Cały czas padają drzewa w Puszczy Białowieskiej. Wszyscy mają złamane serca, ale nie mogą nic z tym zrobić
Sterty równo ułożonych, okorowanych bali. W tle polana pokryta przypominającymi zasieki zwałami poskręcanych gałęzi. Harvester, kombajn do wycinania drzew, przed chwilą skończył pracę. Dziewczyna, która przyszła tu protestować przeciwko wycince w Puszczy Białowieskiej wygląda, jakby zaraz miała się rozpłakać.
09.08.2017 | aktual.: 09.08.2017 15:59
Szybkim krokiem idziemy przez młody las w miejsce, które wskazali zwiadowcy. Około dwudziestu ludzi z kilkoma transparentami i flagami. Hasła deklarują miłość do puszczy. "Dlaczego wycinamy ostatni taki las w Europie?" – pyta inny. Tam ma pracować harvester, przypominająca koparkę maszyna, która chwyta drzewa, ścina je, koruje, a na stertę odkłada równe, gotowe do załadunku klocki drewna. Następnie podjeżdża forwarder, czyli maszyna, która ładuje i wywozi drewno z lasu.
- To jest nieprawdopodobna siła. Gdy leżysz w krzakach niedaleko pracującego harvestera i słyszysz, jak co dwie i pół minuty pada drzewo, w organizmie zaczynają dziać się dziwne rzeczy – opowiada chłopak z Obozu dla Puszczy. – Niektórzy reagują strachem, inni złością. Hałas pił, zrywanej kory i ciętych gałęzi powoduje, że nikt nie pozostaje obojętny.
Według ekologów w Puszczy Białowieskiej jest teraz 7 harvesterów różnego typu. Zazwyczaj pięć jest sprawnych co oznacza, że każdego dnia pada ok. tysiąca drzew. Nigdy wcześniej te lasy nie widziały ciężkiego sprzętu. Kombajny przyjechały aż z Giżycka.
Po drodze mijamy grupę leśników. W polowych mundurach i kamizelkach taktycznych wyglądają jak wojsko czy policja, a nie strażnicy leśni. Niektórzy mogą mieć broń - z tej odległości nie widzę. Jedzą posiłek przy samochodach. - Oczywiście mają plastykowe pojemniki - zauważa jedna z ekolożek. Protesty sprawiły, że każdy pracujący kombajn musi być chroniony przez dwudziestu, trzydziestu strażników.
Kolejna dziura w lesie
Leśnicy i ekolodzy cały czas się obserwują. Patrole tropią harvestery i zgłaszają ich obecność. Ktoś też obserwuje "Obóz dla Puszczy" w Pogorzelcach i ostrzega, gdy ekolodzy ruszają na akcję. Dochodzimy na miejsce, ale maszyn już nie ma. Tylko przez chwilę w oddali słychać jeszcze silniki. Pozostały za to sterty drewna i dwie polany. Każda z nich ma ok. 90 m średnicy. To okropny widok w sercu bujnego lasu.
- Sam fakt użycia ciężkiego sprzętu powoduje szkody – tłumaczy Mariusz Duchewicz z fundacji "Dzika Polska". – Nawet, jeżeli harvestery nie mają zbyt wielkiego nacisku, to już forwardery wszystko rozjeżdżają. Naturalna gleba jest tutaj sypka i puszysta. Po maszynach zbija się w grudy, a to zmienia warunki życia roślin i owadów. Spójrz też na te leśne dróżki i koleiny. Po deszczu wszystko spłynie błotem.
Jakość gleby to tylko jeden z detali, wielu elementów walki o zachowanie naturalnego ekosystemu Puszczy Białowieskiej. – Dla lasu kornik nie jest szkodnikiem – wyjaśnia "Duch" i pokazuje stojący jeszcze stary, uschnięty świerk oznaczony do wycinki pomarańczową i niebieską farbą. Wyjaśnia, że drzewo zabiły korniki, ale teraz zamieszkać w nim może dzięcioł, a kornikami żywić się będą inne owady. Kiedyś drzewo padnie i to też jest naturalny proces regeneracji puszczy.
Las to pieniądz
Argumenty, tłumaczenia i edukacja to oczywiście nie cała historia. Para czeskich ekologów jest rozczarowana, że nie trafiliśmy na pracujące harvestery. Akcja bezpośrednia bez przemocy to ich cel. Chcieliby fizycznie zatrzymać maszyny. Żałują, że do tej pory udało się tylko na krótko zablokować jeden kombajn. "Duch" podkreśla, że sam fakt obecności demonstrantów zmusza leśników do sprowadzenia ochrony z całej Polski i podnosi koszty wycinki tak bardzo, że staje się nieopłacalna.
Pieniądze, to ważny element tego, co dzieje się w puszczy. Przeciwnicy wycinki podkreślają wysokie zarobki leśników, którzy bronią swoich przywilejów traktując las jak swoje pola uprawne. Emocje mogą wybuchnąć w każdej chwili. Kierowca ciężarówki wywożącej drewno z lasu posyła w moją stronę wiązankę obelg okraszonych opisem tego, co mi zrobi. Mówi coś o widłach.
Szczególnie mnie to nie dziwi. Las, wycinka, drewno są podstawą jego utrzymania. Ludzie czują się zagrożeni. Bolą ich też suche pnie leżące przy drogach, które można wykorzystać na opał. Narastające napięcie źle wróży, a pobity operator Polsatu to ostrzeżenie. – Jak nie pozwolą nam ciąć, to wszystko spalimy – usłyszałem przynajmniej dwukrotnie w okolicy Białowieży. - Łunę będzie widać aż w Narewce!
