ŚwiatCesarz jest nagi i prawie wszyscy już to zauważyli. Wyjaśniamy powody wizyty Donalda Trumpa w Polsce

Cesarz jest nagi i prawie wszyscy już to zauważyli. Wyjaśniamy powody wizyty Donalda Trumpa w Polsce

Nagle staliśmy się ważni dla Ameryki. Stąd wizyta Donalda Trumpa w Warszawie. Szkoda tylko, że ma ona również aspekt komiczny.

Cesarz jest nagi i prawie wszyscy już to zauważyli. Wyjaśniamy powody wizyty Donalda Trumpa w Polsce
Źródło zdjęć: © Reuters | Yuri Gripas

04.07.2017 | aktual.: 05.07.2017 07:20

W sondażu Pew Research z zeszłego tygodnia zaufanie do Donalda Trumpa deklaruje 11 proc. Niemców, 14 proc. Francuzów, 22 proc. Brytyjczyków, 22 proc. Kanadyjczyków i 7 proc. Hiszpanów. Dla porównania: Barackowi Obamie tuż przed wyprowadzką z Białego Domu ufało 86 proc. Niemców (mimo iż amerykański wywiad podsłuchiwał prywatny telefon Angeli Merkel!), 84 proc. Francuzów, 79 proc. Brytyjczyków, 83 proc. Kanadyjczyków i 75 proc. Hiszpanów.

Nawet w tradycyjnie proamerykańskiej i pro-republikańskiej Polsce Trump cieszy się zaufaniem zaledwie 23 proc. populacji (schyłkowy Obama - 58 proc.). Jest to wynik szczególnie marny, jeśli wziąć pod uwagę, że przecież Polacy i Izraelczycy byli jedynymi na świecie narodami, które do samego końca pozytywnie oceniały George'a W. Busha, prezydenta USA w czasach bezsensownej wojny w Iraku i światowego kryzysu, wywołanego spekulacjami na amerykańskim rynku mieszkaniowym i finansowym.

Na rodzimym, tzn. amerykańskim, podwórku Trump też nie ma lekko. Jego rządami wstrząsają afery, oskarżenia, tudzież szalone tweety, wystukiwane prezydenckimi palcami, najczęściej około trzeciej nad ranem.

W ostatnich kilku dniach Ameryka mówi głównie o tym, że prezydent obraził dziennikarzy MSNBC - Mikę Brzeziński, córkę Zbiga, nazwał "wariatką o niskim współczynniku inteligencji" ("crazy low IQ Mika"), a Joe Scarborougha - "psycholem". Nawet republikańscy politycy, blogerzy i komentatorzy byli zdegustowani. - Te tweety to prawdziwa tragedia, głupie i kontrproduktywne - mówił Tucker Carlson na antenie prawicowej Fox News.

Zobacz też: Donald Trump w Brukseli

Przez pół roku Trump prawie nic nie osiągnął - poza anulowaniem rzeczy, których dokonał Obama. Wycofał Amerykę z układu klimatycznego z Paryża, zatrzymał odwilż z Kubą, anulował proekologiczne decyzje poprzednika w energetyce. Odwołał dyrektora FBI, który prowadził śledztwo w sprawie tzw rosyjskiego śladu w amerykańskiej kampanii wyborczej (rosyjski wywiad pomagał Trumpowi jak mógł, m.in. włamał się do komputerów Partii Demokratycznej; zaś ludzie ze sztabu Trumpa kontaktowali się z Moskwą, co jest o tyle podejrzane, że owe kontakty ukrywali).

Polska ruszy na ratunek

Jako antyObama jest Trump wciąż popularny wśród swoich najgorętszych fanów. Co zaskakuje o tyle, że nawet w tej roli jest nieudolny - mimo iż Republikanie mają większość w obu izbach Kongresu oraz Biały Dom, wciąż w mocy pozostaje znienawidzona przez nich reforma służby zdrowia Obamy. Obniżenie podatków, które najbogatszym podniósł Obama, wciąż pozostaje tylko pustą i mglistą obietnicą.

