Były poseł PiS zdegradowany. "Nic nie mówił, siedział wbity w fotel"
Były poseł PiS Jerzy Bielecki stracił lukratywne stanowisko dyrektora w PGE Dystrybucja. W sprawę zaangażował się osobiście premier Donald Tusk, informuje "Gazeta Wyborcza", która nagłośniła sprawę.
Jerzy Bielecki na stanowisko dyrektora oddziału PGE Dystrybucja w Zamościu został powołany 28 lutego. Bez konkursu otrzymał kontrakt menedżerski, na podstawie którego miał otrzymywać wynagrodzenie wynoszące ponad 30 tys. zł miesięcznie.
Jak ustalili dziennikarze "Gazety Wyborczej", kontrakt wręczył menedżerski Bieleckiemu zarząd PGE Dystrybucji ściśle powiązany z politykami PiS, a jego rozwiązanie skutkować miało 12-miesięczną sowitą odprawą. Odprawa miała być efektem podpisanego przez byłego posła zakazu konkurencji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Brawurowy "popis" kierowcy audi. Nawet 30 tys. zł mandatu
Zdaniem pracowników PGE Dystrybucja wysokość pensji i odpraw kadry zarządzającej bezpośrednio przekłada się na wysokość rachunków za prąd ponad 5 mln klientów spółki.
Szybka reakcja premiera
Publikacja o nominacji Jerzego Bieleckiego trafiła na biurko Donalda Tuska. Jeszcze tego samego dnia właściciel PGE Dystrybucja - Polska Grupa Energetyczna wydał komunikat o planowanych dymisjach. 28 lutego odwołany został cały zarząd i komisja nadzorcza spółki.
- W ciągu trzech minut wypowiedzenie otrzymało mailem 12 osób. O nagłym charakterze zmian niech świadczy nasza strona internetowa, gdzie przy zakładce o władzach spółki, wciąż pojawia się informacja, że taka strona nie istnieje. Choć istniała jeszcze w środę o godz. 15:30, kiedy wychodziliśmy z pracy do domu - tłumaczyli "Wyborczej" pracownicy PGE Dystrybucja.
Zarząd PGE Dystrybucja to nominaci Prawa i Sprawiedliwości, których odwołanie kierowane przez Borysa Budkę Ministerstwo Aktywów Państwowych zapowiadało od początku roku.
Dwa tygodnie na dyrektorskim stołku
Bielecki został zaproszony do siedziby spółki na piątek 15 marca. Jechał z przekonaniem, że rozmowa będzie dotyczyć nowego zakresu obowiązków. Kiedy usłyszał, że przestaje być dyrektorem, był kompletnie zaskoczony, później próbował walczyć o zachowanie stołka.
- Pan Bielecki został zaproszony do siedziby spółki w Lublinie. Przyjechał, spodziewając się sympatycznej rozmowy dotyczącej nowych obowiązków dyrektorskich. Kiedy usłyszał, że straci stołek, był totalnie zaskoczony. Nic nie mówił, siedział wbity w fotel. Po kilku chwilach próbował jeszcze walczyć, ale ostatecznie zgodził się na zaproponowane mu twarde warunki. Najważniejsze, że nie otrzyma odprawy za 15 dni przepracowane na dyrektorskim stołku. Bo to przecież byłoby głęboko niemoralne - mówią o krótkiej karierze Jerzego Bieleckiego pracownicy PGE Dystrybucja dziennikarzom "Gazety Wyborczej".
W zamian Bielecki mógł wrócić na poprzednie stanowisko, czyli funkcję szeregowego dyrektora ds. sieci, gdzie odpowiadał m.in. za konserwacje oświetlenia wzdłuż głównych dróg. Będzie tam zarabiał tyle, co przed awansem, czyli ok. 10 tys. zł.
Źródło: "Gazeta Wyborcza"