ŚwiatChaos w Mali - kolejna wojna z Tuaregami i kontratak islamistów

Chaos w Mali - kolejna wojna z Tuaregami i kontratak islamistów

Malijska armia rządowa znów przegrywa wojnę z Tuaregami, a na pustynną północ kraju wracają dżihadyści, rozbici przed rokiem przez Francuzów.

Chaos w Mali - kolejna wojna z Tuaregami i kontratak islamistów
Źródło zdjęć: © AFP | Fabien Offener

23.05.2014 09:45

Rządowe wojsko przegrało w ostatnich dniach dwie bitwy z Tuaregami. Do pierwszej doszło w sobotę, gdy premier kraju Moussa Mara postanowił odwiedzić tuareską twierdzę, miasto Kidal na północy kraju. Tuaregowie, od dziesięcioleci narzekający, że kolejne rządy z Bamako traktują ich jak obywateli drugiej kategorii, odebrali wizytę premiera jako demonstrację siły.

Tuaregowie twierdzą, że pierwsze zaczęło strzelać wojsko, by przegnać demonstrantów, którzy zebrali się na miejscowym lotnisku, żądając od władz zgody na wykrojenie z północnej części Mali niepodległego tuareskiego państwa, Azawadu. Władze przekonują, że zaczęli Tuaregowie, którzy zaatakowali siedzibę gubernatora, aby zerwać wizytę premiera.

W środę rządowe wojsko podjęło szturm na Kidal. Tuaregowie powstrzymali atak, a pobita armia uciekła z miasta, nad którym kontrolę - podobnie jak nad pobliską Menaką - przejęli Tuaregowie. W czwartek Tuaregowie zajęli bez walki pół tuzina kolejnych miast - w tym Tessalit i Aguelhok na granicy z Algierią - z których uciekło wojsko rządowe.

Francja zaprowadza porządek

W styczniu 2012 r. klęski rządowego wojska w starciach z Tuaregami w tej części Mali doprowadziły do wojny domowej, wojskowego zamachu stanu w Bamako i powstania niepodległego Azawadu, który następnie został zawłaszczony przez saharyjską filię Al-Kaidy i przekształcony w jej kalifat. Kres położyli mu dopiero Francuzi, którzy obawiając się, że dżihadyści z Sahary zagrożą Europie, wysłali do Mali 4 tys. spadochroniarzy i żołnierzy Legii Cudzoziemskiej.

W sto dni Francuzi rozgromili kalifat Al-Kaidy i przywrócili kontrolę rządu z Bamako nad całym Mali. Dżihadyści uciekli na pustynię, a w obławie na nich pomagali Francuzom oszukani przez Al-Kaidę Tuaregowie, którzy w ten sposób brali na niej odwet. Chcieli też przysłużyć się Francuzom i w zamian za pomoc wytargować dla siebie przynajmniej autonomię Azawadu.

Pozorny spokój

Latem przeprowadzono w Mali wybory i wyłoniono nowe władze, a ONZ obiecała wysłać 13 tys. żołnierzy wojsk pokojowych, głównie z Afryki, na pomoc Francuzom. Jesienią rząd z Bamako i Tuaregowie pod presją Francuzów przystąpili do rokowań pokojowych, które miały zapewnić Tuaregom autonomię. Francuzi wymusili na nich, by wpuścili do Kidalu rządowe wojsko i przysłanych z Bamako gubernatora i urzędników. Władze Mali zgodziły się zaś, by w mieście pozostali uzbrojeni tuarescy partyzanci.

I kiedy wydawało się, że po roku wojennego chaosu sytuacja w Mali wróciła pod kontrolę, sprawy znów zaczęły przybierać zły obrót. Nowy prezydent Ibrahim Boubacar Keita stracił serce do rozmów z Tuaregami, a jego ministrowie coraz zachłanniej sięgali po miliardy dolarów darowanych Mali przez Zachód na powojenną odbudowę. W kwietniu prezydent wywołał skandal, kupując sobie Boeinga 737 za 40 mln dolarów. W Timbuktu i Gao bojówki wywodzące się z afrykańskich ludów z południa wciąż dokonywały pogromów wśród tuareskich i arabskich kupców.

Powrót islamistów

Wobec nieustępliwości władz Tuaregowie, a także Arabowie z północy podzielili się na tuziny pomniejszych ugrupowań, tworzących zasadniczo dwa obozy - tych nieprzejednanych oraz tych gotowych na ustępstwa w zamian za stanowiska i przywileje. Francuzi, witani na początku inwazji w Mali (także przez Tuaregów) jako wybawcy, zostali wciągnięci w miejscowe spory. Coraz bardziej niezadowolony rząd w Bamako domaga się, by Paryż rozbroił Tuaregów, choćby siłą, a zniecierpliwieni Tuaregowie - by zapewnił im autonomię.

Brak postępów w rokowaniach, kłótnie między rządem i Tuaregami oraz podejrzenia tych ostatnich, że władze z Bamako zagarniają dla siebie pieniądze na odbudowę kraju, sprawiły, że na początku roku na północy Mali, przy granicy z Algierią, znów pojawili się dżihadyści, którzy w libijskich oazach, "afrykańskim Afganistanie", wylizali się z ran, zaopatrzyli w broń i zwerbowali nowe wojsko. W algierskim miasteczku Tinzaouaten, tuż za granicą Mali, zamieszkał sam emir malijskich talibów Ijad ag Ghali. Znów zaczęły się mnożyć ostrzały patroli wojsk ONZ i francuskich, a na drogach znów wybuchają podkładane przez partyzantów miny.

Walki w Kidalu, w których zdaniem dyplomatów z Bamako uczestniczyli nie tylko niepodległościowo nastawieni Tuaregowie, ale także dżihadyści, dowiodły kruchości pokoju zaprowadzonego przez Francuzów i ONZ w Mali oraz skomplikowały plany Zachodu, który właśnie zamierzał skupić się na zwalczaniu nigeryjskich talibów z Boko Haram i wszelkiej maści dżihadystów w Sahelu i na Saharze.

Paryż, który wciąż utrzymuje w Mali 1,6 tys. żołnierzy, zamierzał znaczną ich część przerzucić do Czadu (w sumie ma tam zostać wysłanych 3 tys. francuskich żołnierzy), gdzie będzie kwatera główna Zachodu w wojnie z afrykańskimi dżihadystami. Po wybuchu walk w Kidalu Francja zawiesiła decyzję o wysłaniu sił do Czadu (w Mali nie ma kto ich zastąpić, bo ONZ na razie wystawiła ledwie 6 tys. z obiecywanych 13 tys. żołnierzy) i wezwała malijski rząd i Tuaregów, by wyjaśnili spory jak najszybciej i w pokojowy sposób.

PAP, Wojciech Jagielski

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)