Co pomoże niepłodnym?
Nawet jeśli rząd zrealizuje swoje zapowiedzi i wprowadzi refundację in vitro, nawet gdy posłowie uchwalą niezwykle precyzyjną ustawę biomedyczną, ani o krok nie poprawi to sytuacji niepłodnych małżeństw. Szczególnie tych, które w swojej płodności kierują się nauką Kościoła.
W Polsce bezskutecznie o poczęcie dziecka stara się co dziesiąte małżeństwo. Problem dostrzegają już nie tylko lekarze i demografowie. Zdaniem abp. Henryka Hosera, przewodniczącego Zespołu Ekspertów Komisji Episkopatu Polski ds. bioetycznych, bezpłodność małżeństw stała się problemem społecznym, dlatego powinien powstać narodowy program jej zapobiegania i leczenia. W wywiadzie dla Katolickiej Agencji Informacyjnej arcybiskup powiedział: "zamiast inwestować ogromne pieniądze w ryzykowne techniki w rodzaju in vitro, lepiej przeznaczyć je na leczenie zdrowia osób mających kłopoty z płodnością. Spowoduje to, że wiele małżeństw, które były niepłodne, staną się płodne i będą mogły cieszyć się dziećmi". Większość lekarzy i etyków propozycję poparła. Problem jednak w tym, że takie projekty już powstawały, ale żaden nie doczekał się realizacji.
Katolickie jest "be"?
Profesor Jan Kotarski, prezes Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego, choć pozytywnie odnosi się do propozycji abp. Hosera, zaznacza, że "Kościół, który w sprawy nauki silnie miesza swą ideologię, powinien inicjować programy 'katolickie', a nie 'narodowe', gdyż nie reprezentuje całej społeczności Polaków". W podobnym tonie wypowiedział się prof. Marian Szamatowicz z Kliniki Ginekologii Akademii Medycznej w Białymstoku, który ponad 20 lat temu po raz pierwszy w Polsce dokonał zabiegu in vitro. Uważa on, że "programy zdrowotne powinien tworzyć świat nauki, a nie episkopat". Propozycje dotyczące profilaktyki niepłodności już powstawały, i to wcale nie w episkopacie. Osiem lat temu ówczesny krajowy konsultant ginekologii prof. Bogdan Chazan napisał program: "Zapobieganie niepłodności małżeńskiej w Polsce, optymalizacja rozpoznawania i postępowania". Projekt miał być realizowany do 2005 r., ale ugrzązł w szufladach Ministerstwa Zdrowia. Dwa lata temu prawicowy rząd, zgodnie z życzeniem Sejmu, pracował nad
Narodowym Programem Wspierania Rodziny. Jednak zanim jeszcze dokument nabrał konkretnych kształtów, media wyjęły z niego fragment o propozycji oznaczania na środkach antykoncepcyjnych ostrzeżenia przed szkodliwością. To wystarczyło, żeby cały projekt przepadł.
Lekarze popierają pomysł objęcia szczególną opieką małżeństw cierpiących z powodu niepłodności, proponują jednak zrobić to systemowo i skutecznie.
- Brakuje nam programów zdrowotnych dotyczących zdrowia prokreacyjnego - mówi prof. Chazan. W przypadku profilaktyki bezpłodności mówimy o programach ukierunkowanych na populację młodych osób obojga płci, zalecających późną inicjację seksualną, monogamię, unikanie zachowań ryzykownych, sprzyjających zakażeniu chorobami przenoszonymi drogą płciową, oraz zalecających zdrowy tryb życia: bez papierosów, alkoholu i narkotyków, a także o nieodkładaniu decyzji o poczęciu dziecka na późniejsze lata życia. Z tym przekazem należałoby dotrzeć do młodych ludzi, może przez szkoły, ośrodki zdrowia, parafie, i właśnie w tym aspekcie przydałby się program, za którym poszłyby konkretne środki finansowe. Trzeba jasno powiedzieć, że najłatwiej jest zajść w ciążę w pierwszym roku regularnego współżycia. Potem o ciążę jest trudniej. Może należałoby zastanowić się, czy nie zmienić planów na przyszłość: najpierw urodzić dzieci, a potem zająć się karierą. Mogłoby to być korzystne i dla rozwoju rodziny, i dla kariery. Przyjazne
placówki i lekarze
Marzena i Bogdan z Warszawy na własnej skórze odczuli, jak trudno jest nawet w dużym mieście znaleźć lekarza, który w ich problemie zaproponuje coś innego niż in vitro. Pytali znajomych, przeczesywali fora internetowe. Leczyli się przez osiem lat i nadal nie wiedzieli, dlaczego nie mogą mieć dzieci. Wydali fortunę na badania i wizyty u kolejnych profesorów.
- Refundowane badania, ludzkie terminy do specjalistów, możliwość specjalistycznych konsultacji w jednym ośrodku, opieka psychologa... - Bogdan wylicza to, co w pierwszej kolejności pomogłoby małżonkom w ich chorobie.
Zdaniem prof. Chazana, w całym kraju powinna powstać sieć placówek specjalizujących się w diagnostyce i leczeniu niepłodności. Żeby małżonkowie nie szukali pomocy po omacku i nie tracili czasu na wykonanie kolejnych badań w kilku miejscach.
