Celebracja końca, która stawia pytania o nowy początek [OPINIA]
To była dobra, precyzyjnie podsumowująca pewne aspekty pontyfikatu Franciszka homilia kardynała Giovanniego Battisty Re. Można powiedzieć, że w ten sposób Dziekan Kolegium Kardynalskiego wskazał, co jego zdaniem, zostanie w Kościele po tym pontyfikacie. I z tego punktu widzenia istotniejsze od tego, co w homilii się znalazło, jest to, czego w niej zabrakło.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Homilia kardynała Re, warto mieć tego świadomość, nie miała znaczenia elektorskiego. Jej nie wygłaszał - jak na pogrzebie Jana Pawła II - jeden z głównych kandydatów na nowego papieża, jakim był wówczas kardynał Joseph Ratzinger. Obecny dziekan kolegium kardynalskiego ma 91 lat, a to oznacza, że nie będzie ani wybierał nowego papieża, ani tym bardziej nie będzie jednym z kandydatów na niego.
To były raczej słowa człowieka, który w Kurii Rzymskiej przepracował ponad pół wieku, towarzyszył - od pewnego momentu na najwyższych stanowiskach - pięciu bardzo przecież różnym papieżom, i z tej perspektywy ocenia miniony pontyfikat. Można powiedzieć, że jego homilia była więc mocnym wskazaniem tego, co pewna kurialna formacja (a może lepiej powiedzieć, co część watykańskiej biurokracji) chciałaby z tego pontyfikatu zachować, co jej zdaniem jest istotne, i o czym trzeba przypominać.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pogrzeb papieża Franciszka. Oczy całego świata zwrócone na Watykan
Pontyfikat podsumowany
Klamrą spinającą słowa kardynała Re był obraz papieża Franciszka błogosławiącego - niespełna tydzień temu - Urbi et orbi lud Rzymu i świata. "Ostatni obraz, który pozostanie przed naszymi oczami i w naszych sercach, to ten z ostatniej niedzieli, uroczystości Zmartwychwstania Pańskiego, kiedy papież Franciszek, pomimo poważnych problemów zdrowotnych, pragnął nam udzielić błogosławieństwa z balkonu Bazyliki świętego Piotra. Potem pojawił się na placu, aby pozdrowić z otwartego papamobile licznie zgromadzonych na mszy św. Wielkanocnej" - mówił na samym początku kardynał Re. A swoją homilię kończył obrazem innego już błogosławieństwa.
"Kochany papieżu Franciszku, teraz my prosimy ciebie, abyś modlił się za nas i z nieba błogosławił Kościół, błogosławił Rzym, błogosławił cały świat, tak jak to uczyniłeś w minioną niedzielę z balkonu tej bazyliki, w ostatnim geście objęcia całego Ludu Bożego, ale także całej ludzkości, która szczerym sercem poszukuje prawdy i trzyma wysoko pochodnię nadziei" - prosił kardynał.
Ta klamra była retorycznie pięknym podsumowaniem tego pontyfikatu. Papież Franciszek widziany z jej perspektywy to przede wszystkim człowiek błogosławieństwa, który wychodzi do wszystkich. Buduje mosty, a nie mury, otacza opieką najbiedniejszych i najbardziej wykluczonych, otwiera się na migrantów, i nieustannie walczy o pokój.
"W obliczu szalejących w ostatnich latach licznych wojen, niosących ze sobą nieludzkie okrucieństwa, niezliczone ofiary i zniszczenia, papież Franciszek nieustannie zabierał głos, błagając o pokój. Wzywał do rozsądku i uczciwych negocjacji, aby szukać możliwych rozwiązań, ponieważ – jak mawiał – wojna to jedynie śmierć ludzi, zniszczenie domów, szpitali i szkół. Wojna zawsze pozostawia świat gorszym niż był wcześniej – dla wszystkich jest zawsze bolesną i tragiczną porażką" - podkreślał dziekan kolegium kardynalskiego.
Nie zabrakło w homilii także odniesienia do dialogu międzyreligijnego, a może lepiej powiedzieć "teologii braterstwa", na które od samego początku swojego pontyfikatu papież kładł nacisk.
"Temat braterstwa przewijał się przez całą jego pontyfikat w poruszających tonach. W encyklice Fratelli tutti pragnął odrodzić światowe pragnienie braterstwa, ponieważ wszyscy jesteśmy dziećmi tego samego Ojca, który jest w niebie. Często z mocą przypominał, że wszyscy należymy do tej samej rodziny ludzkiej. W 2019 roku, podczas podróży do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, papież Franciszek podpisał dokument o ludzkim braterstwie dla pokoju i światowego współistnienia, odwołując się wspólnego [dla wszystkich] ojcostwa Boga" - mówił kardynał.
I co pominięto…
Te fragmenty wskazują na wyzwania, z jakimi będzie się mierzył Kościół jako instytucja społeczna i nauczyciel moralności społecznej. Dziekan Kolegium Kardynalskiego przypomniał - także zgromadzonym na placu świętego Piotra politykom - że w Kościele nie ma odejścia od Franciszkowego podejścia do migracji, że ktokolwiek będzie nowym papieżem, on i tak będzie sprzeciwiał się politykom migracyjnym populistów i będzie brał w obronę najsłabszych. Nie będzie też radykalnej zmiany - a warto przypomnieć, że słowa te padły z ust człowieka, który od pięćdziesięciu lat pracuje w Kurii Rzymskiej - w kwestii dialogu międzyreligijnego, braterstwa czy rozmów z islamem. To są kierunki, które w Kościele zostaną.
