Co nam da tarcza?
Rząd i prezydent są zgodni: porozumienie w sprawie budowy amerykańskiej bazy z antyrakietami jest ogromnym sukcesem Polski. My mamy wątpliwości.
Podpisanie umowy jest gwarancją, że w Polsce powstanie - baza antybalistycznych obronnych rakiet przechwytujących.
Nie jest. Nawet jeśli z ratyfikacją tego dokumentu przez Sejm nie będzie problemu. Problemy są po drugiej stronie Atlantyku. Administracja, która tak bardzo chce realizować ten projekt, w grudniu pożegna się z władzą. Jeśli listopadowe wybory prezydenckie wygra Barack Obama, umowa prawdopodobnie trafi do kosza. Obama powiedział bowiem wyraźnie, że nie zamierza ładować pieniędzy w niesprawdzone inwestycje, a jego koledzy z Partii Demokratycznej na pewno nie będą go prosić, żeby zmienił zdanie. Nic dziwnego, że w tej sytuacji Witold Waszczykowski, do niedawna główny negocjator w sprawie tarczy, jest zdania, że Sejm musi jak najszybciej ratyfikować umowę. – Jeśli prace nad jej realizacją ruszą jeszcze za kadencji prezydenta Busha, jego następca nie będzie mógł wycofać się z projektu bez narażania się na utratę zaufania – mówi „Przekrojowi”. Kłopot w tym, że PO wcale nie ma zamiaru spieszyć się z ratyfikacją, najwyraźniej woli poczekać na wynik wyborów w USA.
Instalacja w Redzikowie ochroni Polskę przed atakiem rakietami balistycznymi.
Niekoniecznie. Jeśli atak nastąpi z Iranu, prawdopodobnie będzie za mało czasu na tak szybkie przeprowadzenie wszystkich procedur, by pocisk antybalistyczny zdążył zniszczyć rakietę, zanim ta z powrotem wejdzie w atmosferę i zacznie zniżać się do celu. Jeżeli zaatakuje Rosja, zrobi to taką liczbą rakiet, by mieć pewność, że któraś dotrze do celu. Silosy w Redzikowie pomieszczą 10 antyrakiet, procedury nakazują odpalenie dwóch przeciwko każdej rakiecie wroga. Łatwo więc obliczyć, że wobec każdego ataku z wykorzystaniem więcej niż pięciu pocisków balistycznych amerykańska tarcza w Polsce będzie bezradna. Głównym zadaniem instalacji w Redzikowie wspomaganej przez radar w Czechach jest ochrona zachodniej Europy i wschodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych. – Już południowa Polska znajdzie się praktycznie poza strefą chronioną przez antyrakiety – przyznaje ekspert do spraw obronności, generał Stanisław Koziej. – A kraje na południe i wschód od nas w ogóle nie będą chronione.
Ochronią nas antyrakiety z innych amerykańskich baz.
Wątpliwe. Po pierwsze, nie ma takich baz, które swoim zasięgiem obejmowałyby Polskę (dwie, które istnieją – na Alasce i w Kalifornii – są w stanie obronić tylko zachodnie wybrzeże USA i tylko przed atakiem pojedynczych rakiet). Po drugie, z powodu położenia geograficznego Polski trudno nas będzie schować pod parasolem chroniącym przed atakiem z Bliskiego Wschodu lub Rosji. Silosy z pociskami antybalistycznymi musiałyby znajdować się gdzieś między Polską a tymi regionami. Dziś trudno wyobrazić sobie taką lokalizację.
Z podpisanej 20 sierpnia w Warszawie- umowy wynika, że baza w Redzikowie będzie własnością RP, będzie w niej obowiązywało polskie- prawo i będzie w niej polski dowódca. To oznacza, że będziemy mogli powstrzymać- Amerykanów przed odpaleniem pocisku antybalistycznego, jeśli uznamy, że przyniesie to więcej szkody niż pożytku. W żadnym wypadku. Amerykanie zobowiązali się jedynie, że bez naszej zgody nie będą przeprowadzali w Redzikowie żadnych testów, które wiązałyby się z próbnym wystrzeleniem rakiety przechwytującej. Jednak punkt 7 artykułu 4 umowy stwierdza wyraźnie, że dowództwo i kontrolę nad operacjami w zakresie obrony przeciwrakietowej w Redzikowie sprawują wyłącznie Stany Zjednoczone. To zresztą naturalne. Jeśli wybuch-nie wojna i w ruch pójdą rakiety balistyczne, nie będzie czasu na przewidziane w Konstytucji RP procedury ogłaszania stanu wojennego. Nasze władze nie będą miały w tej sprawie nic do powiedzenia. Rozkaz odpalenia antyrakiet padnie w Pentagonie. Na domiar złego Amerykanie, instalując
rakiety w Redzikowie, dają sobie znacznie mniej czasu na reakcję – najwyżej kilkanaście minut zamiast pół godziny. Trudniej im będzie prawidłowo ocenić zagrożenie. – Z taktycznego punktu widzenia umieszczenie antyrakiet w Polsce jest nonsensem – ocenia Tomasz Hypki z miesięcznika wojskowego „Raport”. – Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ten element tarczy będzie miał charakter wyłącznie polityczny.