Jak się ratować z tej wszechogarniającej katastrofy, niemocy i chaosu? Lecieć do kraju, który tak samo jak Trump nie chce przyjmować uchodźców z Bliskiego Wschodu, w którym rząd również atakuje media i - niemal tak jak Trump - patrzy krzywo na wszelkie międzynarodowe organizacje, w tym na Unię Europejską.

Otóż jest taki kraj, w samym środku Europy, nad Wisłą.

Tak, tak! Mamy poniekąd powody do zadowolenia. Z perspektywy Waszyngtonu znaczenie Polski znacznie wzrosło, bo oto mamy ratować reputację i wizerunek Donalda Trumpa. W Belinie, Paryżu czy Londynie czekają nań demonstranci, ale w Warszawie zostanie entuzjastycznie powitany przez rząd i tłumy specjalnie ściągane przez PiS darmowymi autobusami.

Mamy również - dla trumpowego Białego Domu - inne ważne zalety.

Wszak Trump groził w kampanii wyborczej, że sojusznicy muszą płacić za ochronę, a Polska jest jednym z niewielu krajów NATO który wydaje obiecane 2 proc. dochodu narodowego na obronność.

Polska potrzebuje gazu, żeby uniezależnić się od Rosji, a Ameryka - w efekcie łupkowej bonanzy - ma ogromne nawyżki gazu. Trump obiecywał w kampanii powrót złotych lat dla amerykańskiej energetyki i kopalnictwa. W zeszłym miesiącu pierwszy transport płynnego gazu z USA wpłynął do Świnoujścia i - niewątpliwie - Trump się tym swoim wyborcom pochwali.

Polscy przywódcy - również krytykowani na świecie, a szczególnie w Europie - potrzebują Trumpa tak samo, jak on ich. Chcą pokazać, że są ważni, że wcale nie izolują się na arenie międzynarodowej itp. Prezes Kaczyński i minister Macierewicz już ogłosili, że przyjazd Trumpa jest sukcesem i powodem zazdrości innych.

Polska może coś ugrać

Z tej trumpowo-pisowskiej symbiozy wzięła się wizyta nagiego cesarza w Warszawie. Jej komiczne aspekty już wyśmiewa telewizja NBC - na jej portalu możemy przeczytać, że antykomunistyczny rząd PiS stosuje komunistyczne metody ściągania klakierów na wiece. Za Gierka i Gomułki zwolenników władzy ludowej też zwożono autobusami do Warszawy, a niekiedy nawet rozdawano wiecownikom darmową wódkę.
Można być pewnym, że od prezydenta Andrzeja Dudy nagi cesarz usłyszy, że ma piękne szaty.

Na szczęście wizyta ma nie tylko wymiar tragikomiczny; może nam przynieść wymierne korzyści. Przecież naprawdę potrzebujemy więcej płynnego gazu LPG z Ameryki. I naprawdę potrzebujemy wyraźniej deklaracji, że nasz najsilniejszy sojusznik nadal honoruje Artykuł 5 Traktatu Północnoatlantyckiego ("jeden za wszystkich, wszyscy za jednego"). Kilka tygodni temu w Brukseli Trump jej nie wygłosił, choć miał ją wpisaną w tekst przemówienia. Celowo pominął jeden akapit.

Dopiero w Warszawie zapewne usłyszymy to, czego chcemy. Oczywiście waga słów Trumpa - biorąć pod uwagę jego nieprzewidywalność - nie będzie wielka. Ale zawsze lepiej, żeby je wypowiedział (niż żeby ich nie wypowiedział).

Niestety z przyjęciem nagiego, nieobliczalnego cesarza wiąże się też ryzyko. Jeśli będzie próbował dzielić Europę, np. porównując "rozsądny" polski rząd do "głupich" rządów na zachodzie Europy czy w Brukseli, wtedy realna pozycja Polski w UE zostanie jeszcze bardziej zachwiana.

Mariusz Zawadzki, Waszyngton - przez ostatnie siedem lat korespondent "Gazety Wyborczej" w Waszyngtonie, wcześniej pisał z Bliskiego Wschodu

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Donald TrumpBarack Obamaangela merkel
Zobacz także
Komentarze (1011)