Chłopcy poparzeni w aucie chcą wracać do domu
Stan zdrowia chłopców, poparzonych w pożarze samochodu w Skierniewicach 28 października, poprawia się.
Dwuletni Kubuś i czteroletni Bartuś mają mocno poranione twarze i dłonie. Obaj zostali już wybudzeni ze śpiączki farmakologicznej i sami oddychają. Starszy przeszedł pierwszą operację związaną z przeszczepem skóry na dłoniach.
Po zdjęciu opatrunków widać rezultaty. - Przeszczep się przyjął - mówi prof. dr hab. Andrzej Piotrowski, ordynator oddziału intensywnej terapii w szpitalu im. Marii Konopnickiej w Łodzi. - Ogólny stan chłopców jest coraz lepszy. Możliwe, że w ciągu najbliższych dni zostaną przeniesieni na chirurgię.
Kubuś został wybudzony jako pierwszy. Bartka, starszego z braci, ze śpiączki lekarze wyprowadzili dopiero po zabiegu.- Bartusiowi wycięto skórę z pośladków i przeszczepiono na rączki - mówi mama, Natalia Markowska. - Cieszę się, że z synkami mam już kontakt. Jestem spokojniejsza, gdy słyszę ich głosy i mogę z nimi rozmawiać. Dla mnie obaj jakby narodzili się na nowo - dodaje. Niebawem Bartka czeka jeszcze przeszczep skóry na buzi.
Mama czytała chłopcom bajki, gdy byli w śpiączce. Rodzice zresztą całe dnie spędzają przy szpitalnych łóżkach. Chłopcy dopytują o starszą siostrę Wiktorię i o to, kiedy wrócą do domu. W szpitalu spędzą jeszcze kilka tygodni. Potem czeka ich kosztowne leczenie.
Każdy, kto chciałby wspomóc finansowo rodzinę państwa Markowskich ze Skierniewic, może przekazać pieniądze na konto Bank PKO BP SA o/Skierniewice 12 1020 4580 0000 1102 0090 9010 z dopiskiem "Dla Kubusia i Bartka". Konto na datki na leczenie i rehabilitację chłopców utworzyła skierniewicka Fundacja "Chodźmy razem".
Przypomnijmy. Do straszliwej tragedii doszło dwa tygodnie temu. Mama zostawiła chłopców samych w samochodzie i poszła do szkoły odebrać z lekcji córkę Wiktorię. W aucie wybuchł pożar. Życie maluchom uratowano w ostatniej chwili. Poparzonych przewieziono do szpitala w Skierniewicach, a potem helikopterami do Łodzi.
Biegły przygotował opinię na temat przyczyn pożaru auta. Jego zdaniem, starszy z chłopców, Bartek, uruchomił gazową zapalarkę, taką, jakiej używa się w kuchni.
- Pożar został wzniecony na tylnym siedzeniu, za fotelem kierowcy. Na podłodze znaleziono gazową zapalarkę- dodaje Krzysztof Kopania, rzecznik łódzkiej prokuratury. Wykluczono hipotezę, że przyczyną pożaru było pozostawienie w aucie niedopałka papierosa. Rodzice chłopców nie potrafią powiedzieć, skąd w samochodzie wzięła się zapalarka do gazu. Jak mówią, być może wypadła podczas przewożenia kartonów z kuchennymi rzeczami.
Polecamy w wydaniu internetowym: 25 nowych autobusów dla łódzkiego MPK