Co Ewa Kopacz robiła w Moskwie? Opowiedziała o tym w bardzo emocjonalnym wywiadzie
Ewa Kopacz znów jest pod pręgierzem, przypisuje się jej odpowiedzialność za błędy przy identyfikacji zwłok ofiar katastrofy smoleńskiej. Ówczesna minister zdrowia towarzyszyła rodzinom, które pojechały do Moskwy. Krótko po powrocie opowiedziała Teresie Torańskiej, jak cały proces wyglądał z jej perspektywy.
Była minister zdrowia Ewa Kopacz została wezwana przez prokuraturę w sprawie pomyłek przy identyfikacji ciał ofiar katastrofy Smoleńskiej. Już zapowiedziała, że stawi się na wezwanie. Zapewnia też, że nie żałuje, że pojechała do Moskwy. W kilku zdaniach przypomina, jak ciężkim przeżyciem był ten wyjazd. Znacznie więcej powiedziała jednak niecałe 7 lat temu Teresie Torańskiej.
Do Moskwy
- Powiedziałam: no to lecę z nimi - opisuje Kopacz naradę w Kancelarii Premiera, która miała miejsce wieczorem 10 kwietnia. Była premier przypomina, że pracowała jako lekarz sądowy, więc wiedziała czego się spodziewać. Później mówi, że "widok był przygnębiający". - Stał rząd chłodni. Nigdy nie widziałam tylu chłodni w jednym pomieszczeniu. A w powietrzu czuło się już inny zapach - wspomina.
Do Moskwy poleciała zebrana w środku nocy grupa lekarzy, psychologów, specjalistów od medycyny sądowej i genetyki. - Ktoś odmówił? - pyta Torańska. Kopacz: - Nikt. Kolejne pytanie: - Zapytał o pieniądze? - Nie. Nikt nie pytał.
Szok
Kopacz opowiada, że Rosjanie byli bardzo uczynni i spełniali wszelkie prośby, zarówno dotyczące pobytu ekspertów i członków w hotelu, jak i te związane z procesem identyfikacji. Sam proces składał się z kilku etapów. Najpierw przesłuchanie przez śledczego, przez część rodzin uznane za kłopotliwe, później okazanie zdjęć fragmentów ciał ze znakami szczególnymi i na koniec okazanie zwłok do ostatecznej identyfikacji.
- Odruchowo otworzyłam jedną chłodnię. Były półki na wyciągach. Pociągnęłam za jedną półkę, drugą, trzecią. Zamknęłam. To nie był widok, jakiego się spodziewałam. Pomyślałam, że źle trafiłam. Otworzyłam drugą chłodnię, było gorzej, w trzeciej, czwartej, piątej... coraz gorzej - opisuje była premier.
Rodziny
Kopacz relacjonuje też swoją rozmowę z rodzinami ofiar, tuż po ich przyjeździe do Moskwy. Tłumaczyła, że muszą być bardzo silni, bo czeka ich trudne zadanie. Opowiada, że sama ciężko przeżyła ten widok, choć z racji wieloletniej pracy jest "oswojona ze śmiercią". Przyznaje jednak, że nie da się przygotować nikogo na taką sytuację. Choć mówi o tym niechętnie, niektóre rodziny trudno znosiły stres i reagowały nerwowo.
Teresa Torańska pyta też, czy wykonano sekcje zwłok. - Zaraz potem, kiedy tam przybyliśmy, dowiedzieliśmy się od rosyjskich lekarzy, że sekcje zostały wykonane. Potwierdzili to polscy lekarze, widząc charakterystyczne ślady na ciałach - odpowiada jej rozmówczyni, która drugi raz pojechała do Moskwy już dwa tygodnie po katastrofie.
Sekcje
- A potem było układanie zwłok do trumny. Uczestniczyła w tym komisja złożona z Polaków z naszej ambasady i Rosjan. Każde ciało było oznakowane tabliczką z nazwiskiem. Wszystko to także zostało obfotografowane. Moment zamykania trumny też został uwieczniony przez naszego technika z polskiej prokuratury wojskowej - wspomina Kopacz.
Polityk PO później wielokrotnie musiała tłumaczyć się z tego, co robiła w Moskwie. I czego nie robiła. Zapowiedziane przesłuchanie w prokuraturze pewnie nie jest ostatnim. Mimo tego sama zainteresowana zapewnia: "Wtedy czułam, że muszę pomóc. Za każdym razem kiedy wracam myślami do pierwszych dni po katastrofie to wiem, że postąpiłam słusznie".
Cały wywiad Teresy Torańskiej z Ewą Kopacz można przeczytać na wyborcza.pl