- Powinniśmy stworzyć poradnie, które zaproponują metody leczenia zgodne z nauką Kościoła, szanujące fizjologię kobiety - mówi dr Maciej Barczentewicz, ginekolog-położnik z Lublina, prezes Fundacji Instytut Leczenia Niepłodności Małżeńskiej im. Jan Pawła II. Małżeństwa, które identyfikują się z Kościołem katolickim, mogłyby swobodnie, w zgodzie z własnym sumieniem i w pełnym zaufaniu, podjąć leczenie. Miałyby alternatywę wobec lekarzy oferujących najpierw antykoncepcję, a później - in vitro.
W Lublinie za parę miesięcy powstanie przychodnia, w której stosowane będą metody leczenia niepłodności aprobowane przez Kościół. W planach jest przekształcenie jej w specjalistyczny ośrodek, który m.in. będzie stosować nową w Polsce metodę naprotechnologii, a także szkolić jej instruktorów. Naproszansa
Naprotechnologia jest całkowicie naturalną i bezpieczną metodą, polegającą na bardzo szczegółowej i precyzyjnej obserwacji cyklu płodnego kobiety, co pozwala ustalić, kiedy są największe szanse na poczęcie dziecka. Metodę tę z powodzeniem stosuje się w Stanach Zjednoczonych, gdzie powstała, w Kanadzie, Australii i w krajach Zachodniej Europy. Pod okiem wyszkolonych instruktorów małżonkowie prowadzą precyzyjne obserwacje i w określony sposób je zapisują. Wyniki są konsultowane z lekarzem, który zaleca dodatkowe badania i w odpowiednich momentach włącza leczenie. Terapia jest z góry rozpisana na poszczególne cykle i trwa maksymalnie dwa lata. Już po kilku miesiącach stosowania szczegółowej samoobserwacji małżonkowie są w stanie precyzyjnie ustalić okres płodny i jedna trzecia par, bez jakiegokolwiek leczenia, zachodzi w ciążę. Twórcy naprotechnologii przekonują, że jest ona bardziej skuteczna od sztucznego zapłodnienia i o wiele tańsza (diagnostyka cyklu, bez kosztów badania hormonów i leczenia, rocznie zamyka
się w kwocie 900 zł; jedna iniekcja in vitro to 10 tys. zł). Chociaż w Polsce jest dopiero dwóch lekarzy z certyfikatem amerykańskiej akademii Fertility Care Practitioners (centrum naprotechnologii) oraz para instruktorów-stażystów, par chcących spróbować naprotechnologię jest więcej niż przeszkoleni są w stanie przyjąć. W Lublinie 13-miesięczny kurs rozpoczęło kolejnych 20 instruktorów i 6 lekarzy. W Irlandii szkoli się 4 lekarzy z Polski. Sama chęć poznania metody i znalezienie pieniędzy na kosztowny kurs nie wystarczą. Kandydaci – lekarze muszą kierować się w swojej praktyce katolickim przesłaniem, czyli na przykład nie mogą zalecać pacjentom środków antykoncepcyjnych, a instruktorzy nie mogą takowych stosować.
- Warto, żeby lekarze poznali tę metodę, bo często nie znają metod rozpoznawania płodności. Nie uczą o nich na studiach. Za to w Akademii Medycznej w Gdańsku były zajęcia poświęcone antykoncepcji - mówi dr Aleksandra Baryła z Warszawy, która zgłosiła się na kurs naprotechnologii, zachęcona również przez swoich pacjentów.
Jej zdaniem, powinny powstać małe przychodnie, złożone z instruktorów naprotechnologii (nie muszą być lekarzami) oraz konsultanta medycznego. Na początek to wystarczy, bo większość par nie wymaga wyspecjalizowanych metod leczenia. Trudniejsze przypadki byłyby prowadzone w większych placówkach. Do takiej roli szykuje się Szpital Świętej Rodziny w Warszawie, który rozpoczął szkolenie pracowników i przygotowuje się do stosowania naprotechnologii.
- Naprotechnologia nie jest cudowną metodą, która pomoże wszystkim - zaznacza prof. Chazan. - Ale jest to rzetelna wiedza i praktyka oparte na badaniach naukowych, które od trzydziestu lat prowadzi jej twórca prof. Thomas Hilgers. Zostałem poproszony przez Ministerstwo Zdrowia o modyfikację celów i metod działania Krajowego Zespołu Promocji Naturalnego Planowania Rodziny. Zagadnienie naprotechnologii pojawia się już w tym programie - dodaje.
Jeśli więc rząd rzeczywiście jest przejęty losem bezdzietnych małżonków, powinien w pierwszej kolejności polepszyć opiekę zdrowotną nad nimi i bardziej ją dofinansować. Warto też byłoby wspomóc kształcenie lekarzy w nowoczesnych metodach naturalnych, dających wiele szans małżonkom starających się o dziecko. Chyba, że rząd też pójdzie na skróty i refundując in vitro, "odhaczy" problem bezpłodnych małżeństw.
Joanna Jureczko-Wilk