Chcenie i ojczyzna
Wczytuję się w wyniki sondażu dla Wirtualnej Polski. Niby żadnych rewelacyjnych zmian, ale nie. Jedna jest. W ocenach prezydenta, premiera i rządu jest zdecydowany skok w jednej kategorii - w kategorii "oceniają bardzo źle".
09.08.2007 | aktual.: 26.11.2010 14:25
Nie żebym się tym specjalnie martwił, co to to nie. Jak rządzą nasi najwyżsi, każdy widzi, jak działa ten niby-rząd, który nie jest w stanie rozwiązać absolutnie żadnego problemu, też każdy widzi. Nie oddaję się jednak mej schadenfreude. Zastanawiam się raczej, co takiego jest w polskiej polityce, że z rządu na rząd, z roku na rok jest coraz gorzej.
Degrengolada SLD była upiorna i wydawało się, że nawet najwięksi pesymiści mają prawo mieć nadzieję, że na następnym okrążeniu będzie już tylko lepiej. No to jest gorzej, bo ja faktu, że rządzący nie kradną nie uznaję za wielki sukces. Pewnie, gorzej by było gdyby kradli, ale ośmielam się mieć oczekiwania znacznie większe. Krótko mówiąc chciałbym, by rządzili Polską ludzie mądrzy i dojrzali, którzy nie uczynią kraju o tysiącletniej historii i 38 milionach obywateli zakładnikami swych osobistych kompleksów. Chciałbym, by rządzili Polską ludzie, którzy znają świat, są ciekawi świata i pragnący, by Polska była cywilizowanego świata częścią, a nie marginesem.
Chciałbym, by w rządzie nie było przestępców, nacjonalistów, populistów, demagogów, specjalistów od dzielenia ludzi i szczucia ich na siebie. Chciałbym, by we władzy i w jej okolicach byli "najlepsi z najlepszych", a nie najwierniejsi prezesowi z wiernych prezesowi. Chciałbym, by u władzy byli ludzie znający języki, a nie tacy, którym niejaki kłopot sprawia wypowiadanie się we własnym języku. Chciałbym, żeby władzę mieli ludzie uśmiechnięci, a nie nienawistnicy. Chciałbym, by władzę sprawowali ludzi myślący o przyszłości, a nie mający obsesję na punkcie przeszłości.
Chciałbym, by u władzy byli ludzie, dla których władza jest narzędziem, a nie ostatecznym celem. Chciałbym, by najwyższe stanowiska zajmowali ludzie, którym coś się w życiu udało, a nie tacy, którzy są w polityce, bo w życiu nie udało im się nic. Chciałbym, by rządzili ludzie, którzy potrafią marzyć, a nie tylko tacy, którzy potrafią być pazerni i zachłanni na władzę. Chciałbym, by na szczytach byli ludzie mający jakąś wizję, a nie tacy, których jedyną wizją są oni sami na szczycie. Chciałbym, by przewodzili nam ludzie, którzy traktują nas poważnie i mówią nam prawdę, a nie tacy, którzy z trzech prawd wskazanych przez księdza Tischnera - prawda, tyż prawda i gówno prawda - niemal zawsze serwują nam tę ostatnią.
Chciałbym, by władzę sprawowali ludzie dumni z Polski, ale nie tacy, którzy za najważniejsze narodowe wydarzenie uznają największą narodową klęskę. Chciałbym, by kierowali państwem ludzie, którzy rozumieją, że duma z naszej historii to coś innego niż patrzenie na Polskę w Europie i w świecie z perspektywy całkowicie zaciemnionej przez historię. Chciałbym, by naszą polityką zagraniczną kierowali ludzie, którzy wiedzą co to stanowczość i siła, ale którzy argumentami i wdziękiem potrafią zdobywać punkty dla Polski, a nie ludzie, którzy gadają twardo, ale na europejskich i światowych salonach stoją w kącie, bo ani be ani me.
Chciałbym, by na czele państwa stali ludzie, którzy poważnie będą myśleli o wspólnocie, którą musimy stanowić i dla których solidarna Polska nie będzie sloganem zasłaniającym dzielenie Polski.
Jak widać, chciałbym bardzo wiele. Ale pewnie wcale nie więcej niż ogromna większość z nas. Czy na naszym chceniu się skończy? Tu dobra informacja dla nas wszystkich - naprawdę wszystko zależy tu od nas.
* Tomasz Lis specjalnie dla Wirtualnej Polski*