Chodziło tylko o stanowiska. Główny powód koalicji PiS‑PO w Inowrocławiu
Buntownicy z PO, którzy wbrew wcześniejszym porozumieniom zawarli koalicję z PiS-em w Radzie Powiatu Inowrocławskiego, podczas zwołanej konferencji prasowej dali do zrozumienia, że chodziło o rozdysponowanie stanowisk w powiecie. Nie podobało im się, że za ich plecami władze PO same próbowały rozdzielić stołki.
09.05.2024 16:57
- To, co zrobiliśmy, było obroną wartości i zadań, które rozpoczęliśmy w czasie minionej kadencji - stwierdziła na początku konferencji starosta inowrocławska Wiesława Pawłowska.
Dla niej ostatnie dni były szczególnie nerwowe, bo przez ostatnie lata była najważniejszą osobą w powiecie. Po wyborach prawie straciła stanowisko, ponieważ KO zawarło porozumienia z Naszymi Kujawami (w ten skład wchodzi PSL). Nowym starostą miał zostać Bartosz Krajniak z Naszych Kujaw.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jednak nieoczekiwanie podczas wtorkowej sesji prawie wszyscy radni z PO się zbuntowali i wspólnie z PiS-em podczas głosowań rozdzielili najważniejsze stanowiska między siebie, z pominięciem Naszych Kujaw (których działacze wyszli z sali w geście protestu). Pawłowskiej z PO znów powierzono funkcję starosty, natomiast przewodniczącym rady został Marek Knop z PiS. Funkcje wicestarostów i członków zarządu też rozdzielono między PO i PiS.
Po tej sesji inowrocławska rada stała się sławna na cały kraj, a do władz PO trafił wniosek o wyrzucenie z partii wszystkich rebeliantów. Ich postawa wzbudziła tym większe zdziwienie, że Inowrocław był w ostatnich latach areną bardzo brutalnych, politycznych zagrywek pomiędzy PO i PiS, które zaowocowały m.in. aferą hejterską, aferą fakturową oraz prawdopodobnie częściowo również aferą Pegasusa (jest wciąż wyjaśniana).
Wielkie pretensje do władz PO
- To, co zrobili nasi działacze, podpisując niekorzystną umowę z tymi dwoma ugrupowaniami (chodzi o wcześniejszą umowę z Naszymi Kujawami i PSL-em, którą złamali działacze PO - przyp. red.), było nie tylko niekorzystne dla partii - mówiła podczas konferencji Wiesława Pawłowska. - Było obrazą dla naszych autorytetów i naszej siły, jako partii. My zdobyliśmy największą liczbę głosów. Społeczeństwo powiedziało, że życzy sobie, żebyśmy kontynuowali swoją pracę. Nie wyobrażam sobie, żeby w taki sposób rozdzielić funkcje, by pominąć ludzi obdarzonych zaufaniem.
Gdy tylko starosta skończyła mówić o autorytetach i wartościach, wprost przyznała, że na mocy porozumienia PO z Naszymi Kujawami wicestarostą miał zostać Wojciech Piniewski, bardzo ważny członek lokalnych struktur PO ( jest radnym miejskim, jego żona natomiast szefową lokalnego PO), a inna z działaczek partii członkinią zarządu. Jak podkreśliła starosta, chodzi o "jedną z najmłodszych koleżanek". I to najwyraźniej nie było po myśli Pawłowskiej oraz jej sprzymierzeńców.
Choć Pawłowska mówiła też o służbie społeczeństwu i dobru mieszkańców, to temat stanowisk wracał w jej przemowach jak bumerang.
- Uważam uznanie nas za rebeliantów za bardzo nietrafione, bo to my się czujemy zdradzeni i opuszczeni w momencie, kiedy nasze losy się ważyły - kontynuowała starosta. - Zostaliśmy poinformowani o tym, jak partia zamierza podzielić rolę w naszym powiecie. W naszym, proszę państwa, powiecie, w którym to my na wynik pracowaliśmy. Nie pytając nas i nie uzyskując naszej aprobaty.
"Zrobiliśmy dobrze"
Inny z tzw. rebeliantów PO, radny Henryk Procek, który od wtorku jest wicestarostą, powiedział do mikrofonów, że "partia nie może być korporacją" i że PO z radnymi nie rozmawiała o tym, kogo chce umieszczać we władzach powiatu.
- To mieszkańcy nas wybierali i dali nam mandat zaufania - zauważył. - To, że może ktoś tam zawiódł, że może z Warszawy wygląda to zupełnie inaczej, no to trudno. Uważam, że zrobiliśmy dobrze. Stwierdziliśmy, że po co nam te podziały tutaj, na dole. Praktycznie rzecz biorąc nie zrobiliśmy żadnej wolty, nie zdradziliśmy swoich ideałów, jesteśmy cały czas tymi samymi ludźmi. Po prostu zależy nam na dobrym wyniku powiatu.
Więcej o sprawie pisaliśmy wczoraj w artykule "PO ma koalicję z PiS. Kolejna afera w Inowrocławiu ma drugie dno".
Mikołaj Podolski, dziennikarz Wirtualnej Polski