Chińscy hakerzy atakowali "NYT" po tekście o ukrytej fortunie premiera
Hakerzy, którzy mogą mieć powiązania z chińskim rządem, w ostatnich miesiącach włamali się do systemu komputerowego "New York Timesa" i przejmowali hasła dziennikarzy. Cyberataki rozpoczęły się po ukazaniu artykułu na temat ukrytej fortuny rodziny premiera Chin.
Dziennik podał, że pozbył się piratów i dzięki pomocy ekspertów od bezpieczeństwa komputerowego będzie w stanie chronić się przed dalszymi atakami.
Gazeta napisała, że wynajęci przez nią "eksperci ds. bezpieczeństwa, których celem było wykrycie i zablokowanie ataków komputerowych, zdobyli dowody na to, że chińscy hakerzy dostali się do sieci 'NYT'". Piraci komputerowi "wykorzystywali metody, które po konsultacjach ze specjalistami okazały się metodami w przeszłości stosowanymi przez chińską armię" - dodano.
Hakerzy włamywali się do poczty elektronicznej autora tekstu o ukrytym majątku krewnych premiera Wena Jiabao i obecnego szefa biura "NYT" w Szanghaju Davida Barbozy oraz szefa południowoazjatyckiego biura gazety w Delhi Jima Yardleya, który dawniej stał na czele pekińskiej redakcji.
"Wydaje się, że szukali nazwisk osób, które przekazały Barbozie informacje" o majątku szefa rządu - twierdzi gazeta.
Chiński minister obrony zaprzeczył, jakoby istniały związki między atakami hakerów a rządem w Pekinie. Oświadczył, że oskarżenia są bezpodstawne i nieprofesjonalne.
Niewygodna publikacja
W opublikowanym 26 października ub.r. artykule "NYT" zarzucił Wenowi, że od kiedy sprawuje urząd jego krewni zgromadzili aktywa warte co najmniej 2,7 mld dolarów (prawie 9 mld zł).
Śledztwo dziennikarskie "NYT" wykazało, że rodzina premiera, który w listopadzie opuścił stanowisko w kierownictwie Komunistycznej Partii Chin, a w marcu 2013 roku przestanie być szefem rządu, posiada udziały w bankach, branży jubilerskiej, ośrodkach turystycznych, firmach telekomunikacyjnych i projektach infrastrukturalnych.
W wielu z tych inwestycji kluczową rolę odgrywają niektóre wpływowe przedsiębiorstwa państwowe. Ich decyzje zależą często od instytucji rządowych, nadzorowanych przez Wena.
Przedstawiciele chińskiego rządu wcześniej ostrzegli gazetę, że śledztwo dziennikarskie na ten temat "będzie miało konsekwencje". Dziennik zwrócił się wówczas do firmy AT&A, która monitoruje jego sieć komputerową, by zwracała uwagę na wszelkie nietypowe działania.