Tarcza ma chronić Europę i USA przed atakiem ze strony takich nieobliczalnych państw, jak Iran czy Korea Północna.
Prawda. Takiego ataku nie da się wykluczyć. Więcej: „nasza” tarcza mogłaby udaremnić atak z Korei Północnej. I tylko taki. Jednak zdaniem Hypkiego jest on w zasadzie nieprawdopodobny. Nie wiadomo, co zrobi Iran, ale Redzikowo nie ochroni przed nim Izraela bądź baz NATO w Turcji. Poza tym polsko-amerykańska umowa ani słowem nie wspomina o reżimach w Teheranie czy Phenianie. Stwierdza za to wyraźnie, że oba kraje (czyli nasz i USA) łączą swoje wysiłki po to, żeby odpowiednio reagować „na zagrożenia i ataki, w tym o charakterze terrorystycznym” [ale nie tylko – przyp. red.]. I dalej, że rozmieszczenie rakiet w Polsce to istotny wkład w dalsze wzmacnianie amerykańskiego systemu obrony przeciwrakietowej. System ten w założeniu ma chronić UE, NATO i USA przed zmasowanym atakiem. Jedynym krajem, który byłby w stanie dokonać takiego ataku, a który jednocześnie nie należy do tego systemu, jest Rosja. I właśnie to było jej głównym argumentem przeciwko tarczy – że to ona jest jej celem, a nie Iran, a skoro tak, to
radar w Czechach i antyrakiety w Polsce naruszą równowagę militarną w regionie.
Nie musimy bać się Rosji, bo nie odważy się ona na atak rakietami balistycznymi.
Racja. Prawdopodobieństwo, że Rosja zdecyduje się na tak desperacki atak, jest znacznie mniejsze od tego, że się nie zdecyduje. Jednak współczesne konflikty (Jugosławia, Afganistan, Irak) zaczynają się od uderzenia bronią znacznie trudniejszą do wykrycia – rakietami samosterującymi. Lecą na wysokości kilkunastu metrów i są prawie nie-możliwe do wykrycia przez radary albo satelity. Przed innymi atakami ochronią nas nowoczesne- patrioty, które dostaniemy od Amerykanów. Nieprawda. Po pierwsze, niczego nie dostaniemy, po prostu Amerykanie przywiozą tu jedną baterię, która – jak twierdzi Witold Waszczykowski – będzie się składać z trzech lub czterech platform oraz radaru. Po drugie-, wcale nie wiadomo, czy przywiozą. O ile do rozpoczęcia realizacji umowy na wykopanie silosów w Redzikowie wystarczy ze strony Stanów Zjednoczonych tylko podpis prezydenta, o tyle przeniesienie patriotów wymaga zgody Kongresu, a ta wcale nie jest przesądzona. Po trzecie, wcale nie ochronią „nas”, tylko siedziby prezydenta i premiera,
i pewnie samą bazę rakietową. Po czwarte wreszcie, patrioty wcale nie są nowo-czesne. – To dość przestarzała konstrukcja, której podstawowa wada polega na tym, że ma ona wyrzutnię kierunkową, a jej pole ostrzału wynosi zaledwie 120 stopni – mówi Hypki. – Nowoczesne pociski, jak Aster czy SM-3, mają nad patriotami tę przewagę, że startują pionowo, więc jest im obojętne, z której strony następuje atak.
Jeśli tarcza może w przyszłości powstrzymać Rosję, to tym lepiej dla nas. Może to ją utemperuje.
A może wręcz przeciwnie. – Jeśli w Redzikowie powstanie tarcza, Rosjanie zaczną robić z siebie oblężoną twierdzę – przypuszcza Andrzej Kiński, redaktor naczelny „Nowej Techniki”. – Zapewne zwiększą wydatki na zbrojenia. Choć trzeba pamiętać, że to, co produkują, to w większości jedynie zmodernizowane technologie z okresu sowieckiego.
Przykręcenie Ukrainie kurka z gazem, awantura z Wielką Brytanią o Litwinienkę czy rosyjskie oddziały British Council, naruszanie przestrzeni powietrznej Litwy, cyberatak na estońskie - serwery sieciowe, okupacja północnej Gruzji, zawieszenie współpracy - z NATO i podpisanie - dużej umowy na dostawy broni do Syrii – to wszystko pokazuje, że Kreml potrafi być brutalny i nie przebiera w środkach. Słowo tarcza brzmi dumnie, ale więcej w nim szumu niż treści. Projekt jest w tak wstępnej fazie realizacji, że nie da się nawet powiedzieć, że ten antyrakietowy parasol jest jeszcze dziurawy. On nie istnieje. Wybudowanie silosów w Redzikowie tego nie zmieni, bo one będą w stanie udaremnić wyłącznie atak, który nam nie grozi. Zamiast odpowiadać na realne zagrożenie, tylko je zwiększa. Ten sojusz z USA jest dla Polski tak kosztowny, że aż na granicy opłacalności. Można go podsumować następująco: sprowadzamy na was nieszczęście, ale postaramy się, żebyście mogli go uniknąć.
Rafał Kostrzyński