Ogień to kolejny obszar sporu. "Ministerstwo Szyszki" twierdzi, że suche drzewa stanowią zagrożenie, na co ekolodzy odpowiadają, że Puszcza Białowieska w naturalny sposób jest jednym z najmniej zagrożonych lasów w kraju. Jest wilgotna, co boleśnie potwierdzają chmary komarów. Z podziwem pomyślałem o przezorności protestującego, który w stodole w "Obozie dla Puszczy" rozwiesił moskitierę.
Leśniczy kocha swój las
- Jak mamy chronić ten las? Niech Pan wejdzie tam trochę głębiej. Tam są całe połacie suchych drzew. Martwe świerki patrzą w niebo – leśniczy opowiada o drzewach tak, jakby mówił o umierających bliskich. Nie chce się przedstawić, bo od kontaktów z dziennikarzami jest nadleśnictwo. Jednak to co mówi po prostu wzrusza. Emocji w Białowieży nie brakuje.
Leśniczy zajmuje się "swoim lasem" od ponad dwudziestu lat. Pokazuje mi kolorową mapę. Wyraźnie zaznaczone są rezerwaty, gdzie żadnej wycinki nie było, nie ma i nie będzie. Są też inne obszary, gdzie prowadzi się zaplanowane działania pielęgnacyjne, czyli wycinkę i nasadzenia. – Zarzuca się nam, że jak posadzimy drzewa, to las będzie rósł w rzędach, ale tak nie jest – tłumaczy. – Dam przykład. Na hektar sadzę 6 tys. dębów, ale za 30 lat część z nich uschnie, część wytniemy w ramach pielęgnacji i zostanie ze 400, może 600. Jakie rzędy?
Jego praca to także planowane wycinanie drzew. Pokazuje książkę z planami na 10 lat. Tłumaczy, że w ciągu kilku ostatnich lat plany były tak zaniżone, że nie mógł utrzymać lasu w dobrym stanie. To odpowiedź na zarzuty dotyczące zwiększenia norm. Nie rozumie też, gdzie są te wielkie pieniądze, które ma zarabiać.
- Wycinka, jest jedynym sposobem walki z kornikiem, który mi został – tłumaczy. – Nie wolno mi korować stojących drzew ani używać żadnej chemii. Nie mam powodów wątpić, że leśnik po prostu kocha swój las i zrobi wszystko, żeby go chronić. Dokładnie tak samo jak ekolodzy przygotowujący się do snu w namiotach i stodole kilka kilometrów dalej. Skąd więc tyle nieufności, a czasem nienawiści?
Spór merytoryczny o metodę ochrony Puszczy Białowieskiej jest prawdziwy i rzeczywisty. Obie strony wytaczają argumenty, na które nakładają się emocje, manipulacje i rozmaite interesy. Z tego wyłania się obraz dwóch filozofii. Hasło "Cała Puszcza Parkiem Narodowym" opisuje cel obrońców puszczy. Z tego punktu widzenia działania leśników nie tylko nie mają sensu, ale są po prostu szkodliwe. Harvestery nie są maszynami służącymi ochronie parku narodowego.
Z kolei leśnicy widzą las w formie żywego zasobu, którego trzeba doglądać. To oznacza wycinkę, nasadzenia, pielęgnację – szeroko rozumianą ingerencję w naturę. Są też lasy gospodarcze - uprawy, które zbiera się kombajnami. To one dostarczają najlepsze drewno dla przemysłu. Są sadzone właśnie w tym celu.
Po spotkaniu z leśniczym, mieszkańcami Hajnówki i Białowieży oraz ekologami nie rozumiem, dlaczego ten spór nadal eskaluje. Koniec końców wszystkim zależy dokładnie na tym samym – na utrzymaniu unikatowej i przepięknej Puszczy Białowieskiej. Kłopot w tym, że jest postrzegana na różne sposoby, co w konsekwencji prowadzi do stosowania różnych metod ochrony. Wspólny mianownik stanowiący podstawę każdego dialogu jest jednak oczywisty aż do bólu.
Polityka niszczy Puszczę Białowieską
Dlaczego więc muszą w to wkraczać sądy? Po co kajdanki i łańcuchy? Jedynym wytłumaczeniem są toksyczne opary polityki, które zawisły nad Puszczą Białowieską. Czy naprawdę Minister Szyszko bierze odwet za Dolinę Rospudy? Na pewno nie pomaga arogancja, której jaskrawym przykładem była koperta z "córką leśnika". Istnieją też podejrzenia, że w grę wchodzi najwyższy poziom gry politycznej, czyli wywołanie poważnego konfliktu z Unią Europejską, który pozwoli zmobilizować opinię publiczną przeciwko "wspólnemu wrogowi zewnętrznemu w Brukseli" i będzie krokiem w kierunku Polexitu, wprowadzenia Polski z Unii Europejskiej przez PiS.
Puszcza Białowieska rośnie od 11 tys. lat, a spór o wycinkę drzew wykroczył poza granice kraju i grozi gigantycznymi karami. Przy tym nie nakłada ich żadna obca, wroga siła, tylko współtworzone przez nas trybunały i instytucje. Ta sprawa jest zbyt ważna, by pozostawić ją jedynie w rękach naszych polityków. Trudno im zaufać niezależnie od koloru logotypu. Dobrze zrobiliby, gdyby swoją rolę ograniczyli do stworzenia platformy dialogu, wypracowania rozwiązania, który zaakceptują wszyscy zaangażowani w spór o Puszczę Białowieską. Ładunek energii, emocji i dobrej woli, ale także racjonalnego myślenia, który widziałem w Białowieży na pewno wystarczy, żeby pokonać przeszkody.
*Jarosław Kociszewski dla WP Opinie *