Świat"Ci cholerni Polacy wysłali cały śnieg do Polski"

"Ci cholerni Polacy wysłali cały śnieg do Polski"

Szepty sąsiadów, pokazujących palcami plastikowe kuriozum o fallicznej końcówce, dało się słyszeć jeszcze na parkingu piętnaście metrów dalej. We wsi będą gadali. Polak kupił łopatkę dla dzieci i składany szpadel z plastiku. Odwaliła mu korba. Zwłaszcza, że śniegu jak nie było, tak nie ma - pisze Piotr Czerwiński w felietonie dla Wirtualnej Polski. Zaznacza, że w tym roku nie było w Irlandii prawdziwej zimy. Fabryki i szkoły nie były zamknięte ani przez jeden dzień. Dziennikarze nie mieli o czym pisać i musieli pisać o polityce, czyli o tym, że Polacy na pewno wysłali cały śnieg do Polski.

"Ci cholerni Polacy wysłali cały śnieg do Polski"
Źródło zdjęć: © PAP | Grzegorz Michałowski
Piotr Czerwiński

20.02.2012 | aktual.: 21.02.2012 13:51

Przeczytaj wcześniejsze felietony Piotra Czerwińskiego

Dzień Dobry Państwu albo dobry wieczór. Na wstępie ze zgrozą należy przyznać, że jednak brak kataklizmu potrafi być strasznym kataklizmem. W tym roku w Irlandii nie było śniegu. To poważny cios dla miejscowej gospodarki, która nie będzie mogła zwalić na śnieg swoich aktualnych niepowodzeń. Tłum gotów jest obwinić za nie aktualnego premiera, a tego byłoby już za wiele i wygląda na to, że znów trzeba będzie obwiniać za wszystko Polaków.

Oprócz tego cierpią wszyscy krawaciarze, którzy nie dostali darmowego tygodnia nadliczbowych wakacji; dotąd przez dwa lata, przez okres śnieżnej tragedii mogli nie wychodzić z domu, ponieważ zostało to naukowo udowodnione, że śnieg jest śliski i nie można po nim jeździć salonką marki bmw. Ponadto w taką pogodę jest zbyt zimno, by wychodzić na zewnątrz w samej koszuli i różowym krawacie, który w tych stronach - jak wiadomo - wespół z rzeczonym czarnym bmw stanowi emblemat irlandzkiego sukcesu gospodarczego. Podobny ból sprawiła zima nastolatkom, które nie dość, że nie mogły rzucać kulami śniegowymi w kuśtykających dziadków i matki z dziećmi oraz szyby ich samochodów, to jeszcze były zmuszone pójść w tym czasie do szkoły.

Irlandzkie szkoły są bardzo wymagające. Już niejeden rudy młodzian oszalał tam od katorżniczej nauki gry w piłkę. Samoloty musiały odlatywać, a pociągi odjeżdżać, nie wspominając o dziennikarzach, którzy stracili tak wspaniały temat i byli zmuszeni znowu pisać o polityce, czyli obcokrajowcach kradnących zasiłki.

Żeby było jeszcze smutniej, w tym roku brzęk nieistniejących miedziaków usłyszeli w głowach miejscowi handlowcy, żartobliwie zwani ludźmi interesu. W dublińskich sklepach pojawiły się zatem plastikowe skrobaczki do szyb i składane szufle do odgarniania śniegu, a w wersji dla prawdziwych Irlandczyków odmrażacze w sprayu do usuwania szronu z samochodu. Podobno działają już po pięciu minutach!

Niestety, mimo coraz brutalniejszych przepowiedni nadejścia śnieżycy, obawiam się, że jedynym człowiekiem, który kupił rzeczone skrobadło w moim osiedlowym sklepie, byłem ja. Zresztą, wcale mnie to nie dziwi, że tubylcy nie zainteresowali się tymi wynalazkami, bo niczego się dzisiaj nie sprzeda bez reklamy. Nim je kupiłem, stałem na czatach przy alejce z karmą dla kotów, by zobaczyć jak suburbianie reagują na te pokraczne zimowe przyrządy. Obawiam się na podstawie tych oględzin, że nikt nie znał ich przeznaczenia, być może dlatego, że ich przeznaczenie widniało jednoznacznie na etykiecie. Musieli więc brać te szufle i skrobaczki za jakąś filię stoiska z produkami dla Polaków albo promocję salonu sado-maso.

