Chińska armia nie tak mocna, jak się wszystkim wydaje. Amerykański raport obnaża jej słabości
Chińskie siły zbrojne są o wiele słabsze, niż się wszystkim wydaje. Mimo dwóch dekad modernizacji i forsownych zbrojeń, Państwo Środka nadal nie jest przygotowane do nowoczesnego konfliktu. Do takich konkluzji doszli eksperci wpływowego think thanku RAND Corporation, którzy opracowali szczegółowy raport na ten temat.
25.02.2015 | aktual.: 26.02.2015 16:27
"Bez armii ludowej, lud nie ma nic" - mawiał założyciel i przywódca komunistycznych Chin Mao Zedong. Tak naprawdę były to puste słowa, bo zgodnie z jego doktryną Chińska Armia Ludowo-Wyzwoleńcza (ChALW) nie była dla ludu, tylko dla partii. Wojsko było narzędziem, za pomocą którego realizowała własne cele polityczne. Jeżeli były sprzeczne z interesami ludu, to tym gorzej dla ludu.
Od śmierci Mao rola ChALW podlegała ciągłym zmianom, nadal jednak pozostaje ona przede wszystkim zbrojnym ramieniem Komunistycznej Partii Chin, choć obecnie cieszy się o wiele większą niezależnością niż w czasach "Wielkiego Sternika". Jednocześnie jej wpływ na politykę wewnętrzną uległ znaczącemu zmniejszeniu. Nie zmienia to faktu, że wraz z rosnącą potęgą gospodarczą, Pekin coraz mocniej inwestuje w siły zbrojne. Zgodnie z przyjętą strategią "odrodzenia narodu chińskiego", Państwo Środka chce powrócić do statusu wielkiego mocarstwa, jakim było przez wieki zanim nadeszło "stulecie upokorzeń". A nie da się zrealizować tego celu bez silnej i nowoczesnej armii.
W rezultacie od lat 90. ubiegłego wieku nakłady na obronność niemal rok w rok rosną w dwucyfrowym tempie, a siły zbrojne przechodzą forsowną modernizację. Niewiarygodne tempo przemian sprawiło, że amerykańskie media i niektórzy analitycy zaczęli w histerycznym tonie pisać o niechybnym końcu militarnej dominacji USA. Już nie pytano się, czy chińska armia zdetronizuje amerykańską na pozycji światowego hegemona, lecz kiedy to nastąpi. Okazuje się jednak, że strach ma wielkie oczy, bo w myśleniu takim więcej jest emocji niż chłodnej analizy faktów.
Chińska armia nie tak mocna
Próby trzeźwej oceny potencjału ChALW podjął się prestiżowy amerykański think thank RAND Corporation, na zlecenie komisji Kongresu ds. spraw stosunków USA z Chinami. Grupa ekspertów pochyliła się nad setkami oficjalnych chińskich dokumentów oraz raportów opracowanych na potrzeby rządu USA. Wnioski, jakie wysnuli na podstawie mrówczej pracy, są frapujące. Okazuje się bowiem, że kondycja chińskich sił zbrojnych wcale nie jest taka dobra, jak mogłoby się wydawać po dwóch dekadach okazałych inwestycji.
Naturalnie chińska armia dokonała przez ten czas ogromnego skoku. Pod względem nakładów na obronność (188 mld dol. w 2013 r.) Państwo Środka ustępuje na świecie jedynie Stanom Zjednoczonym (640 mld dol.). Trzecia w tym zestawieniu Rosja wydaje na wojsko ponad dwa razy mniej od Pekinu, co najlepiej obrazuje różnice możliwości obu największych rywali USA. Jednak według RAND, to nie brak pieniędzy jest największą bolączką ChALW, lecz liczne problemy systemowe.
Mówiąc krótko, mimo znacznych nakładów na wojsko, Państwo Środka nadal nie jest przygotowane do prowadzenia wojny w warunkach współczesnego pola walki, z przeciwnikiem dysponującym nowoczesną armią. W rezultacie ChALW może nie być w stanie realizować w pełni stawianych przed nią podstawowych zadań.
Korupcja
Nie powinno dziwić, że chińska armia, podobnie jak cały kraj, jest przeżarta rakiem korupcji. Pladze łapownictwa sprzyja fakt, że wojsko nie podlega prawie żadnej zewnętrznej kontroli. O skali problemu świadczą liczne przypadki aresztowań wojskowych najwyższego szczebla. Zatrzymania nasiliły się szczególnie w ostatnim czasie, wraz z antykorupcyjną krucjatą zarządzoną przez nowego przywódcę Chin Xi Jinpinga. Nie ulega jednak wątpliwości, że jest to jedynie wierzchołek góry lodowej, a nagłośnione procesy sądowe mają charakter pokazowy i często dotyczą najbardziej bezwstydnych nadużyć korupcyjnych, na które władze nie mogły dalej przymykać oczu.
