"Cieszę się, że mieszkam w Europie Wypłacalnej"
Jeśli chce się wygłaszać inteligentne i poparte sporą wiedzą poglądy, dobrze jest spotykać się od czasu do czasu z inteligentnymi i posiadającymi sporą wiedzę osobami i uważnie słuchać, co mówią. Odżegnując się od mojej głównej metody pisania tego, co jako pierwsze przyjdzie mi do głowy z nadzieją, że przemądrzałe komentarze odwrócą uwagę czytelników od mojej ignorancji, postanowiłem dla odmiany usiąść i posłuchać kogoś, kto wie, o czym mówi - pisze Jamie Stokes w Wirtualnej Polsce.
Edward Lucas jest redaktorem magazynu The Economist i cenionym ekspertem od Europy Wschodniej, co może się wydawać dziwne, biorąc pod uwagę, że przez jakieś 20 minut przekonywał mnie, iż coś takiego jak Europa Wschodnia nie istnieje. Nie chodziło mu przy tym o zdyskredytowanie dowodów prezentowanych przez każdy kompas, ale o podważenie powszechnego poglądu, iż ekonomie i społeczności krajów z tej części Europy łączy wiele wspólnych czynników, co, jego zdaniem, jest nieprawdą. To szczególnie ważne, biorąc pod uwagę, że wspomniane „wspólne czynniki” mają najczęściej charakter negatywny.
Zachodni dziennikarze, twierdzi Lucas, używają określenia „Wschodnia Europa” jako hasła, za którym kryje się „kiepski rząd, korupcja i ekonomiczna słabość”. W rzeczywistości wśród 10 krajów, które w ostatnim czasie dołączyły się do Unii Europejskiej, włączając Polskę, znajdziemy więcej różnic niż podobieństw, w dodatku żadne z nich nie znajduje się w takich ekonomicznych tarapatach jak zachodnioeuropejska Grecja, Portugalia czy Włochy.
Edward Lucas nie jest wielkim fanem Silvio Berlusconiego. Pozwolił sobie między innymi zwrócić uwagę, że Berlusconi, polityk będący właścicielem większości krajowych mediów i zamieszany w więcej kryminalnych i niemoralnych działań niż sam Al. Capone, reprezentuje niemal platoński model tego, co Zachodnia Europa myśli o polityce Europy Wschodniej.
Tylko, że Berlusconi jest jak wiemy liderem kraju zachodnioeuropejskiego, w dodatku jednego z założycieli UE. Przy nim większość polityków z Europy Wschodniej wygląda na ustawionych w równym szeregu chłopców z kościelnego chóru. Zgodnie z najnowszym Indeksem Percepcji Korupcji, Estonia, Litwa, Łotwa, Polska, Czechy, Słowacja, Węgry i Słowenia są mniej skorumpowane niż Włochy i Grecja – dwa kołyski zachodniej cywilizacji.
Ostanie wydarzenia w Grecji, która ciągle nazywana jest „zachodem” mimo, iż leży bardziej na wschód niż Warszawa, są dobrym przykładem na to, jak bardzo pomieszana jest nasza percepcja. Do niedawna ekonomiczny wzrost Polski wcale tak bardzo mieszkańcom Europy zachodniej nie imponował, ponieważ naprawdę trudno nie podołać w sytuacji, gdy UE dokłada połowę do każdej nowej drogi, elektrowni czy torów kolejowych. „My też nieźle byśmy sobie radzili” – mówiono, „gdyby ktoś dokładał do nas miliony z pieniędzy innych.” Niestety podobne teorie rozpłynęły się teraz w morzu gotówki wysyłanej do Grecji. Przy ilości pieniędzy, którą planuje się przeznaczyć na Europejski Fundusz Awaryjny, dotychczasowe dotacje dla Europy Wschodniej wyglądają jak drobniaki znalezione w rozkładanej sofie.
Wszystko to jest jeszcze bardziej uderzające, gdy pomyślimy, że pieniądze wędrujące do Europy Wschodniej wydawane są pożytecznie na drogi, elektrownie czy kolej, a znacznie większe sumy wysyłane do Grecji nie przełożą się na żaden sensowy zakup. Widziałem greckiego ministra finansów w telewizji i podejrzewam, że musi się on żywić czekami.
Wszyscy jakoś łatwo zapominają, że największa wśród ostatnich europejskich tragedii ekonomicznych zdarzyła się w Islandii, która leży najbardziej na Zachód jak to w Europie możliwe, natomiast jedynym państwem, które zanotowało wzrost ekonomiczny w czasie, gdy ekonomie innych spadały jak roztargnieni spadochroniarze, była Polska. Kiedy Włochy, Portugalia i Belgia upadną wreszcie na stos fikcyjnych pieniędzy, pociągając ze sobą reputację zachodnioeuropejskich instytucji bankowych, będę się cieszył, że nie mieszkam w Europie Wschodniej, ale w Europie Wypłacalnej.
Jamie Stokes specjalnie dla Wirtualnej Polski