyć dwa kolory flagi, zaczepionej na maszcie ratowniczym. Biały i czerwony. Ten pierwszy daje znać, że wszystkie warunki sprzyjają kąpieli. Większą uwagę powinniśmy jednak zwracać na ten czerwony, który sygnalizuje zagrożenie. - Oznacza, że na kąpielisku jest pełna obstawa ratownicza, ale niebezpieczne jest wchodzenie do wody. Powodem może być zbyt wysoka fala, prąd denny, który wciąga do wody, zanieczyszczenie, gęsta mgła, utrudniająca widoczność, zbyt zimna woda - wylicza ratownik WOPR z 15-letnim doświadczeniem.
Wśród wczasowiczów można usłyszeć głosy, że "czerwona flaga została zawieszona, ponieważ ratownikom nie chce się pracować". - Wręcz odwrotnie. Ratownicy mają wówczas dziesięć razy więcej pracy. Muszą podejść do każdego z osobna, wyprosić z wody i wytłumaczyć, jaki jest powód zakazu kąpieli. Mimo że wokół jest także teren niestrzeżony, który nie musi być kontrolowany, ratownicy i tak ostrzegają i proszą o wyjście z morza. Gdy na maszcie widać czerwoną flagę, ratownicy są na nogach cały dzień - opowiada Wirtualnej Polsce ratownik, który twierdzi, że wczasowicze często mają problem ze zrozumieniem oznaczenia kolorystycznego flag. - Zadają absurdalne pytania, np. dlaczego nie ma koloru czarnego. Przecież, jeśli mielibyśmy wprowadzić kilka kolorów flag dla różnego typu zagrożenia, ludzie zgłupieją - dodaje.
"Nie możemy bawić się w bohatera"
231 osób - tylu osób ratownicy WOPR w tym roku nie zdołali uratować. Według statystyk Komendy Głównej Policji, w analogicznym czasie od maja do sierpnia 2015 roku, utonęło 348 osób. Tendencja statystyk tego roku z poszczególnych miesięcy wskazuje na to, że wczasowicze są bardziej rozsądni. To jednak wciąż o 231 utonięć za dużo. - Ludzie, wchodząc na plażę, mają inny priorytet. Wybierają miejsce bliżej wody, zamiast to bezpieczniejsze, bliżej ratownika - kwituje Maciej Dziubich.
Tragiczny wypadek nad wodą to także ignorowanie zakazu kąpieli czy wchodzenie do wody pod wpływem alkoholu. WOPR wciąż zaznacza, że prawie 100 proc. utonięć spowodowanych jest nieodpowiedzialnością wczasowiczów.
Według ratownika, brak wyobraźni towarzyszy także ludziom, którzy są bezpośrednimi świadkami niebezpiecznego zdarzenia. W przypływie adrenaliny i emocji, rzucają się na ratunek tonącemu. - Nie możemy bawić się w bohatera. W pojedynkę nie jesteśmy w stanie uratować człowieka, który się topi. Podjęcie takich działań może skończyć się tragicznie również dla nas - mówi Wirtualnej Polsce Dziubich. To dlatego do akcji rusza przynajmniej trzech ratowników. - Na początku, w przypadku jednego poszkodowanego, ratownicy działają w trójkę. Jeden płynie na linie, dwóch go asekuruje. Dobiegają też ratownicy z sąsiednich stanowisk. Przy jednym tonącym pojawia się 6-8 ratowników ze sprzętem. Pełna praca zespołowa. To jest walka z żywiołem, dlatego potrzebnych jest tyle rąk. Doświadczonych rąk - zaznacza Maciej Dziubich.
"Na oko"
Problem z braniem czerwonej flagi "na poważnie" wynika także z niejasnych - na pozór - sytuacji. W dniu, gdy silny wiatr wzbudza wysokie fale, uderzające o brzeg plaż, flaga ostrzegawcza często nie pojawia się na maszcie ratowniczym. Dlaczego? - Jeśli na plaży powiewa ta czerwona, ludzie przenoszą się na fragmenty niestrzeżone. W sytuacji gdzie brak 100 proc. pewności, ratownicy wolą zatem wywiesić białą flagę, by mieś wszystkich w zasięgu wzroku, a w przypadku niebezpiecznej sytuacji, móc szybko dobiec do potrzebującego pomocy. Na niestrzeżonych plażach podjęcie akcji trwa dłużej, ponieważ dotarcie do miejsca zdarzenia zajmuje ratownikom więcej czasu - tłumaczy Maciej Dziubich.
Kolejna, dla plażowiczów często niezrozumiała sytuacja, ma miejsce wówczas, gdy pomimo dobrych "na oko" warunków do pływania, czerwona flaga zabrania wchodzenia do wody. - Jednego dnia temperatura wody może wynosić 18-19 st., a następnego już 8 st. Takie sytuacje to nie wyjątek. Mogą być spowodowane napłynięciem zimnego prądu. Dlatego, gdy nie ma wysokich fal, a warunki do kąpieli są na pozór dobre, wywieszamy czerwoną flagę, której nie wolno ignorować - zaznacza ratownik WOPR. Podobnie jest z wszelkiego rodzaju zanieczyszczeniami, których nie można zauważyć gołym okiem. - Mówimy tu nie tylko o sinicach, a wszelkiego rodzaju chemikaliach z pól, które spływają do rzek, a w konsekwencji do morza - dodaje Dziubich.
Czerwona flaga powiewająca na plażowym maszcie nie daje pola do interpretacji. To zakaz, którego bezwzględnie należy przestrzegać i wciąż pamiętać o niebezpieczeństwie. Tak jak o tym, że w pojedynkę nie da się uratować tonącego. Dlatego ratownik WOPR zaznacza, by być bardziej przewidującym. - Trzeba mieć w głowie plan i wiedzieć, co się zrobi w razie niebezpieczeństwa. Po pierwsze, należy wezwać pomoc. Na strzeżonej plaży, gdy zaczniemy krzyczeć, na pewno usłyszy nas ratownik. Jeśli zdarzenie ma miejsce na fragmencie niestrzeżonym, skorzystajmy z numeru alarmowego. Musimy też wiedzieć, gdzie się znajdujemy. Wchodząc na plażę zapamiętajmy więc jakiś charakterystyczny punkt, nazwę ulicy lub numer wejścia - przypomina Maciej Dziubich z sopockiego WOPR. - Bądźmy po prostu rozsądni - dodaje.