Jak pokazuje praktyka, wiele posad w chińskich siłach zbrojnych można po prostu kupić. Jeden z zatrzymanych w 2012 generałów miał w sumie załatwić za łapówki setki awansów. Zdarzają się przypadki, że oficerowie "prywatyzują" przyznane im mieszkania służbowe i sprzedają je na wolnym rynku. Liczne są też historie o wystawnych bankietach, wycieczkach zagranicznych czy pobytach w luksusowych hotelach organizowanych za pieniądze armii. Kolejnym problemem jest ogromna korupcja przy zamówieniach sprzętu i wyposażenia.
Niejedna pięta achillesowa
Wiele z bolączek trapiących ChALW można byłoby wyeliminować, bądź w radykalny sposób ograniczyć, gdyby wojsko podlegało normalnej kontroli cywili, jak w demokracjach liberalnych. Jednak warunkach chińskiego autorytaryzmu, jest to niemożliwe. RAND wśród licznych słabości wymienia przestarzałą strukturę dowódczą, niedobór odpowiednio wykwalifikowanych i doświadczonych kadr oraz ich złą organizację. Zdaniem jednego z ekspertów zbyt wielu żołnierzy w chińskiej armii służy na stanowiskach nie związanych z zadaniami bojowymi, natomiast korpus oficerów nie ma dostatecznego doświadczenia w prowadzeniu operacji połączonych.
Żołnierze nie są wystarczająco ostrzelani nie tylko dlatego, że chińska armia nie uczestniczy w żadnych operacjach poza granicami kraju, ale też z powodu niskiego poziomu realizmu w przeprowadzanych ćwiczeniach. Zdarzały się przypadki, że wojskowi po prostu oszukiwali na manewrach, by obniżyć skalę trudności stawianych przed nimi zadań lub zapewnić sobie pomyślny rezultat ćwiczeń.
Podobnych problemów jest co nie miara. Wskazuje się m.in. na niekorzystną dla całości potencjału obronnego dominację wojsk lądowych, kosztem sił powietrznych i marynarki wojennej, kłopoty z jakością korpusu podoficerskiego, niższe niż w cywilnych gałęziach gospodarki płace czy słabe wykształcenie rekrutów, z których wielu pochodzi z biednej i zacofanej prowincji. RAND zauważa ponadto, że piętą achillesową chińskiej armii jest kulejąca logistyka. Z kolei siłom powietrznym brakuje samolotów transportowych i maszyn specjalnego przeznaczenia, a marynarce wojennej - środków obrony przeciwlotniczej i zwalczania okrętów podwodnych.
Koniec zachodniej histerii?
Specjalizujący się w tematyce azjatyckiej magazyn internetowy "The Diplomat" pochwalił raport RAND, jako ważny krok w kierunku zrozumienia rzeczywistego potencjału ChALW. Jak słusznie wskazano, dotychczasową debatę na ten temat zdominowała sensacyjna narracja, podsycająca przesadzone - jak się okazuje - obawy przed chińską potęgą militarną.
Głos w dyskusji zabrała również strona chińska, która, jak należało się spodziewać, podważyła wiarygodność tez przedstawionych przez amerykańskich analityków.
- Kraje zachodnie nie są obiektywne wobec struktury obrony narodowej Chin i ich rozwoju militarnego - powiedział pułkownik Zhang Junshe, przedstawiciel jednego z instytutów badawczych chińskiej marynarki wojennej. Cytowany przez serwis China Military Online wojskowy argumentował, że gdy w interesie USA jest podkreślanie zagrożenia ze strony Chin, zachodnie artykuły prasowe "wyolbrzymiają" zdolności bojowe i możliwości uzbrojenia chińskiej armii. Natomiast, kiedy USA chcą udokumentować swoją potęgę militarną, jednocześnie uspokajając azjatyckich sojuszników, wtedy siła chińskiej armii jest dyskredytowana.
Eksperci nie mają złudzeń, że mimo pozornie lekceważącej postawy, chińscy oficjele bacznie studiują wszelkie zachodnie raporty na temat stanu ChALW i wyciągają z nich stosowne lekcje. Niemniej otwarte pozostaje pytanie, czy w obliczu piętrzących się problemów wewnętrznych Państwo Środka zdoła utrzymać dynamikę modernizacji swoich sił zbrojnych. W każdym razie głosy, że ChALW nigdy nie zdoła wyjść z amerykańskiego cienia, wcale nie należą do rzadkości.
Tomasz Bednarzak, Wirtualna Polska