PolskaByły europoseł PiS dostanie 4 mln zł za utraconą pensję?

Były europoseł PiS dostanie 4 mln zł za utraconą pensję?

Zbigniew Ziobro i Adam Lipiński zeznali przed poznańskim sądem, że gdyby Marcin Libicki wystartował w wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2009 r., z pewnością uzyskałby mandat. Politycy PiS byli świadkami w procesie, który Libicki wytoczył dziennikowi "Polska Głos Wielkopolski". Były europoseł PiS domaga się od dziennika ponad 4 mln zł za naruszenie dóbr osobistych i utraconą pensję europarlamentarzysty.

Były europoseł PiS dostanie 4 mln zł za utraconą pensję?
Źródło zdjęć: © PAP

14.03.2011 | aktual.: 14.03.2011 17:14

Proces rozpoczął się we wrześniu 2010 roku. Gazeta pisała o rzekomej współpracy polityka z organami bezpieczeństwa PRL. Według Libickiego, to publikacje "Głosu" spowodowały, że jego nazwisko zniknęło z listy kandydatów PiS przed wyborami do PE w 2009 roku.

W kwietniu 2009 roku Marcin Libicki nie otrzymał rekomendacji Komitetu Politycznego PiS do startu w tych wyborach.

Sąd przesłuchał wiceprezesów partii i jednocześnie członków Komitetu Ziobrę i Lipińskiego. Ziobro przyznał, że przyczyną nieumieszczenia Libickiego na liście kandydatów PiS do PE były publikacje wielkopolskiego dziennika.

- Podczas posiedzenia komitetu mogliśmy zapoznać się z treścią artykułów. Uczestnicy komitetu wyrazili sceptycyzm co do umieszczenia pana Libickiego na liście wyborczej do europarlamentu - powiedział przed sądem Ziobro. Jak ocenił, start Libickiego w wyborach mógłby zaszkodzić partii i wpłynąć na ogólnopolski wynik. - Prawo i Sprawiedliwość wyrażało zawsze zdecydowane stanowisko wobec lustracji. W ramach walki wyborczej, taka sytuacja mogłaby więc zaszkodzić całej partii - podkreślił Ziobro.

Jego zdaniem, gdyby Libicki znalazł się na pierwszym miejscu wielkopolskiej listy, miałby niemal pewny mandat. - Sama ordynacja jest tak skonstruowana, że w przypadku dużego okręgu, pierwsze miejsce na liście ma gwarancję otrzymania mandatu. Oczywiście przy przekroczeniu przez partię progu wyborczego - zaznaczył Ziobro.

Również Lipiński potwierdził, że pewne wątpliwości co do przeszłości Libickiego stały się przyczyną nieumieszczenia go na liście kandydatów w wyborach do europarlamentu. Nie potrafił jednak przypomnieć sobie, czy podczas posiedzenia Komitetu Politycznego analizowano artykuły dziennika "Polska Głos Wielkopolski".

- Mamy jednak pewną traumę, co do rzetelności mediów piszących o członkach Prawa i Sprawiedliwości i nie do końca im wierzymy. W sytuacji, gdy media atakują konkretną osobę, członka PiS-u, to sprawdzamy tę sytuację, opieramy się na różnych źródłach - powiedział Lipiński.

Wyjaśnił, że o opinie na temat rzekomych kontaktów Libickiego ze służbami bezpieczeństwa poproszono historyków IPN z Poznania i Wrocławia. - Ich stanowiska zostały przedstawione na posiedzeniu Komitetu Politycznego i były różne i niejednoznaczne. Dlatego prezes Kaczyński zarządził głosowanie tajne - tłumaczył Lipiński.

Podobnie jak Ziobro, Lipiński stwierdził, że gdyby Libicki wystartował w wyborach, miałby duże szanse na zdobycie mandatu. - Teoretycznie każdy ma szansę na mandat, kto znajdzie się na liście. Z drugiej strony w wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2009 roku mandat uzyskały wszystkie "jedynki" - zaznaczył Lipiński.

Na rozprawę nie dotarł Jarosław Kaczyński, który decyzją poznańskiego sądu zostanie przesłuchany w Warszawie. Inny z powołanych świadków, członek Komitetu Politycznego PiS, Jarosław Zieliński nie stawił się z powodu choroby.

"Polska Głos Wielkopolski" twierdzi, że publikacje gazety były oparte na dokumentach historycznych oraz wypowiedziach ekspertów. Libicki po usunięciu go z listy kandydatów PiS do Parlamentu Europejskiego wystąpił o autolustrację i odszedł z partii. Sąd uznał, że Libicki złożył zgodne z prawdą oświadczenie lustracyjne, oraz że nie był świadomym współpracownikiem organów bezpieczeństwa państwa. Sąd wyznaczył kolejną rozprawę na 11 kwietnia.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (13)