Były komendant policji skazany na 2 lata więzienia
Na dwa lata pozbawienia wolności w zawieszeniu skazał toruński sąd byłego komendanta miejskiego policji w tym mieście Janusza B. Były funkcjonariusz był oskarżony o nadużywanie stanowiska służbowego.
10.09.2009 | aktual.: 10.09.2009 16:19
- Sąd wymierzył łączną karę dwóch lat pozbawienia wolności, w zawieszeniu na okres próby, pięć lat - poinformował sędzia Wojciech Prus. Dodatkowo Janusz B. został ukarany zakazem pełnienia stanowisk kierowniczych w służbie publicznej w ciągu trzech lat od dnia uprawomocnienia się wyroku i grzywną w wysokości 5 tys. zł.
Sędzia nie dopatrzył się okoliczności łagodzących i podkreślił, że kara musi być surowa, gdyż czynów dopuścił się funkcjonariusz publiczny.
Były komendant został skazany za cztery przestępstwa popełnienie w okresie, gdy kierował toruńską policją. Najpoważniejsze zarzuty dotyczyły ponad 20 prywatnych wyjazdów służbowym samochodem do Bydgoszczy, podczas których przejechał, jak skrupulatnie wyliczył sąd, ponad 1800 km.
Janusz B. utrzymywał przed sądem, że jeździł do policyjnej psycholog, by pomogła mu odzyskać równowagę po publicznej nagonce, jaka spotkała go w ogólnopolskich mediach. Komendanta sfilmowano kilka lat temu, gdy służbowym samochodem woził na terenie miasta o. Tadeusza Rydzyka podczas jednego z dorocznych zjazdów słuchaczy Radia Maryja.
W ocenie sądu wizyty u pani psycholog miały jednak wyłącznie prywatny charakter i odbywały się wieczorami w jej prywatnym mieszkaniu, choć komendant miał prawo korzystać z jej pomocy w czasie pracy. Dodatkowo podczas procesu wyszło na jaw, że aby zatuszować te wyjazdy, kierowca komendanta musiał fałszować zapisy w ewidencji przebiegu samochodu.
Sąd uznał też za dowiedzione, ze Janusz B. wywierał presję na jednego z naczelników, by zwolnił cywilną pracownicę komendy pod pozorem utrzymywania przez nią kontaktów ze środowiskiem przestępczym. Według kobiety miała być to zemsta za usiłowanie z jej strony zerwania intymnych kontaktów z komendantem i taką wersję sąd uznał za wiarygodną.
Ostatni zarzut dotyczył zakupienia za 100 zł kwiatów na koszt komendy dla znajomej pani psycholog w Bydgoszczy. Wiązankę zawiózł wydelegowany funkcjonariusz, a w dokumentach zapisano, że kwiaty wręczono komu innemu podczas oficjalnego spotkania w komendzie.
Gdy wiadomo było, że Janusz B. musi liczyć się z postawieniem zarzutów, złożył rezygnację ze stanowiska i przeszedł na emeryturę. Po ogłoszeniu wyroku nie chciał go komentować, jego obrońca zapowiedział apelację. Wyrok jest nieprawomocny.