Co najmniej 25 duchownych na Dolnym Śląsku było TW w latach 50. i 60.
Na Dolnym Śląsku w latach 50. i 60. wśród księży było przynajmniej 25 tajnych współpracowników służb bezpieczeństwa - ujawnił metropolita wrocławski, ks. arcybiskup Marian Gołębiewski. To wstępne wyniki badań, jakie od 2005 r. prowadzi Komisja Naukowa ds. Najnowszej Historii Metropolii Wrocławskiej.
27.02.2007 | aktual.: 27.02.2007 14:37
Arcybiskup Gołębiewski przyznał, że przedstawione wyniki są jeszcze bardzo wstępne i np. nie ma informacji na temat ewentualnej współpracy duchownych z Wrocławia. Prace cały czas trwają i są bardzo żmudne więc trudno mówić o jakiś konkretach - tłumaczył ks. Alojzy Ślósarczyk, przewodniczący Komisji. Dodał, że komisja do tej pory zdołała jedynie przebadać akta z lat 50. i 60., nie zajęła się jeszcze latami późniejszymi.
Z badań komisji wynika, że w Jeleniej Górze np. na 14 przebadanych teczek, 4 duchownych "było zaangażowanych we współpracę", 6 było "wyjątkowo wrogo nastawionych do PRL" zaś dwóch próbowano pozyskać, ale próby się nie powiodły. W Bolesławcu na 15 przebadanych teczek, 7 duchownych było zarejestrowanych jako TW. Ks. arcybiskup podał ich pseudonimy bez ujawnienia nazwisk. Nie wszystkie pseudonimy udało się nam połączyć z konkretnymi nazwiskami duchownych. Większość tych księży już nie żyje. A ci którzy żyją to duchowni w bardzo podeszłym wieku - mówił ks. arcybiskup.
W Lubinie i Legnicy zarejestrowanych tajnych współpracowników wśród księży było 13, w Dzierżoniowie - jeden.
Wciąż nie wiadomo ilu TW mogło być we Wrocławiu. Zgłosiło się do mnie 15 duchownych, po tym jak wystosowałem do księży list z prośbą o zgłaszanie się w tej sprawie - mówił Gołębiewski. Przyznał jednak, że tych 15 księży niekoniecznie było tajnymi współpracownikami. Komisja dopiero bada ich teczki. Oni sami mówią, że "byli nękani przez UB czy SB", "byli nachodzeni", "mieli kontakty" ale jakiego rodzaju - ustali dopiero komisja.
Są teczki, w których jest wiele pseudonimów, które trzeba rozszyfrować. Są i takie materiały, w których jest zgoda duchownego na współpracę ale nie ma żadnych innych materiałów. Staramy się to wszystko gromadzić, rozszyfrowywać - mówił ks. Ślósarczyk. Przyznał, że żaden członek komisji nie rozmawiał z osobami podejrzanymi o współpracę, bowiem zabrania tego regulamin komisji. Zatem dane nie są weryfikowane u samych podejrzanych o współpracę. "O wynikach komisji wolno nam tylko rozmawiać i informować na bieżąco ks. arcybiskupa, bo to co robimy jest tajne" - mówił przewodniczący.
Ks. Ślósarczyk ma nadzieję, że komisja zakończy pracę jeszcze w tym roku. Najtrudniejsze do sprawdzenia były te najbardziej odległe lata. Mnogość dokumentów, rozproszone materiały bardzo utrudniają pracę komisji - mówił przewodniczący. Przyznał, że początkowo komisja miała ogromne problemy, bowiem "szukali po omacku", nie wiedzieli jak poruszać się po dokumentach, których w sumie udało się zgromadzić 11 km. Dodał, że często bywa tak, że z wielu opasłych teczek udaje się sporządzić tylko półstronicowy raport na temat danego duchownego.