Ale z tej perspektywy jeszcze ciekawsze od tego, co w tej homilii było, jest to, czego w niej nie było. Kardynał Re pominął absolutnym milczeniem to, co było głównym przedmiotem działania Franciszka w ostatnich latach. Homilia nie obejmowała synodalności, decentralizacji, zmiany modelu sprawowania posługi papieskiej i silnych przypomnień o tym, że klerykalizm jest herezją. Te zostały zakryte całkowitym milczeniem, tak jakby nie było Synodu o Synodalności, i jak gdyby papież ostatnimi swoimi decyzjami nie wskazał kardynała Mario Grecha na tego, który ma pilnować realizacji tej linii. Reforma życia wewnętrznego Kościoła, choć tak przecież istotna dla Franciszka, nie "załapała się" do tego kazania.
Milczeniem przykryte zostało także wielkie zaangażowanie papieża w kwestie reformy Kurii Rzymskiej. 22 grudnia 2014 roku papież wezwał kurialistów rzymskich do rachunku sumienia. "Kuria, która nie dokonuje samokrytyki, nie aktualizuje się, nie próbuje się doskonalić, jest ciałem niedołężnym" - mówił. A dalej wskazywał na kolejne choroby dręczące Kurię. Były to m.in. "choroba współzawodnictwa i próżności. Kiedy pozory, kolory szat i insygnia stają się pierwszorzędnym celem życia"; "Choroba egzystencjalnej schizofrenii. Jest to choroba tych, którzy prowadzą podwójne życie, będące owocem hipokryzji typowej dla ludzi miernych oraz postępującej pustki duchowej, której nie mogą wypełnić dyplomy i tytuły akademickie"; "Choroba deifikowania szefów: jest ona chorobą tych, którzy starają się przypodobać przełożonym, mając nadzieję, że zyskają ich życzliwość. Są to ofiary karierowiczostwa i oportunizmu, czczą osoby, a nie Boga"; "Choroba światowej korzyści, ekshibicjonizmu, kiedy apostoł przemienia swoją posługę we władzę, a swoją władzę w towar, by uzyskać światowe korzyści lub więcej władzy".
Słowa skierowane do Kurii Rzymskiej zapoczątkowały jej reformę, której najmocniejszym przykładem było usunięcie i skazanie kardynała Angelo Becciu. Ale i o tym nie było ani słowa w homilii. Zabrakło także przypomnienia o odrzuceniu i potępieniu czegoś, co papież Franciszek określał mianem herezji klerykalizmu, a także realnych zasług papieża w kwestii oczyszczenia Kościoła z przestępstw seksualnych i współodczuwania ze skrzywdzonymi seksualnie. Tych tematów, choć dla wielu katolików to one były kluczowe, zabrakło, tak jak zabrakło choćby wspomnienia o "Amoris laetitia", które było przecież jednym z kluczowych dokumentów tego pontyfikatu.
Ukremówkowienie pontyfikatu
Co z tego, czego w homilii nie było, wynika? To może pokazywać, do czego Kuria Rzymska, a dziekan kolegium jest jej wyrazem, a szerzej część Kościoła chciałaby sprowadzić ten pontyfikat. On ma być wyłącznie skierowany do zewnętrz Kościoła, ma odnosić się głównie do migrantów, służby ubogim, a także miłosierdzia, ale broń Boże, nie powinien być traktowany, jako wielkie wezwanie do głębokiej reformy Kościoła.
Jest oczywiście prawdą - jak to ujął kardynał Re - że "decyzja o przyjęciu imienia Franciszek od razu okazała się wyborem programu i stylu, który chciał nadać swemu pontyfikatowi, starając się czerpać inspirację z ducha św. Franciszka z Asyżu"… Ale… św. Franciszek - i jak się zdaje także to przyświecało jezuicie wybierającemu jego imię - nie był tylko człowiekiem, który wybrał ubóstwo i żył z ubogimi, ale przede wszystkim był kimś, kto głęboko zreformował Kościół.
I tego wymiaru w ogóle nie było. Dlaczego? Może dlatego, że już w Kościele trwa próba ukremówkowienia Franciszka i jego normalizacji, przycięcia do wymiarów akceptowalnych dla wszystkich. Trzeba go włożyć w ramy, żeby jego dziedzictwo nie przeszkadzało w "normalnym" życiu Kościoła. Czy zjawisko to będzie postępować? Wcale nie musi tak być, ale wszystko zależy od kardynałów na konklawe. To oni muszą podjąć decyzję co dalej.
Wszystkie te słowa nie zmieniają jednak mojej oceny homilii, która była naprawdę dobra. A powód, dla którego kardynał Re o wszystkich tych sprawach nie mówił, mógł być również taki, że uznał, że to rzeczywiście nie był czas, żeby wkładać kij w mrowisko czy epatować podziałami. Mogło tak być, ale milczenie także ma swoje znaczenie.
Dla Wirtualnej Polski Tomasz P. Terlikowski
Tomasz P. Terlikowski, doktor filozofii, publicysta RMF FM, felietonista "Plusa Minusa", autor podcastu "Wciąż tak myślę". Autor kilkudziesięciu książek, w tym "Wygasanie. Zmierzch mojego Kościoła", "To ja Judasz. Biografia Apostoła", "Arcybiskup. Kim jest Marek Jędraszewski".