Co nauczyciel ma ochotę powiedzieć rodzicowi
Rodzice odrabiają za dzieci lekcje, przymykają oko na ściąganie, podpisują się pod lipnymi usprawiedliwieniami, ale jednocześnie wymagają od pociech dużych osiągnięć w szkole – tak wynika z sondażu przeprowadzonego przez IPSOS na zlecenie miesięcznika „Reader's Digest”. Badanie przeprowadzonego wśród 500 nauczycieli. Spośród przedstawionych 16 zdań, mieli wskazać te, które najchętniej powiedzieliby rodzicom swoich uczniów.
31.08.2006 | aktual.: 31.08.2006 22:52
Anna, nauczycielka z jednego z warszawskich podstawówek, opowiada Wirtualnej Polsce, że nagminnie spotyka się ze zjawiskiem odrabiania lekcji przez rodziców. Co więcej dodaje, że dorośli nie kryją się z tym przesadnie. Bardzo łatwo odróżnić pismo dziecka, które dopiero zaczyna naukę w szkole od pisma dorosłego człowieka. Za każdym razem zwracam uwagę rodzicom, by nie wyręczali dzieci, bo to im może tylko zaszkodzić - mówi Anna. Przyznaje, że reakcje rodziców na jej upomnienia są różne.
"Namawiają dzieci do kłamstwa"
Ludzie bardziej wykształceni rozumieją moje uwagi i starają się usprawiedliwić. Ci bardziej prości wmawiają mi, że to jest dziecka pismo i potrafią się ze mną pokłócić - twierdzi. Wspomina też o tym, że często zdarza się, że rodzice namawiają dzieci do kłamstwa. Mi łatwiej to zaobserwować, bo małe dzieci nie potrafią kłamać i zachowują się wtedy bardzo dziwnie. W wieku 7-8 lat z natury dzieci mówią co myślą, więc bardzo łatwo rozpoznać nienaturalne zachowanie i wyuczone formułki - dodaje.
Z ankiety miesięcznika wynika, że 64% nauczycieli miałoby ochotę powiedzieć rodzicom: „Proszę nie ukrywać przede mną kłopotów rodziny. Będzie mi łatwiej pomóc Pana(i) dziecku”. Ten problem 20% nauczycieli uznało za najważniejszy. 56% powiedziałoby: „Tak naprawdę nie interesują Cię postępy dziecka, tylko cenzurka” a 55% ciśnie się na usta: „Wiem, że odrabiasz lekcje za dziecko, a to ono ma się uczyć a także: Twoje dziecko nie jest tak zdolne, jak Ci się zdaje. Za dużo od niego oczekujesz” – wynika z sondażu „Reader’s Digest”.
Ankietowani przez IPSOS, prócz 16 zdań do wyboru zostali poproszeni o dodanie jednego swojego. Większość dotyczyła relacji rodziców z dziećmi, np. „Poświęcajcie dzieciom więcej czasu”, „Nie używajcie SMS-ów zamiast rozmowy”, „Okazujcie dzieciom miłość”.
Zofia, nauczycielka języka polskiego w jednym z warszawskich liceów przyznaje w rozmowie z Wirtualną Polską, że temat zapracowanych rodziców, którzy mało czasu poświęcają swoim dzieciom jest jej dobrze znany. Dorośli zarabiają pieniądze do późnych godzin wieczornych, bo tak skonstruowany jest dzisiejszy świat - ocenia Zofia, która niejednokrotnie spotkała się z dziećmi takich rodziców na kółkach polonistycznych, które prowadziła. Rodzice mają większe wymagania
Jak wynika z indywidualnych rozmów z ankietowanymi na zlecenie „Reader’s Digest”, oczekiwania rodziców wobec szkoły są większe niż dawniej. Mówią o tym zarówno bardziej doświadczeni, starsi nauczyciele jak i stażyści. To szkoła ma nauczyć i wychować – czytamy w analizie ankiety. Zofia twierdzi, że to największy problem polskiej oświaty. Uważa, że rodzice nie traktują nauczycieli już jako partnerów w wychowywaniu dzieci, ale mają podejście roszczeniowe i traktują wychowawców w rynkowy sposób. Nauczyciele powinni zająć się dzieckiem najlepiej do 18. i wpoić mu wszystkie potrzebne umiejętności. Jeśli coś się dzieje z dzieckiem to całą winą obarczają właśnie nas i twierdzą, że to my źle wykonuje swoją pracę - żali się polonistka.
Na upadek autorytetu nauczyciela narzeka również Anna. Kiedyś rzadko się zdarzało, że rodzice podważali zdanie nauczyciela. Teraz nie ma on praktycznie nic do powiedzenia w klasie. Rodzice ciągle podważają nasze opinie. Bronią dzieci, choć w większości przypadków nie mają racji - podsumowuje nauczycielka ze szkoły podstawowej.
Anna zasygnalizowała, że problem z niewłaściwym zachowaniem nie dzieci, ale rodziców zaczyna się już w podstawówce. A jak się może skończyć chorobliwa ambicja rodziców w połączeniu ze ślepym pomaganiem dzieciom w walce z nauczycielami? „Gazeta Wyborcza” napisała ostatnio o aferze przyjęć dzieci VIP-ów na Uniwersytet Gdański w latach 2002-2004. W sprawę były zamieszane rodziny szefów trzech szczebli prokuratury, wpływowi sędziowie oraz szefowie samorządów adwokackich. Dziennik twierdzi, że dzieci najważniejszych trójmiejskich prawników choć miały za mało punktów, dostały się dzięki protekcji.
Wśród Internautów Wirtualnej Polski pojawiły się opinie, że wielu na miejscu takiego VIP-a zrobiłoby to samo. Każdy chce żeby jego dziecko miało dobrze w życiu - pisze BrentoBolo. Inna Internautka o nicku Lova pisze: A gdybyś ty był prokuratorem i twój syn nie dostał się z braku dwóch punktów? Nie załatwiłbyś mu? – stawia pytanie. Większość Interautów dochodziła do innych wniosków. Najsmutniejszym jest ten, że bycie uczciwym się po prostu nie opłaca.
Agnieszka Niesłuchowska, Wirtualna Polska