Byliśmy w Al‑Hol. Obozie dla żon i dzieci bojowników ISIS
Obóz Al-Hol leży w Syrii, przy granicy z Irakiem. Powstał prawie trzydzieści lat temu, na okoliczność innych konfliktów. W latach 90. znajdowali tam schronienie uchodźcy z Iraku podczas wojny w Zatoce Perskiej. Dziś ma nowych mieszkańców. Na Bliskim Wschodzie takie obozy są wielokrotnego użytku.
Mieszkańców Al-Hol pilnuje 450 żołnierzy. Znajdziesz tam ludzi z Europy, Afryki i Azji. To ludzie z terenów zajętych przez Państwo Islamskie, które zostały odbite przez Kurdów. W sumie mieszka tu ok. 70 tys. osób.
Niemalże połowa z nich to kobiety i dzieci z rodzin bojowników ISIS.
Ich domy już nie istnieją. Los bliskich jest im nieznany. Żadne państwo nie chce ich przyjąć do siebie. Kobiety wychowane w duchu kalifatu chcą przekazać te same wartości swoim dzieciom. A jednocześnie pałają żądzą zemsty. Za fatalne warunki, za zniewolenie, za rozbite rodziny, martwych mężów, ojców, synów. Obietnicą wendetty karmią swoje dzieci, które nie znają innej rzeczywistości, niż ta wojenna.
Dostać się do Al-Hol nie jest łatwo. Razem z Maciejem Stanikiem, któremu się to udało, przed wyjazdem wypełnialiśmy tonę papierologii. Zezwolenia na wjazd do Syrii. Ustawianie fiksera - czyli człowieka, który na miejscu ma pomóc w dostaniu się na teren obozu, umówieniu rozmów, w tłumaczeniach. Do końca nie mieliśmy pewności, czy Maciejowi uda się wejść do obozu.
Mimo że teoretycznie powinno to być najbezpieczniejsze i najlepiej chronione miejsce w okolicy, to o Al-Hol mówi się raczej jak o beczce prochu, niż o oazie spokoju. W tym roku zamordowano tam Jazydkę, strażnika raniono nożem, tureckiego dziennikarza próbowano ukamienować. Przedstawiciele Czerwonego Krzyża mówią o tym miejscu "apokalipsa".
Gdy ludzi jest zbyt wielu, drut kolczasty kłuje
Al-Hol nie jest zwykłym obozem. Na pierwszy rzut oka to więzienie. Zamiast murów jest drut kolczasty. Zamiast stróżów, żołnierze uzbrojeni w kałasznikowy. Wjazdu pilnuje humvee z obrotową wieżyczką strzelniczą.
Na terenie obozu znajduje się raptem kilka murowanych zabudowań, reszta to namioty. Najczęściej w fatalnym stanie. Przez środek obozu przechodzi piaszczysta alejka, przy której znajduje się targ. Jest dość duży i można tam kupić wszystko od warzyw i owoców po dziecięce rowerki. Handel kwitnie. Już od rana widać czarne postaci w nikabach przemykające miedzy straganami.
Jest to targ dla irakijskiej i syryjskiej części obozu, choć czasami można tam spotkać kobiety z obozu dla obcokrajowców. Jednak tylko w towarzystwie uzbrojonych strażników. Są odziane w czarne nikaby, rudziejące od pyłu i słońca. Przy wejściu do alejki od strony bramy znajduje się restauracja, gdzie za 500 funtów syryjskich można dostać dostęp do WiFi. Jedyny kontakt ze światem i duchowym przywódcą ISIS (zabitym 27 października przez wojska amerykańskie).
Dzieci w obozie nie mają wielu zajęć i rozrywek. Pod masztem ze zbiornikiem wodnym gromadzi się młodzież. Słychać dźwięk gier z telefonów komórkowych, w tym miejscu jest niezły zasięg. W okolicach bazaru Maciej widzi dzieci z karabinami wykonanymi z patyków lub rolek po ręcznikach papierowych.
Ta zabawa w wojnę nie jest niewinna. Dzieciaki z obozu nie wymyślają wojennej rzeczywistości, one odtwarzają sceny, których były świadkami. Niektóre z nich pozują Maćkowi do zdjęć wskazując palcem niebo, to znak ISIS. Celują do fotografa. Przyjmują pozy swoich ojców. Pamiętają ich ze zdjęć propagandowych, które były popularne w kalifacie.
Na dziennikarzy i fotografów patrzy się tu podejrzliwie, z wrogością. Jednak dla uwięzionych w obozie kobiet są oni jednocześnie szansą na jakiekolwiek informacje o zaginionej rodzinie. Takie nadzieje ma kobieta, która zaczepia Maćka i fiksera. Modliła się do Boga, aby ktoś zjawił się i wysłuchał jej historii.
Pochodzi z Iraku. Mąż został zabity przez ISIS. A kiedy terroryści zajęli ich miejscowość - nie mogła uciec. Szmuglerzy za wywiezienie z kraju żądali zawrotnych sum, prawie 5000 dolarów. Nie miała tyle. Zajęła się uprawą roli. Podczas nalotu zginęło jej dwóch dorosłych synów.
W namiocie, do którego zaprasza fotografa, zaraz przy prowizorycznym oknie, leży dziecko. 3/4 latek wygląda na nieprzytomnego, to wnuk kobiety. Maluch jednego z poległych synów. Chory. Nie ma jak go leczyć, bo w obozie brakuje leków. Jednym z głównych problemów Al-Hol jest brak odpowiedniej pomocy medycznej i wysoka umieralność dzieci.
W oczach pustka linii frontu
Przy bramie z drutem kolczastym, nieopodal głównego wejścia, stoi grupa kobiet. Są wyraźnie poirytowane. Skończyły się nowe namioty, a każdy tu boi się zimy. Te, w których mieszkają, są już mocno poniszczone i przeciekają. Gdy okazuje się, że Maciej jest dziennikarzem, od razu pytają go, czy wie, gdzie są ich mężowie i synowie.
- Odpowiadam, że nie mam takich informacji, choć jestem pewien, że mężczyźni są albo w więzieniach, albo w ośrodkach rehabilitacyjnych dla bojowników ISIS. Lub po prostu nie żyją - mówi Maciej.
Gdy zaczyna robić zdjęcia, przed kobietami staje chłopiec, na oko 11-13-letni. Dzieci chętnie pozują do zdjęć. Uśmiechają się. Pokazują symbole ISIS. Ten jest inny, na jego twarzy widać smutek i pustkę w oczach, jaką mają żołnierze, którzy zbyt dużo czasu spędzili na linii frontu.
W części międzynarodowej trwa dystrybucja żywności. Kiedy Maciej próbuje zrobić zdjęcie, w jego stronę leci pierwszy kamień. Mimo że kobiety są od stóp do głów ubrane w nikaby, to stanowczo odmawiają pozowania do zdjęć.
Racje żywności są niewielkie i ubogie. Ryż i mięso. Brak jakichkolwiek warzyw. Kobiety zgodnie narzekają, że Al Hol to nie obóz, a więzienie. Jedyne czego pragną, to wyjechać na tereny państwa islamskiego i wyznawać swoją wiarę. Jedna z nich jest Karaibów, mówi nienagannym angielskim.
Gdy brak jedzenia, najlepiej smakuje nienawiść
Na terenie obozu odbywa się przemyt broni. Handlarze na targu nie są godni zaufania. Strażnicy w beczkowozach lub w kanistrach znajdują broń krótką (zakopywaną na terenie obozu, żeby nie została powiązana z konkretnym namiotem). Niejednokrotnie znajdowano też materiały wybuchowe w konserwach. Ten kto nie przestrzega zasad państwa islamskiego, staje się wrogiem dla Hisba - religijnej policji, która patroluje obóz. Na filmie udostępnianym przez Whatsup widzimy jak kobiety w obozie unoszą flagę państwa Islamskiego.
Tutejsze wdowy, żony, córki są mściwe i waleczne. Potrafią podpalić namiot, pobić lub zabić, jeżeli ktoś nie przestrzega reguł kalifatu. Z kolei Kurdom pilnującym obozu nie starcza środków, aby skutecznie się im postawić.
Kobieta z Asayish mówi o tym, że obecnie w obozie można wydzielić dwie grupy ludzi. Ci z okresu wsi al-Baghouz (ostatnia twierdza państwa islamskiego, która upadła pod koniec marca) są agresywni, natomiast starsi mieszkańcy zaczynają się powoli uspokajać. Internet jest tu niebezpieczny. Dzięki dostępności do sieci można wymieniać się przepisami na domowe bomby, usłyszeć orędzie al-Baghdadiego (zmarł 27 października przyp.red.). Mieszkańcy obozu nie mają wątpliwości - Al-Hol jest akademią ISIS.
Ideologia "Państwa Islamskiego" żyje w tych kobietach i dzieciach, co szczególnie widać w obozie dla obcokrajowców. Żyją w zawieszeniu. Ich kraje (często europejskie, jak Szwecja czy Belgia) nie chcą ich przyjąć z powrotem. One porzuciły swoje państwa i pojechały do ukochanych. Ci mamili je wielką miłością, pięknem życia w kalifacie. Jedna z kobiet zwierza się, że mąż nie wspominał o tym, że jest bojownikiem. Na miejscu okazało się, że trafiła do miejsca wypełnionego wojną. Na pytanie czy wiedziały o aktach terroru, których dokonali ich mężowie, nie odpowiadają albo zaprzeczają.
Dzieci cierpią najbardziej. Większość zna tylko wojnę. Nie wiedzą, co to jest normalne życie. Teraz, zamknięte w obozie, z dnia na dzień pogłębiają swoją nienawiść do ludzi, którzy zabrali im ojców.