Był na krążowniku "Moskwa". Dramatyczny telefon do matki
"Płakał, opowiadając o tym, co zobaczył". Tak matka marynarza, który był na rosyjskim krążowniku "Moskwa", relacjonuje dziennikowi "Nowaja Gazieta. Europa" rozmowę z synem.
18.04.2022 | aktual.: 18.04.2022 12:48
"Moskwa" to pierwszy utracony przez Rosję krążownik od 1941 r. Zatonął po ataku ze strony Ukraińców. Na statku było 500 osób. Pojawiają się niejasne doniesienia na temat losu załogi. Rodziny szukają swoich bliskich.
Matka jednego z rosyjskich marynarzy rozmawiała z gazetą "Nowaja Gazieta. Europa". Jej syn miał płakać, gdy opowiadał, co działo się na okręcie. Z jego relacji, którą podaje RMF FM, wynika, że zginęło ok. 40 osób, wiele jest rannych, są też zaginieni. Mają obrażenia nóg.
Marynarz o ataku na krążownik "Moskwa"
Syn miał powiedzieć matce, że "Moskwa" została zaatakowana przez Ukraińców z lądu. - Zadzwonił do mnie i płakał. To było przerażające - powiedziała kobieta. Syn miał jej przekazać, że w krążownik uderzyły trzy rakiety Neptun, marynarze mieli próbować gasić ogień.
Mężczyzna miał telefonować do matki 15 kwietnia. - Mamusiu, nigdy nie przypuszczałem, że w czasach pokoju wpakuję się w taki bałagan. Nie powiem ci ze szczegółami, co widziałem. To takie straszne - miał powiedzieć wówczas Rosjanin.
Rodziny szukają marynarzy. Gdzie są?
Irina, matka innego marynarza Yegora Shkrebetsa, który służył na zatopionym rosyjskim krążowniku "Moskwa", twierdzi, że była w szpitalu na Krymie, gdzie zostali zabrani uratowani ranni Rosjanie i doliczyła się około 200 marynarzy z ponad 500-osobowej załogi.
- Było tam tylko 200 osób, a na krążowniku było ponad 500. Gdzie reszta? - pytała kobieta. Podkreślała, że próbowała uzyskać informację o losie syna od dowództwa wojskowego, ale niczego się nie dowiedziała.
Źródło: RMF FM/PAP/WP