Chłód na linii Warszawa-Berlin. "Spirala rozczarowań"
Po zmianie władzy w Polsce liczono na poprawę wzajemnych relacji. Tym większe jest teraz rozczarowanie. Czy przyczyną problemów jest brak chemii między Tuskiem a Scholzem? - zastanawia się publicysta niemieckiego dziennika "Der Spiegel".
Punktem wyjścia do rozważań o stanie relacji polsko-niemieckich w najnowszym wydaniu tygodnika "Der Spiegel" jest zorganizowane ponad dwa tygodnie temu przez kanclerza Olafa Scholza w Berlinie spotkanie z Joe Bidenem, w którym uczestniczyli także prezydent Francji Emmanuel Macron i premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer. Tematem rozmów było wsparcie dla Ukrainy. Dlaczego nie zaproszono na to spotkanie Tuska? - pyta autor analizy Konstantin von Hammerstein.
"Der Spiegel" przypomniał krytyczne wobec Niemiec komentarze polskich mediów, w których kwestionowano sens dyskutowania o Ukrainie bez udziału Polski. "Czy między Scholzem a Tuskiem nie ma chemii?" - pytała jedna z cytowanych gazet.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo.
Ostatnie wspomnienia. Wielkie nazwiska, które pożegnaliśmy w 2024 roku
Uzasadnienie przedstawione przez Berlin było zdaniem von Hammersteina co najmniej "marne". Gdyby Tusk był obecny na spotkaniu w Berlinie, trzeba by było zaprosić także premier Włoch Giorgię Meloni, a spotkanie w sześcioro byłoby "zbyt duże". W dodatku, władze w Warszawie rzekomo nie sygnalizowały, że chciałyby, aby Tusk był obecny.
Czy Tusk niczego już nie oczekuje od Niemców?
W Warszawie mówi się - kontynuuje von Hammerstein - że być może to prawda, ponieważ Tusk i tak nie oczekuje już niczego od Niemców. "Tusk jest rozczarowany i stracił nadzieję, że Scholz pomoże mu w trudnej walce z nienawidzącymi Niemiec populistami z PiS" - czytamy w "Spieglu".
Dziennikarz "Spiegla" przypomniał, że po wyborze Tuska na premiera, w Europie, a przede wszystkim w Niemczech, słychać było "westchnienie ulgi". Wobec kryzysu w relacjach niemiecko-francuskich Scholz mógł potrzebować nowego silnego partnera w Polsce. Oczekiwania były ogromne, że Niemcy i Polacy posuną naprzód kwestię rozszerzenia UE, zreformują instytucje europejskie, wzmocnią kooperację przemysłów obronnych, pomogą Ukrainie i będą kooperować w polityce migracyjnej - wylicza autor.
Obecnie Berlin jest wdzięczny za to, że Tusk nie skarży się publicznie z powodu braku zaproszenia, a w Warszawie nikt nie rozumie, dlaczego Niemcy nie potrafią docenić osiągnięć Tuska - mobilizacji polskiego społeczeństwa i powstrzymania ofensywy prawicowych populistów.
Spirala wzajemnych rozczarowań
"Co poszło nie tak?" - pyta von Hammerstein. Na podstawie rozmów z wieloma uczestnikami życia politycznego, z których większość prosiła o zachowanie anonimowości, autor pisze o "spirali wzajemnych rozczarowań" i niezdolności do postawienia się w roli partnera.
"Der Spiegel" przypomniał o wystąpieniu Scholza 13 grudnia 2023 r. w Bundestagu. Kanclerz przedstawiał oświadczenie rządu przed szczytem UE, ale przed wygłoszeniem przemówienia, spontanicznie pogratulował Tuskowi i zadeklarował gotowość do współpracy. "Kanclerz nie ma skłonności do okazywania uczuć, ale jak na niego była to niemal deklaracja miłości pod adresem sąsiedniego kraju" - ocenił autor.
Von Hammerstein zwrócił uwagę, że Tusk w swoim pierwszym przemówieniu w Sejmie ani razu nie wymienił Niemiec. Autor tłumaczy to wpływem kampanii oszczerstw ze strony PiS i oskarżania szefa KO o bycie "niemieckim agentem". "Cień PiS ciąży na nowym premierze" - ocenił "Der Spiegel".
Von Hammerstein opisał mozolny proces przygotowywania konsultacji międzyrządowych zaplanowanych na 2 lipca. Zwraca uwagę na brak większego zainteresowania współpracą z Polską w części niemieckich ministerstw. Jednym z filarów nowego otwarcia miała być niemiecka inwestycja we wspólne bezpieczeństwo, jednak niemieckie problemy budżetowe utrudniły opracowanie atrakcyjnej oferty.
Starcie Tusk-Scholz w Brukseli
"Polacy czekają na niemiecką ofertę, która jednak nie nadchodzi" - pisze von Hammerstein. Jego zdaniem Tusk odbiera to jako znak, że Niemcy nie są zainteresowani dużym gestem pod adresem Polski. Cztery dni przed konsultacjami, na szczycie UE w Brukseli dochodzi do starcia.
Polska i trzy kraje bałtyckie proponują, aby UE sfinansowała militarne umocnienia na ich granicach z Rosją i Białorusią. "Scholz jest oburzony. Dlaczego Tusk nie uprzedził go o tej inicjatywie?" - czytamy w "Spieglu". Kanclerz obawia się, że propozycja ma być pierwszym krokiem w kierunku euroobligacji na zbrojenia i odrzuca ją na konferencji prasowej "jasno i szorstko".
Zamiast wizjonera buchalter
Tusk liczył na to, że Scholz zrozumie "wielkość wyzwań", a miał podczas konsultacji do czynienia z kanclerzem jako buchalterem. Tak twierdzą władze w Warszawie. Ciągnąca w dół spirala rozczarowań obraca się coraz szybciej.
Von Hammerstein zwraca uwagę, że próba zorganizowania prywatnego spotkania obu szefów rządów i ich małżonek nie powiodła się. W Berlinie uważa się, że Tusk nie jest zainteresowany zdjęciami z takiego spotkania. "Zbyt duża bliskość z Niemcami mogłaby mu tylko zaszkodzić w rozpoczynającej się kampanii przed wyborami prezydenckimi" - czytamy w "Spieglu".
Irytacje bez końca
Jak pisze autor, w kolejnych miesiącach dochodzi do kolejnych irytacji. Niemieccy śledczy zarzucają stronie polskiej sabotowanie ścigania podejrzanego o wysadzenie w powietrze gazociągów Nord Stream 1 i 2, władze w Warszawie krytykują wprowadzenie przez Niemcy kontroli na granicach państwowych. W Poczdamie Tusk miał otrzymać nagrodę mediów M100, a laudację miał wygłosić Scholz. Trzy dni przed terminem polski premier odwołał swój przyjazd.
"Wydaje się, że Tusk stracił nadzieję, że mógłby z Scholzem jeszcze coś zdziałać" - podsumowuje von Hammerstein. Przed wyborami prezydenckimi polski polityk "boi się antyniemieckiej trucizny" ze strony PiS i ma ku temu powody. "W ten sposób Tusk staje się zakładnikiem niemiecko-polskiej historii" - cytuje Hammerstein niemieckiego dyplomatę. "W ten sposób nie wyjdziemy z tego (pata). On (Tusk) też nie i na tym polega cały tragizm" - dodał pragnący zachować anonimowość przedstawiciel niemieckiego MSZ.
Przeczytaj także: