Chorzy na korytarzach. W szpitalach oblężenie
Mężczyźni, kobiety na jednej sali pooddzielani jedynie kotarami - tak rysuje się sytuacja w Szpitalu Bródnowskim w Warszawie. Z powodu sezonu chorobowego, niektórzy pacjenci kilka dni leżą na SOR, bo na oddziałach brakuje dla nich miejsc. Sprawą przepełnionych szpitali w stolicy zajmuje się już Komisja Zdrowia Rady Warszawy. Problem jest jednak ogólnopolski.
Jak dowiaduje się WP, w Szpitalu Bródnowskim w Warszawie pacjenci przyjmowani na SOR z grypą czy zapaleniem płuc nawet kilka dni mogą czekać na przyjęcie na oddział wewnętrzny. Nie ma na nim miejsc, więc ciężko chorzy kilka dni spędzają na sali obserwacyjnej za izbie przyjęć. Tam personel dwoi i się i troi, by w tym tłoku wszyscy byli zaopiekowani. Ale warunki nie są idealne, ciasnota, zaduch i ogólne zamieszanie panujące non stop.
Pacjentka Szpitala Bródnowskiego, pani Stanisława trafiła z zapaleniem płuc na izbę przyjęć kilkanaście dni temu. Przez trzy dni leżała na SOR, bo na oddziale wewnętrznym nie było miejsc. Razem z nią kilkunastu innych pacjentów, w zatłoczonej sali obserwacyjnej, kobiety i mężczyźni, wszyscy razem, pooddzielani jedynie kotarami.
- Nie ma miejsc. Jak tylko coś się zwalnia, od razu wciskamy chorych na oddziały, ale jest bardzo tłoczno - usłyszeliśmy od personelu na izbie przyjęć. To jedyny komentarz, który udało nam się uzyskać. Ze Szpitalem Bródnowskim próbowaliśmy kontaktować się po oficjalną wypowiedź kilka razy ale bezskutecznie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Podmianka". Dlaczego Kaczyński wszedł na scenę po Nawrockim?
Ale problem z miejscami ma nie tylko Szpital Bródnowski. Serwis TVN24 Warszawa opisywał historię ze Szpitala Praskiego, gdzie 91-letnia kobieta z podejrzeniem obustronnego zapalenia płuc i infekcją dróg oddechowych nie została przyjęta. Placówka tłumaczyła się brakiem wolnych miejsc na oddziale chorób wewnętrznych.
"Pacjentkę przewieziono do Szpitala Wolskiego, gdzie około dwie godziny oczekiwała w karetce na przyjęcie. W tym czasie straciła przytomność i przestała oddychać. Lekarze stwierdzili zgon" - relacjonował TVN24 Warszawa.
Prezydent Rafał Trzaskowski zarządził kontrolę w Szpitalu Praskim i Szpitalu Wolskim. Z kolei sprawą braku miejsc i tłoku we wszystkich szpitalach na terenie miasta, zajmuje się Komisja Zdrowia Rady Warszawy.
Jak tłumacz nam radny Jarosław Jóźwiak, przewodniczący komisji, problem jest skomplikowany. Pacjentów m.in przybywa dlatego, że się nie szczepią, a w efekcie częściej i poważniej chorują.
- Mamy jeszcze jeden błąd systemowy, o którym z panią prezydent Renatą Kaznowską i przewodniczącą Rady Miasta będziemy rozmawiać z wojewodą. Jest to nierównomierne obciążenie szpitali dowozem karetkowym. Dzisiaj mamy tak, że dla przykładu do Szpitala Bielańskiego trafia dwa razy tyle karetek, ile trafia na Wołoską. A oba szpitale mają podobną liczbę miejsc - wymienia Jóźwiak.
I przypomina, że dyspozytura do poszczególnych szpitali podlega urzędowi wojewódzkiemu. - Nie możemy mieć takich sytuacji, że w pierwszej kolejności karetki najchętniej wożą pacjentów do szpitali miejskich. Natomiast dużo rzadziej wożą do szpitali marszałkowskich, czy rządowych. Chcielibyśmy, aby jednak to wyrównanie przydziału karetek i dyspozycji było bardziej proporcjonalne między poszczególnymi szpitalami - dodaje.
