"Chcieliśmy wolnej Polski i to jest właśnie dowód, że żyjemy w wolnej Polsce"
Madonna do pewnego momentu, nie będzie nawet wiedziała, że koncertuje w Warszawie. Tak naprawdę jest tylko produktem marketingowym, bardzo sprawnym, ale produktem. Ja bym od niej nie wymagał, że podejdzie z szacunkiem do tej daty, chociaż oczywiście byłoby bardzo miło. Powstańcy walczyli po to, by mieć wolną Polskę. Jeśli ktoś chce sobie iść wieczorem na koncert Madonny, niech idzie. Chcieliśmy wolnej Polski i to jest właśnie dowód, że żyjemy w wolnej Polsce - mówi w wywiadzie dla Wirtualnej Polski Jan Ołdakowski, dyrektor i współtwórca Muzeum Powstania Warszawskiego.
01.08.2012 | aktual.: 19.10.2012 17:10
WP:
Ewa Koszowska: Jaką rolę Powstanie Warszawskie odgrywa w życiu dzisiejszych warszawiaków?
Jan Ołdakowski: Powstanie Warszawskie daje warszawiakom poczucie przynależności do wspólnoty. Warszawa jest miastem bardzo chaotycznym, nierówno rosnącym architektonicznie, miejscami nawet brzydkim. Ale z drugiej strony jest też miastem bardzo dynamicznym. Spontaniczna odbudowa Warszawy powojenna dała impuls, który trwa do dziś. To jest takie miejsce, gdzie się przyjeżdża robić karierę. Warszawa zasysa większość młodych ludzi z okolicy. Duża część młodych ludzi w Warszawie to osoby przyjezdne, które przyjechały i zostały tutaj. Zostali warszawiakami i trochę się czują nie u siebie. Powstanie Warszawskie jest jedną z takich rzeczy, która pozwala się poczuć u siebie. Miastem, w którym chodzi o coś więcej niż tylko zajmowanie się sprawami bieżącymi. 1 sierpnia, godzina 17, kiedy wyją syreny, a kilkadziesiąt-kilkaset tysięcy ludzi, którzy zatrzymują się przy dźwiękach syren, to jest właśnie taki moment, w którym Warszawa pokazuje, że ma ducha, że ludzi łączy coś więcej niż tylko wspólne bieganie, praca w
jednym miejscu.
WP: Poza Warszawą Polacy chyba niewiele wiedzą o powstaniu, a jeśli już wiedzą, to nie wszystko rozumieją? Według badania TNS OBOP prawie 60 proc. Polaków nie potrafi powiedzieć, kiedy rozpoczęło się Powstanie Warszawskie.
- Trochę szkoda, bo powstanie było w tym sensie ogólnopolskie, że Warszawa była stolicą Polski. To nie było powstanie w jakimkolwiek mieście, tylko tu, gdzie znajdowała się stolica. To właśnie tu miały znajdować się przyszłe władze. Impulsem dla Powstańców była także nadzieja, że będzie można tu osadzić przed przyjściem Rosjan wolne polskie władze, że tu będą ministerstwa, tu będą sądy, policja będzie działać policja. Jednym z celów powstania było powiedzenie sobie, że "my mamy własne państwo i chcemy o nim stanowić". Mottem Powstania Warszawskiego są słowa Jana Stanisława Jankowskiego, według którego "chcieliśmy być wolni i wolność sobie zawdzięczać". Powstanie wybuchło nie tylko w imieniu Warszawy, ale całej Polski, i w tym sensie jest i lokalne, i centralne.
WP:
Młode pokolenie jest dalej zainteresowane tą tematyką?
- Powstanie Warszawskie jest właśnie najbardziej zrozumiałe dla młodych ludzi. Młodość to taki czas, gdy ludzie maja łatwość buntu i odnajdują się w tym sprzeciwie Powstańców przeciw niemieckiej okupacji. "Nie! dla sytuacji niedobrych".
WP: Ostatnio wybuchła dyskusja dotycząca opatentowania symbolu Polski Walczącej. Czy młodzi ludzie nadużywają tego znaku w nieodpowiedni sposób?
- Młodzież używa tego znaku z szacunku, jako symbolu oporu przeciwko czemuś niedobremu. Jak były protesty przeciw ACTA, to młodzi ludzie nosili znak Polski Walczącej, sprzeciwiając się czemuś ich zdaniem niedobremu. I może dlatego widzą w Powstańcach bohaterów, bo oni potrafili zaryzykować wszystko w imię obrony wartości przeciwko czemuś niedobremu. Przecież okupacja niemiecka w Warszawie była skrajnym złem. Łapano ludzi na ulicach i wysyłano do obozów koncentracyjnych, a ci młodzi wówczas ochotnicy potrafili się temu przeciwstawić tak, jak umieli. Niemców trzeba było stąd po prostu wyrzucić. WP: Wszystkie te nowe sposoby promowania historii, które są widoczne czy to w samym muzeum czy tez w postaci koncertów o tematyce powstańczej, komiksów, przedstawień teatralnych mają przemawiać przede wszystkim do młodych odbiorców, by zachęcić ich do poznawania historii. A jak na to reagują osoby starsze, czy im się też taki sposób przedstawiania historii Powstania Warszawskiego podoba? Czy odnajdują się w tak
nowoczesnym muzeum, czy woleliby by jednak tradycyjne ekspozycje, bez tych wszystkich dodatkowych gadżetów?
