Chiny: rządowy organ "zaniepokojony" aresztowaniem dziennikarza
Chińskie rządowe biuro ds. kontroli prasy zaskoczyło obserwatorów, wyrażając zaniepokojenie z powodu aresztowania kantońskiego dziennikarza śledczego Chena Yongzhoua, do którego doszło kilka dni wcześniej.
Urzędnicy Głównego Państwowego Biura ds. Prasy, Publikacji, Radia, Filmu i Telewizji oświadczyli na łamach prowadzonego przez to biuro pisma "Zhongguo Xinwen Chuban Bao", że są "bardzo zaniepokojeni" aresztowaniem Chena. Zapewnili, że będą uważnie śledzić rozwój jego sprawy.
"Biuro będzie wspierało dziennikarzy i pracowników mediów oraz stanowczo broniło ich prawa do wykonywania normalnych czynności reporterskich" - napisali. Dodali jednak, że biuro "kategorycznie sprzeciwia się wszelkim przypadkom nadużywania uprawnień dziennikarskich".
Zaskoczeniem dla obserwatorów była również reakcja ściśle kontrolowanego przez władze Chińskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy, które zaapelowało do ministerstwa bezpieczeństwa publicznego, by potraktowano przypadek Chena "sprawiedliwie i zgodnie z prawem", a jemu samemu zapewniono bezpieczeństwo.
Według oficjalnych doniesień reporter wydawanego w prowincji Guangdong dziennika "Xinkuaibao" został zatrzymany w sobotę w Kantonie przez czterech policjantów przybyłych z sąsiedniej prowincji Hunan na południu ChRL. Aresztowanie miało związek z publikacją serii 15 artykułów śledczych, w których Chen zarzucał fałszowanie wyników finansowych firmie Zoomlion, drugiemu największemu producentowi sprzętu budowlanego w Chinach. Częściowym udziałowcem tej firmy jest rząd prowincji Hunan.
Jako powód zatrzymania policja podała "fabrykowanie danych" i "szkodzenie reputacji biznesowej". Dziennikarz przebywa obecnie w areszcie w stolicy Hunanu, w mieście Changsha.
Redakcja "Xinkuaibao" początkowo milczała w tej sprawie, licząc, że problem uda się rozwiązać za zamkniętymi drzwiami. Dopiero w środę na pierwszej stronie gazety opublikowano dramatyczny apel pod tytułem "Prosimy, uwolnijcie go", w którym zapewniono, że nie ma dowodów, jakoby Chen popełnił przestępstwo. W czwartek na pierwszej stronie "Xinkuaibao" pojawiły się słowa: "Ponownie prosimy, uwolnijcie go".
Redaktorzy dziennika nie odpowiedzieli w czwartek na prośbę PAP o komentarz w tej sprawie.
Otwarty apel "Xinkuaibao" o przestrzeganie wolności prasy to bezprecedensowe posunięcie ze strony chińskiej gazety. Poparła go oficjalnie m.in. organizacja Reporterzy Bez Granic (RSF). "Pochwalamy odwagę tej gazety, która śmiała przeciwstawić się narzuconemu przez władze nakazowi milczenia, wystawiając się na kolejne akcje odwetowe" - napisała organizacja w informacji prasowej.
Śladem "Xinkuaibao" o uwolnienie Chena zaapelowały również inne chińskie gazety, w tym kantoński "Nanfang Dushi Bao".
Z powodu dużego zainteresowania chińskich i zagranicznych mediów oraz blogerów i dziennikarzy obywatelskich sprawa Chena porównywana jest do incydentu w kantońskim tygodniku "Nanfang Zhoumo". Spór dziennikarzy tego pisma z cenzorami doprowadził w styczniu do niespotykanych w Chinach demonstracji w obronie wolności słowa. Zarówno "Xinkuaibao" jak i "Nanfang Zhoumo" mają swoje siedziby w Kantonie, stolicy prowincji Guangdong, uważanej za najbardziej liberalną w kraju.
Nie jest to pierwszy raz, kiedy dziennik "Xinkuaibao" popada w konflikt z władzami. Latem ub. r., gdy Chiny przygotowywały się do przekazania władzy nowemu pokoleniu przywódców, gazeta opublikowała artykuł opisujący losy najwyższych dygnitarzy Komunistycznej Partii Chin (KPCh), w tym obecnego prezydenta Xi Jinpinga i obecnego premiera Li Keqianga, w czasach rewolucji kulturalnej. Niedługo potem redaktor naczelny podał się do dymisji, a gazecie dyskretnie zakazano pisania o sprawach ogólnokrajowych i międzynarodowych, pozostawiając jej jedynie wiadomości lokalne.
Chiny są na liście tzw. "wrogów internetu" opracowywanej przez Reporterów Bez Granic. W 2013 r. znalazły się na 173. miejscu pośród 179 państw w prowadzonym przez tę organizację rankingu wolności prasy, wyprzedzając tylko Iran, Somalię, Syrię, Turkmenistan, Koreę Płn. i Erytreę.