Cała kolejka pod kasą zamilkła, gdy kładłem je na blacie, a szepty sąsiadów, pokazujących palcami plastikowe kuriozum o fallicznej końcówce, dało się słyszeć jeszcze na parkingu piętnaście metrów dalej. We wsi będą gadali, jak bum cyk-cyk. Polak se kupił łopatkę dla dzieci i składany szpadel z plastiku. Odwaliła mu korba. Zwłaszcza, że śniegu jak nie było, tak nie ma. I brzęk miedziaków jak nie nastąpił, tak nie następuje. Irlandzcy przedsiębiorcy wciąż tylko słyszą głosy.

Wygląda na to, że znów całą piankę spijają oprawcy zza morza. Nie dość, że w Anglii znowu spadł śnieg aż do pięt, to jeszcze ktoś znowu wygrał tam czterdzieści sześć baniek w totka. Drogi sparaliżowane, szkoły zamknięte, w fabrykach sami Polacy, na recepcjach sami Polacy, w telewizji David Beckham. Cała Anglia szaleje ze szczęścia, jednocześnie nie wiedząc co robić z utrapienia. Prezenter jednego tok-szołu w desperacji zdjął więc przed rzeczonym Beckhamem gacie. A śnieg leży, a na śniegu leżą Angole. Dziennikarze i facebookoholicy mają materiał do zarzucania przez następne dwa tygodnie, czyli jeszcze długo po tym, kiedy straszliwe okowy zimy wreszcie odpuszczą. Cała Irlandia im zazdrości, bo każdy chciałby być oznaczony na zdjęciu, na którym stoi wraz z kolegami po kostki w lodach śmietankowych. Na otarcie łez mogą tylko mrozić piwo w lodówce i wyobrażać sobie, że cierpią tak jak mieszkańcy Wielkiej Brytanii.

Straszna jest ta irlandzka niedola i ich odwieczne pozostawanie w cieniu Anglików. Są tak strasznie w ich cieniu, że nie oglądają w ogóle słońca, a teraz jeszcze ta zima. Jeśli chcę być dobrym Irolem, muszę sobie przyswoić tę frustrację. Przynajmniej tego mógłbym się nauczyć, skoro nie mam czelności nauczyć się mówić „bosh whash aboush” zamiast „but what about”. Ich język angielski też jest w cieniu języka angielskiego.

Na szczęście sezon grypowy w pełni i wszyscy dziarsko kichają sobie w oczy. Fenomen irlandzkiego kichania zdarzało mi się poruszać wielokrotnie, ale on wciąż nie przestaje być fenomenalny; odnoszę bowiem wrażenie, że zasadnicza większość rdzennych mieszkańców Irlandii kicha częściej niż się odzywa. W rozmowie do dobrego tonu należy kichać prosto na rozmówcę, a ordynarne plakaty, zachęcające do zakrywania ust przy okazji ubiegłorocznej epidemii grypy, zostały okrzyknięte eurounijną zmową, krępującą swobody obywatelskie.

Autorzy tej akcji nie przewidzieli ponadto, że nawet Irlandczyk nie jest w stanie wydobyć chusteczki jednorazowej i unieść jej do ust za każdym razem, kiedy kicha. Próba zachęcenia Irlandczyków, by zasłaniali się przedramieniem i kichali do rękawa spaliła na panewce, ponieważ to z kolei byłoby jawną prowokacją, urządzoną przez chińskie pralnie i ich polski personel. I to za to płaci? Ja płacę, pan płaci. Społeczeństwo płaci.

Tak czy owak, przestałem kupować wolno stojące bułki w wielokrotnie opiewanym przeze mnie osiedlowym spożywczaku. Pewnego dnia widziałem tam człowieka, który wykichał na nie cały swój gniew na Anglo-Irish Bank, po czym nasmarkał niechcący na podłogę i poszedł. Dobra wiadomość jest taka, że wytarł się rękawem, gdyż wedle oczekiwań, nie zdążył wyjąć chusteczki.

Istnieje zatem nadzieja, że jeśli zimie nie uda się sparaliżować Irlandii tej zimy, to może chociaż jakaś epidemia okaże się zbawienną przyczyną dalszego załamania gospodarki. W przeciwnym razie należy jakoś inaczej wytłumaczyć Niemcom, że potrzeba nam jeszcze więcej kasy, której nie oddamy, ponieważ nasza sytuacja nie jest godna pozazdroszczenia. Samą koniecznością wyrzucenia Polaków za burtę już się Niemcom nie podliżemy, ten bajer od lat na nich nie działa.

Już wiem! To ci cholerni Polacy wysłali cały śnieg do Polski. Trzeba natychmiast dać to na czołówkę w „Irish Independent”!

Dobranoc Państwu.

Z Dublina, specjalnie dla Wirtualnej Polski, Piotr Czerwiński Kropka Com

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)