- Powstańcy często mówią, że to muzeum jest dla nich trochę za głośne, trochę za szybkie, że nie zawsze dobrze się tu czują. Ale z drugiej strony, od samego początku budowania muzeum, tłumaczyli nam, że to muzeum ma trafiać do młodzieży. Jan Nowak Jeziorański mówił: "Róbcie tak, żeby do tego muzeum przychodzili młodzi ludzie". Powstańcy tę historię znają, współtworzyli ją, brali w niej udział i oglądali ją z bliska. Teraz to muzeum ma oddziaływać na młodych ludzi i posługiwać się takim językiem, żeby ich przyciągnąć. Dlatego staramy się na różne sposoby pokazywać Powstańców Warszawskich.
WP:
Jakie to są sposoby?
- Kilka dni temu, przy Muzeum Postania Warszawskiego, powstało graffiti z postaciami z Powstania Warszawskiego. Streetartowcy, ludzie, od których mamy murale, znani malarze rysunków ulicznych malowali ludzi, którzy nie walczyli z bronią w ręku. Każdy z uczestników otrzymał biogram artysty - powstańca i na podstawie zawartych w nim informacji stworzył jego wizerunek. Oczywiście podczas takiej akcji nie można się nauczyć historii. To nie jest akcja, która uczy czegoś. To jest akcja, która pokazuje ważne osoby. Ktoś, kto tu znajdzie kogoś ciekawego, ważną postać, mam nadzieję, że o niej doczyta w Internecie, poszuka jakichś książek, porozmawia o niej z kimś, kto się zna na historii. Można powiedzieć, że my tylko pokazujemy te osoby i zachęcamy do ich poznania.
WP: No właśnie, bo przecież nie sposób zajrzeć do każdej z szufladek w muzeum i przeczytać całą ich zawartość?
- Chodzi o to, by otworzyć parę tych szufladek, zobaczyć, kto się w nich znajduje, a potem pogłębić wiedzę na temat tej osoby w zaciszu domowym. My dlatego to właśnie tak robiliśmy, żeby młodzi ludzie mogli sobie wyobrazić, czym było Powstanie Warszawskie. Żeby mieli wrażenie, że ono gdzieś tu się odbywa. Że duch Powstania Warszawskiego gdzieś tutaj krąży.
WP:
Największą furorę robią chyba kartki kalendarzowe na każdy dzień powstania?
- Rocznie drukujemy ich 400 tysięcy, a 1 sierpnia dochodzi kolejne 100 tysięcy, więc łącznie 500 tysięcy.
WP:
Co z koncertem Madonny, który ma się odbyć 1 sierpnia?
- Myślę, że Madonna do pewnego momentu, nie będzie nawet wiedziała, że koncertuje w Warszawie. Tak naprawdę jest tylko produktem marketingowym, bardzo sprawnym - ale produktem. Ja bym od niej nie wymagał, że podejdzie z szacunkiem do tej daty, chociaż oczywiście byłoby bardzo miło. Stąd właśnie taki pomysł Powstańców, by wszystkie osoby zgromadzone na koncercie, nie tylko z Polski, ale z całej Europy Środkowej, mogły zobaczyć krótki film, na którym zostanie wyjaśnione, czym jest 1 sierpnia w Warszawie.
WP:
Czyli Powstańcom nie przeszkadza, że Madonna zagra w tym ważnym dla Polaków dniu?
Nasza historia jest inna, niż ta widziana z Paryża i ta widziana z Moskwy - Powstańcy podeszli do tego z dystansem. Mam wrażenie, że to trochę media nakręciły tę całą sprawę. Powstańcy powiedzieli, że to jest nietaktowne posunięcie, iż w ten dzień jest koncert, ale tak naprawdę najważniejsza jest godzina "W". 1 sierpnia, godzina 17, kiedy zawyją syreny - to wtedy właśnie dzieją się ważne rzeczy. Powstańcy walczyli po to, by mieć wolną Polskę. Jeśli ktoś chce sobie iść wieczorem na koncert Madonny, niech idzie. My oczywiście będziemy zachęcać, żeby pójść na Plac Piłsudskiego, gdzie o 20.30 będzie wspólne śpiewanie pieśni i piosenek powstańczych. Chcieliśmy wolnej Polski i to jest właśnie dowód, że żyjemy w wolnej Polsce. WP: Jak Euro 2012 wpłynęło na postrzeganie Polaków na tle powstania? Czy wiele osób odwiedziło w tym czasie muzeum?
