Trwa ładowanie...
d1ngvh8
16-04-2008 08:44

Chore dzieci tułały się między szpitalami

Karetka, wioząca dwójkę chorych, rozgorączkowanych dzieci z biegunką i wymiotami, przez trzy godziny krążyła między gdańskimi szpitalami. Kolejno odmówiono przyjęcia ich w Szpitalu Wojewódzkim i szpitalu dziecięcym na Polankach. Ostatecznie pięcioletnia Natalka i dwuletni Oskar otrzymali pomoc w Wojewódzkim Szpitalu Zakaźnym.

d1ngvh8
d1ngvh8

Sprawa jest skandaliczna - mówi zdenerwowany dziadek dzieci, Mirosław Myszkowski. Dzwoniłem już na policję, rozważam zawiadomienie prokuratury. Objawy zakażenia rotawirusem pojawiły się u Oskara w sobotę. W poniedziałek chorowała już Natalka. Gorączka sięgała 39 stopni - twierdzi pani Katarzyna, mama rodzeństwa. Dzieci czuły się źle, nie mogłam z nimi iść do przychodni. Próbowałam zamówić wizytę domową, ale nie było lekarza stale opiekującego się moimi dziećmi. W przychodni poradzono, bym zgłosiła się do pogotowia. Zadzwoniłam po godzinie 17, karetka przyjechała po godzinie 20.

Beata Groth, kierująca pogotowiem w Pruszczu Gdańskim, tłumaczy: Mamy umowę z POZ, świadczymy nocną opiekę wyjazdową. Lekarz po zbadaniu dzieci uznał, że ich stan wymaga przewiezienia do szpitala. Już rano otrzymaliśmy informację o blokadzie miejsc pediatrycznych w gdańskich szpitalach, jednak w takiej sytuacji przepisy nakazują przewiezienie pacjenta do najbliższej placówki. Dziadek: Dzieci wymiotowały kilkakrotnie, z Oskara leciało górą i dołem. Zatrzymaliśmy się przed Szpitalem Wojewódzkim. Tam nawet nie zszedł do dzieci pediatra. W okienku przy wejściu przekazano doktorowi z karetki, że ma jechać na ulicę Polanki.

W dokumentacji Szpitala Wojewódzkiego brak śladu wizyty karetki. Nie wzywano pediatry do takich pacjentów, informacja o nich w ogóle do nas nie dotarła - mówi dr Anna Libera z kliniki pediatrii. Faktem jest, że w poniedziałkowy wieczór rzeczywiście trudno byłoby te dzieci gdziekolwiek położyć. Szpital Wojewódzki stracił - wskutek remontu - 30 łóżek pediatrycznych. Oddział pęka więc w szwach. Nie można umieszczać obok siebie dzieci z biegunką i zapaleniem płuc, bo w ten sposób narażamy wszystkich na dodatkowe zakażenie - tłumaczy dr Jarosław Sroka, szef szpitalnego oddziału ratunkowego. Jeśli dzieci były pod opieką lekarza z karetki, który uznał, że ich stan nie jest na tyle ciężki, by upierać się przy konsultacji z pediatrą, trudno było podjąć inną decyzję.

Karetka wyruszyła do Oliwy. Tam mama usłyszała, że ewentualnie można przyjąć Oskara, ale Natalka jest już za duża. Nie ma dla niej łóżek. Chciałam wykupić łóżko polowe, by ją też ratowali, ale to było niemożliwe - wzdycha pani Kasia. Z Oskarka dosłownie się lało. Znalazłam łazienkę, umyłam go. Wsadziłam do karetki i ruszyliśmy na ulicę Smoluchowskiego. Dr Tadeusz Podczarski, dyrektor szpitala dziecięcego pyta retorycznie: Czy można dostawić łóżko dla dziecka z biegunką zakaźną do boksu, gdzie leży dziecko z mukowiscydozą lub zapaleniem płuc? Kto poniesie odpowiedzialność za narażenie małych pacjentów na dodatkową, niebezpieczną chorobę?

d1ngvh8

Brakuje nie tylko miejsc pediatrycznych, ale także koordynacji. Dopiero pół godziny przed północą dzieci zostały przyjęte na oddział w szpitalu zakaźnym, gdzie podłączono je do kroplówek. Wcześniej matkę uprzedzono, że jest pewne ryzyko - na oddziale leżą dzieciaki z ospą wietrzną. Nie było innego wyjścia - mówi dr Krystyna Malanowicz--Świerczyńska, ordynator oddziału. Jeśli dziecko nie chce pić, ma biegunkę, wymioty, to pomóc mu można tylko w warunkach szpitalnych.

Takie przypadki to skutek złej pracy lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej i zbyt małej liczby miejsc. Akademickie Centrum Kliniczne zburzyło oddział obserwacyjno-zakaźny, by przygotować miejsce pod budowę nowego szpitala. Skutek - z onkohematologii na AMG przywożą do nas leczone tam dzieci, które dodatkowo zakaziły się ospą wietrzną. Na to nakładają się biegunki wirusowe. A my musimy tak rozłożyć pacjentów, by nie doszło do problemów ze względu na chorobę, wiek i płeć. Oskar i Natalka nadal przebywają w szpitalu.

Pan Mirosław zamierza złożyć do NFZ skargę na placówki, które odmówiły pomocy jego wnukom. Jeśli NFZ nie zareaguje - zawiadomi prokuratora. Dr Jerzy Karpiński, lekarz wojewódzki mówi, że trzeba zająć się tą sprawą. Szpitale balansują na granicy między śmiercią a prokuratorem - stwierdza.

Ponad miesiąc temu całą Polską wstrząsnął dramat półrocznego Dawida z Koloni koło Kartuz. Chłopiec z wysoką gorączką trafił najpierw do obcej przychodni, gdzie lekarka obejrzała go na korytarzu i bez skierowania odesłała do szpitala. W szpitalu - bez konsultacji z lekarzem - z powodu braku skierowania odesłano dziecko do lekarza POZ. Matka ruszyła do Sierakowic po skierowanie, jednak dziecka nie udało się uratować. Sprawą zajęła się prokuratura, a przez media przetoczyła się dyskusja na temat organizacji pracy podstawowej opieki zdrowotnej i przeciążonych nadmierną liczbą pacjentów szpitalnych oddziałów ratunkowych.

Dorota Abramowicz

d1ngvh8
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1ngvh8
Więcej tematów