Słowa Jarosława Jóźwiaka zdają się mieć potwierdzenie w naszych rozmowach z przedstawicielami placówek zarządzanych przez województwo, rząd i miasto.
- U nas problem przepełnienia nie istnieje. Wszyscy pacjenci zarówno szpitala jak i SOR są obsługiwani na bieżąco, mamy miejsca. Nie mamy sytuacji krytycznej, czy łóżek na korytarzach - przyznaje Dariusz Dewille, rzecznik prasowy szpitala MSWiA w Warszawie.
- Grypa panuje, ale u nas nie ma tragedii. Bez problemu przyjmujemy pacjentów, realizujemy wszystkie zadania, w tym te pilne przypadki - to z kolei słowa Mariusza Giereja, rzecznika Wojskowego Instytutu Medycznego, podlegającego MON.
"Zachorowań jest bardzo dużo"
Natomiast Dawid Kacprzyk, zastępca kierownika SOR w Szpitalu Południowym - tym zarządzanym przez miasto - przyznaje wprost, że z powodu wzmożonego sezonu chorobowego "brakuje łózek".
- Obciążenie w miejskich szpitalach faktycznie jest duże. Ten szczyt jest od stycznia do marca. Co prawda ten najgorszy moment grypowy mamy za sobą, ale są pacjenci z RSV i zapaleniem płuc. Im bliżej wiosny, tym będzie pewnie spokojniej, ale teraz faktycznie jest bardzo dużo pacjentów - przekazuje Kacprzyk.
- Łóżek brakuje. Zdarza się, że karetki muszą nawet poczekać, zanim się je przyjmie. Niektórych pacjentów trzeba izolować, bo jak się trafi np. pacjent z COVID-19, to nie może leżeć w jednej sali z grypą. Ci pacjenci zajmują więcej miejsca. U nas akurat są sale dwuosobowe, więc mamy lepszą sytuację - dodaje.
- Ale jak patrzę po innych oddziałach intensywnej terapii w Warszawie, to wszystko jest zajęte. Przedwczoraj chciałem przekazać pacjenta do innego szpitala, to nigdzie nie było miejsca. To świadczy tylko o tym, że tych zachorowań teraz ogólnie jest bardzo dużo - podsumowuje zastępca kierownika SOR Szpitala Południowego.
Nie tylko Warszawa
Sytuacja już zaczyna się normować za to na przykład w Lublinie. - Szczyt zachorowań na grypę mamy już za sobą - przyznaje z ulgą Małgorzata Piasecka, zastępca dyr. ds. medycznych Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Lublinie.
W najgorszym momencie, który był w styczniu i na początku lutego, lubelski szpital we wszystkich swoich czterech lokalizacjach miał równocześnie aż około 60 pacjentów z grypą. Także wtedy na oddziale intensywnej terapii tego szpitala odnotowano dwa zgony osób z grypą, które dodatkowo obciążone były innymi chorobami. W tej chwili w szpitalu jest około 20-25 pacjentów z grypą.
W tym szpitalu każdy z oddziałów leczy chorych zgodnie z rozpoznaniem zasadniczym. - Jeśli pacjentowi z kardiologii towarzyszy grypa, to mamy dla niego wydzieloną salę, najczęściej izolatkę. Po to, żeby ten pacjent nie był zagrożeniem dla innych chorych. Takie mamy rozwiązanie od czasów pandemii i to rozwiązania się sprawdza - przyznaje Małgorzata Piasecka.
Dodatkowo pacjenci wyłącznie z grypą i innymi chorobami infekcyjnymi jak np. Covid, trafiali do dwóch oddziałów pulmonologicznych należących do szpitala. Ponadto zdarza się, że szpital wstrzymuje odwiedziny pacjentów, kiedy na danym oddziale pojawi się grypa.
Mateusz Dolak, Paweł Buczkowski, dziennikarze Wirtualnej Polski
Czytaj też: