"Ceny grozy" na Helu. Można się naprawdę zdziwić
Wakacyjny pobyt nad polskim morzem może niebawem stać się przyjemnością dostępną jedynie dla najbogatszych. Coraz częściej hotelowe propozycje sięgają poziomu absurdu. Już nie dziwią oferty, które za noc wyznaczają cenę 900 złotych. Nawet jeśli taki cennik wydaje się absurdalny, to nie jest to jeszcze najdroższy pokój w nadmorskiej okolicy.
Ciekawy anons znalazł dziennikarz Wirtualnej Polski Patrycjusz Wyżga. W oko wpadła mu propozycja apartamentu na Półwyspie Helskim dla czteroosobowej rodziny. Za 12 dni właściciel miejsca wypoczynku żądał kwoty 120 tysięcy zł. Rachunek jest prosty: za każdy dzień trzeba zapłacić 10 tys. złotych.
- Szukałem noclegu nad Bałtykiem, przeszukiwałem mapę, i ta oferta zwróciła moją uwagę. Zaskoczyło mnie to. Standard zwyczajny, a cena jak w Ritzu w Paryżu w czasie igrzysk olimpijskich - mówi Patrycjusz Wyżga.
Odkrycie zachęciło zajmujących się biznesową tematyką dziennikarzy TVN24 do przeanalizowania nadmorskich propozycji. Według analityków portalu Travelist, co sezon ceny noclegów są wyższe. Zeszłoroczne średnie kwoty to 700 złotych. Trudno sobie wyobrazić aż tak ogromny skok i cenę 10 tysięcy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak sprawdził serwis, wakacje w Ritzu, amerykańskiej sieci hotelowej, której nazwa wiąże się z legendarnym szwajcarskim hotelarzem, słynnym z wyznaczenia najwyższych hotelowych standardów, kosztują jednak drożej. W dniu rozpoczęcia igrzysk w Paryżu noc kosztuje tam 2,8 tys. euro (prawie 12 tys. zł).
10 tysięcy złotych za noc w apartamencie. To nie cena w paryskim Ritzu, lecz nad polskim morzem
Polski "Ritz" na Helu, w którym noc kosztuje 10 tysięcy złotych, to apartament, który nie wydaje się specjalnie luksusowy. Proponuje małą sypialnię z podwójnym łóżkiem, przestrzeń wspólną z aneksem kuchennym i dużą kanapą, a także łazienkę. Atutem jest balkon z widokiem na zieloną przestrzeń i lokalizacja, bo blisko jest do plaży. Inne miejsca noclegowe w tym samym terminie i lokalizacji kosztują od kilkuset do 2 tys. zł za noc.
Od kilku lat w kontekście wakacji nad morzem mówi się o tzw. "paragonach grozy". - To określenie nie jest nowe, pojawiło się w naszym języku już przed rosnącą inflacją. Wcześniej było związane z konkretnym doświadczeniem. Ludzie wyjeżdżali na wakacje i odkrywali, że jest drogo, najczęściej płacąc za rybę czy gofry nad Bałtykiem - powiedział w rozmowie z tvn24.pl Marcin Serafin z zespołu badawczego SGH, zajmującego się zjawiskiem społecznej reakcji na inflację.
Według badań przeprowadzonych przez firmę ubezpieczeniową Mubi w 2023 roku Polacy planowali wydać na wczasy średnio o 256 zł więcej niż rok wcześniej. Firma szacuje, że teraz tylko na nocleg podczas tygodniowego wyjazdu nad morze dla trzyosobowej rodziny trzeba wydać około tysiąca złotych. Jeśli doliczy się do tego wyżywienie, koszt wyjazdu wzrośnie do ok. 3625 zł.
Zagadka z kosztem 10 tysięcy za pokój rozwiązuje się, gdy o wyjaśnienia zostają poproszeni właściciele apartamentu. Okazuje się, że celowo podali zaporową cenę, bo lokum nie jest dostępne w tym czasie. Mieli przy tym zapewne świadomość, że wrzenie wokół oferty może zadziałać jak reklama. - W tym standardzie i w takiej cenie nikt go nie wynajmie - przekonuje w rozmowie z redakcją biznesową tvn24.pl pracownica przedsiębiorstwa.
Źródło: tvn24.pl