Były zawodnik potwierdza zarzuty wobec trenera karate
Były zawodnik klubu karate, którego trener jest podejrzewany o molestowanie seksualne nieletnich sportowców, potwierdza zarzuty kierowane wobec szkoleniowca przez Okręgowy Związek Karate (OZK) w Łodzi. Jego zdaniem, do molestowania zawodników dochodziło już 10 lat temu.
03.02.2005 | aktual.: 03.02.2005 11:59
Zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa złożył kilka dni temu w prokuraturze Łódź-Polesie prezes łódzkiego OZK Henryk Marucha. Napisał, że do związku dotarły informacje od rodziców dwóch zawodników o czynach lubieżnych i nieobyczajnych, jakich miał się dopuścić wobec nieletnich trener. Do zdarzenia miało dojść latem ubiegłego roku podczas obozu sportowego w Murzasichlu. Trener nie przyznaje się do zarzucanych mu czynów, ale zdaniem jego byłego współpracownika, do podobnych zachowań doszło też w 2002 r. na zawodach w czeskim Pilźnie. Prokuratura zapowiedziała szybkie działanie w tej sprawie.
Po publikacjach na ten temat do dziennikarzy PAP i radia RMF FM zgłosił się były zawodnik klubu, który powiedział, że też był molestowany na obozie szkoleniowym.
W ciągu dwóch nocy byłem dotykany w intymne miejsca przez trenera. Pierwszej nocy, kiedy to się stało, spałem i nagle obudziłem się. Miałem rękę trenera w tym miejscu. Popłakałem się, a on przeprosił mnie i powiedział, że to się więcej nie powtórzy. Ale następnej nocy przyszedł znowu. To było zimą 1995 r., a ja miałem wtedy 11 lat - powiedział, prosząc o anonimowość.
Dodał, że wcześniej miał sygnały o "dziwnych zachowaniach trenera". Dwóch moich kolegów z grupy sugerowało mi, że trener jest dziwny. Jak się spytałem, o co chodzi, to odpowiedzieli, że nie chcą mnie zrażać do trenera. Było wcześniej też parę sytuacji dwuznacznych. Po treningach trener parę razy pod pozorem jakiegoś drobiazgu prosił, żebym został dłużej. Robił mi tzw. samolocik, czyli podnosił mnie i trzymał, dotykając miejsc intymnych - powiedział.
Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi Krzysztof Kopania dziwi się, że zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa trafiło do prokuratury ponad pół roku po wydarzeniach w Murzasichlu. Informacja o tego typu przestępstwie powinna budzić natychmiastową reakcję. Z punktu widzenia prawa karnego postawa zarówno środowiska karate, jak i rodziców nie budzi zastrzeżeń. Myślę jednak, że z moralnego punktu widzenia, może te zastrzeżenia budzić - powiedział Kopania.
Dodał, że z danych, które przekazane zostały prokuraturze, wynika, że o pewnych sygnałach wskazujących na ewentualność popełnienia przestępstwa wykorzystywania seksualnego małoletnich wiedziało co najmniej kilka osób. Wydaje się, że informacja o tego typu przestępstwie powinna budzić natychmiastową reakcję. Oczywiście, im szybsza reakcja, tym z pewnością są większe szanse postawienia zarzutów - zaznaczył Kopania.
O wydarzeniach w Murzasichlu opowiedział dziennikarzom Jarosław Wieruszyński, który wraz z synem, wówczas zawodnikiem, uczestniczył w zgrupowaniu klubu. Z jego relacji wynika, że trener w nocy wszedł nagi do pokoju dwóch zawodników i kładł się na nich. Ojciec jednego z rzekomo molestowanych zawodników zabrał syna z obozu, ale teraz nie chce mówić o wydarzeniach z Murzasichla. Jego syn nadal jest zawodnikiem klubu trenera. Ja jestem zawsze przy synu na treningach czy wyjazdach. Resztę dopowiedzcie sobie sami - powiedział dziennikarzom PAP i RMF.
Trener twierdzi, że na obozie nic się nie stało, a jego jedynym błędem było wypicie alkoholu. Przyznał, że znalazł się w pokoju zawodników, ale - jak powiedział - nic się takiego nie zdarzyło, co miałby na sumieniu.
Trener nadal prowadzi zajęcia z młodzieżą. 23 stycznia towarzyszył zawodnikom swojego klubu na mistrzostwach Polski karate WKF (Światowa Federacja Karate) juniorów i juniorów młodszych w Kaliszu.
Paweł Hochstim