- Można powiedzieć, że prawie przez cały czas Euro 2012 nie było w muzeum Polaków. Ci, którzy tu przyjeżdżali z różnych stron Europy, a nawet spoza Europy, chcieli obejrzeć wydarzenie sportowe - Euro 2012, nie mieli często pojęcia, gdzie przyjeżdżają. Dopiero na miejscu dowiadywali się, że warto przyjść do muzeum i dla nich to było odkrycie, że mamy jakąś swoją historię, odmienną historię, niż ta historia wschodnia i historia zachodnia. Nasza historia jest inna, niż ta widziana z Paryża i ta widziana z Moskwy. Więc myśmy mieli okazję pokazania im tutaj naszej specyfiki.
WP: Ta historia chyba jest jednak dla nich bardzo ciekawa. Inne muzea nie były tak oblegane, jak Muzeum Powstania Warszawskiego?
- My prowadziliśmy akcję informacyjną. Pokazywaliśmy, że istniejemy, zachęcaliśmy do odwiedzenia muzeum. Chcieliśmy, żeby tu przychodzili. Zrobiliśmy spot, organizowaliśmy zwiedzanie z przewodnikiem w danym języku danego kraju - bezpłatnie. Mamy komplet przewodników w językach Euro, można więc powiedzieć, że się przygotowaliśmy. Mieliśmy swoje spoty w 16 językach, emitowane w strefie kibica. Więc też pracowaliśmy nad tym, żeby ci ludzie tu przychodzili.
WP:
Czy są jakieś plany zmiany czegoś w muzeum?
- Ekspozycja jest jakby gotowa, zamknięta. Teraz najważniejszą rzeczą, która stoi przed nami, to różne wydarzenia kulturalne. Ekspozycja żyje główne swoim życiem, a dla nas ważne jest to, co się dzieje wokół.
WP:
Co młodzież powinna wynieść po odwiedzeniu muzeum?
- Młodzi ludzie często dyskutują o sensie powstania. Naszym marzeniem jest to, żeby Muzeum Powstania Warszawskiego było ostatnim muzeum polskiego powstania. Żeby nauka z tamtej historii była taka, by już nigdy powstanie nie musiało wybuchać.
WP: Nawiązując do tego sensu, jakie jest Pana zdanie na temat powstania? Czy dobrze, że Polacy się zorganizowali i próbowali walczyć, czy też taka ofiara nie była potrzebna?
- Im więcej wiem, im więcej rozmawiam z ludźmi, tym trudniej jest im odpowiedzieć wprost na to pytanie. Odpowiem cytatem. Kiedy rozmawiałem z Janem Nowakiem-Jeziorańskim, wiele razy, powiedział dużo gorzkich słów o dowódcach, o tym, że często wysyłano żołnierzy w bezsensowne akcje, gdzie tracili życie. Z drugiej strony, jak pytałem, co pan sądzi o wybuchu Powstania Warszawskiego, to zawsze mówił: "Tak teraz, jak i wtedy, uważam, że Powstanie Warszawskie musiało wybuchnąć". Wiedział, że trzeba pokazać, że Warszawa jest stolicą wolnej Polski. Szkoda - nie udało się. Jednak te wielkie klęski, klęski ludzi, którzy mieli moralną rację, a przegrali, są tym bardziej żywe, bardziej o nich dyskutujemy. Można powiedzieć, że od bitwy pod Termopilami, kiedy 300 Spartan zginęło w walce, najbardziej żywymi mitami w walce śródziemnomorskiej są te wielkie klęski, w których przegrani mieli rację.
WP:
Ma Pan jakieś marzenie związane z pamięcią o Powstaniu Warszawskim?
- Chciałbym, żeby powstał nowy dobry film fabularny o Powstaniu Warszawskim, z prawdziwego zdarzenia. Bardzo dużo sobie obiecuję po filmie, nad którym pracuje Jan Komasa, pt.: "Miasto". To świetny reżyser i mam nadzieję, że rzeczywiście w najbliższym czasie, na 70. rocznicę Powstania Warszawskiego powstanie dobry, współczesny film, pokazujący powstanie oczami takich 20-latków.
WP: Mówi się, że spędza Pan dużo czasu w MPW i nawet wtedy, gdy ma Pan wolne, zdarza się Panu tu przychodzić i sprawdzać, czy wszystko jest w porządku?
- To prawda. Ale tak jest nie dlatego, że jestem pracoholikiem, ale dlatego, iż uważam, że w takiej placówce jest ważny efekt. To, że są czyste gabloty i można się czegoś komunikatywnie dowiedzieć od obsługi jest bardzo ważne. Wydaje mi się, że warto jest w takich miejscach, jak muzea, gdzie się przyciąga młodych ludzi, robić wszystko, by nasza opowieść była i elegancka, by nie obniżać standardów. Więc kontrola tego, jak my to robimy, jest moim obowiązkiem. Muzea z zakurzonymi gablotami i niegrzecznymi pracownikami są taką polską zmorą
Rozmawiała: Ewa Koszowska, Wirtualna Polska