Busz pod Sydney wciąż płonie
(AFP)
Po trzech dniach bez kropli deszczu, wzmagają się pożary buszu w Australii. Trwające już 17. dzień pożary są największymi w historii tego kraju. Mnożą się wezwania o zaostrzenie kar dla podpalaczy - wiele bowiem z tych pożarów wznieconych zostało przez podpalaczy.
Ogień płonie w 80 miejscach na wschodnim wybrzeżu Australii, i ciągle wybuchają nowe ogniska: w parku narodowym Moreton, na południe od Sydney, ogień płonie na szerokości 45 km. Bombardowany jest przez 3 helikoptery "Sky Crane", każdy z nich jednorazowo zrzuca 10 tys. litrów wody. Koszt użycia jednego takiego helikoptera to 18 tys. dolarów dziennie. Służby pożarnicze liczą jednak, że przyczynią się do opanowania żywiołu, przede wszystkim zaś powstrzymają postęp pożaru w kierunku ludzkich osiedli.
W ciągu 17 dni, spłonęło blisko 600 tys. hektarów lasów i 200 domów, ewakuowano 12 tysięcy ludzi. Straty przekraczają 70 mln dolarów.
Wiele z tegorocznych pożarów wzniecono celowo. O podpalenia oskarżono 27 osób. Władze chcą zaostrzyć kary dla podpalaczy - obecnie grozi za to do 5 lat więzienia. Władze chcą też by winni brali udział w uprzątaniu pogorzeliska.
Tymczasem ojciec jednego z trzech nastolatków, przyłapanych we wtorek na podpalaniu buszu, twierdzi, że to za ostra kara za głupotę: jego syn został już ukarany, bo... ma zakaz chodzenia na plażę do końca tego lata. (mon, mag)