Były europoseł PiS dostanie 4 mln zł za naruszenie dóbr?
Gdyby były europoseł PiS Marcin Libicki wystartował w 2009 roku w wyborach do PE z pewnością uzyskałby mandat - przyznali przed poznańskim sądem europosłowie Adam Bielan, Paweł Kowal, Jacek Kurski i Michał Kamiński - świadkowie w procesie, który Libicki wytoczył dziennikowi "Polska Głos Wielkopolski". Były europoseł domaga się od dziennika ponad 4 mln zł za naruszenie dóbr osobistych i utraconą pensję europarlamentarzysty.
Gazeta pisała o rzekomej współpracy polityka z organami bezpieczeństwa PRL. Według Libickiego, to publikacje "Głosu" spowodowały, że jego nazwisko zniknęło z listy kandydatów PiS przed wyborami do PE w 2009 roku. W kwietniu 2009 roku Marcin Libicki nie otrzymał rekomendacji Komitetu Politycznego PiS do startu w tych wyborach. W środę sąd przesłuchał ówczesnych członków tego komitetu.
Każdy z przesłuchanych przez sąd polityków przyznał, że o sprawie problemów lustracyjnych Marcina Libickiego dowiedział się za pośrednictwem publikacji "Głosu". Pytani przez sąd europosłowie twierdzili, że sprawa ta nie była im wcześniej znana np. z informacji publikowanych na stronie internetowej IPN. - Na posiedzeniu Komitetu Politycznego kursowały kopie artykułów z "Głosu Wielkopolskiego", odczytywane były obszerne fragmenty artykułów. Wpłynęło to na atmosferę spotkania. Doszło do głosowania w tej sprawie (umieszczenia Libickiego na liście kandydatów do PE) i to głosowanie zostało przez Libickiego przegrane - powiedział przed sądem Jacek Kurski. Jak dodał, "stawia każde pieniądze", że gdyby Libicki znalazł się na liście kandydatów, zostałby wybrany do PE.
Zarówno Kurski, jak i pozostali świadkowie twierdzili, że wcześniej Marcin Libicki był naturalnym kandydatem na pierwsze miejsce na liście w Wielkopolsce. Adam Bielan powiedział, że w trakcie dyskusji nad sprawą Libickiego prezes PiS Jarosław Kaczyński argumentował, że zatwierdzenie tej kandydatury mogłoby grozić atakami medialnymi na partię w czasie kampanii wyborczej.
Michał Kamiński przyznał, że radził liderowi partii rezygnację z umieszczenia Marcina Libickiego na liście kandydatów. Jego zdaniem spowodowałoby to m.in. zainteresowanie sprawą mediów centralnych.- Radziłem, bo się bałem, że wizerunek partii może ucierpieć. PiS szczególnie poważnie traktuje sprawy lustracji. Obawiałem się wojny lidera listy PiS z największym dziennikiem lokalnym - stwierdził.
Na rozprawę nie dotarli wezwani jako świadkowie Jarosław Kaczyński i Zbigniew Ziobro.
"Polska Głos Wielkopolski" twierdzi, że publikacje gazety były oparte na dokumentach historycznych oraz wypowiedziach ekspertów.
Libicki po usunięciu go z listy kandydatów PiS do Parlamentu Europejskiego wystąpił o autolustrację i odszedł z partii. Sąd uznał, że Libicki złożył zgodne z prawdą oświadczenie lustracyjne, oraz że nie był świadomym współpracownikiem organów bezpieczeństwa państwa.
Sąd przesłucha kolejnych świadków w marcu.