Bystrzyca Kłodzka. Nie żyje oskórowany kot Rudzik. Jest zawiadomienie do prokuratury
Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierząt złożył doniesienie do prokuratury na urzędników publicznych - dowiedziała się Wirtualna Polska. Chodzi o niedopełnienie przez nich obowiązków w sprawie oskórowanego kota, który przez wiele godzin cierpiał, czekając na pomoc. Obrońcy zwierząt chcą także, aby śledczy zbadali, czy nie doszło do znęcania się nad zwierzęciem.
Prezes Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt Konrad Kuźmiński złożył w poniedziałek doniesienie do prokuratury w związku z podejrzeniem niedopełnienia obowiązków przez urzędników publicznych Bystrzycy Kłodzkiej. Chodzi o to, że ranny i cierpiący kot bezskutecznie w centrum miasta czekał przez cztery godziny na pomoc. Wezwana przez mieszkańca Bystrzycy Kłodzkiej policja nie znała nawet numeru telefonu do weterynarza. Funkcjonariusze odjechali, nie pomagając zwierzęciu.
DIOZ chce także, aby śledczy ustalili, czy nie doszło do znęcania się nad zwierzęciem.
- Gmina powinna zapewnić całodobową opiekę weterynaryjną w razie wypadków bezdomnych zwierząt, a także przekazać policji numer telefonu do weterynarza. Tymczasem cierpiący i wrzeszczący z bólu kot leżał przez cztery godziny na mrozie, na krawężniku. Policjanci nie mieli kontaktu do lekarza, więc odjechali, nie udzielając mu pomocy - powiedział Wirtualnej Polsce Konrad Kuźmiński. - System ratowania zwierząt w Polsce kompletnie nie działa. W takich sytuacjach nie ma gdzie uzyskać pomocy - dodaje.
Bystrzyca Kłodzka. Kot cierpiał wiele godzin
Do interwencji DIOZ doszło w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia. Okazało się, że w Bystrzycy Kłodzkiej od ponad czterech godzin cierpi oskórowany kot. Znalazł go na ulicy pan Dawid, mieszkaniec miasta. Czekał wraz ze zwierzęciem na pomoc lokalnych służb, bezskutecznie. Lekarz weterynarii, który miał podpisaną umowę z gminą, nie odbierał telefonu. Policja była bezradna i nie wiedziała, co robić. Mężczyzna, który nie pozostał obojętny na cierpienie kota, skontaktował się z DIOZ.
Inspektorzy musieli pokonać 120 kilometrów, żeby dotrzeć na miejsce. Zabrali kota do kliniki oddalonej o prawie 100 km od Bystrzycy Kłodzkiej, bo w okolicy żaden weterynarz nie odbierał telefonu.
Lekarze walczyli całą noc o Rudzika, ale nie udało się go uratować. Kot miał zbyt rozległe obrażenia: znaczny ubytek skóry na łapie, grzbiecie, połamaną miednicę, niedowład pęcherza i dolnej części przewodu pokarmowego, a także dużą anemię. Bólu nie była w stanie złagodzić nawet morfina. Następnego dnia lekarze podjęli decyzję o skróceniu cierpienia zwierzęcia.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl