Bush chwali Irak, gani Iran i Syrię
W wygłoszonym w środę (czasu waszyngtońskiego) orędziu o stanie państwa, prezydent Stanów Zjednoczonych, George W. Bush zapowiedział zwycięstwo w Iraku, ostrzegł kraje wspomagające terroryzm i obiecał pomoc w doprowadzeniu do pokoju na Bliskim Wschodzie.
Po raz pierwszy jednak od ataku na USA 11 września 2001 r. w orędziu Busha dominowały raczej tematy krajowe - prezydent rozpoczął od nich trwające prawie godzinę przemówienie w Kongresie i najwięcej czasu poświęcił swej propozycji reformy federalnego systemu emerytalnego.
W "międzynarodowej" części orędzia prezydent przedstawił niedawne wybory w Iraku jako wielki sukces demokracji i dowód, że "Irakijczycy są zdecydowani walczyć o wolność" - dowiedli tego bowiem masowym udziałem w głosowaniu, co wymagało odwagi wobec ataków terrorystycznych. Dla milionów Irakijczyków był to akt osobistej odwagi i zarobili nim sobie szacunek nas wszystkich - powiedział.
Na honorowych miejscach w sali Kongresu zasiadali iraccy wyborcy, którzy z dumą pokazywali palce ze śladami atramentu - dowody, że 30 stycznia oddali głos.
Rebelianci będą nas nadal atakowali, ale mała grupa ekstremistów nie odwróci woli narodu irackiego. Odniesiemy sukces w Iraku, bo Irakijczycy są zdeterminowani walczyć o swoją wolność - oświadczył Bush.
Prezydent powiedział, że po wyborach w Iraku "powstała nowa sytuacja polityczna", w której "siły koalicji będą coraz bardziej odgrywały rolę drugoplanową", koncentrując się na szkoleniu wojsk irackich do obrony ich własnego kraju.
Mimo sugestii niektórych Demokratów i ekspertów politycznych, Bush nie powiedział jednak nawet w przybliżeniu kiedy wojska USA i koalicji wycofają się z Iraku. Nie ustalimy sztucznych harmonogramów wycofania wojsk, bo tylko ośmieliło by to terrorystów - powiedział. Odwołanie wojsk - podkreślił - będzie zależeć wyłącznie od postępów w zakresie stabilizacji i bezpieczeństwa Iraku.
Bush ostrzegł również w orędziu Syrię, by nie wspierała irackich rebeliantów. Oczekujemy, że rząd syryjski zakończy popieranie terrorystów i otworzy drzwi do wolności - powiedział.
Zażądał też od Iranu, aby zaprzestał prac nad swoim wzbogacaniem plutonu - kluczowego materiału do produkcji bomb atomowych. Sugerował następnie, że USA chętnie widziały by rewolucję w Iranie przeciw teokratycznym rządom mułłów. Do narodu irańskiego mówię: jak będziecie walczyć w obronie wolności, Ameryka będzie was popierać - oświadczył.
Prezydent, który przed trzema laty wymienił Iran i Koreę Północną wraz z Irakiem jako elementy "światowej osi zła", w środowym orędziu jednak akcentował znaczenie dyplomacji w podejściu do obu tych państw - pisze w czwartek rano komentator agencji Reutera.
Piętnując irańskie ambicje atomowe, Bush akcentował współpracę USA z Unią Europejską w rozwiązywaniu tego problemu.
Amerykański prezydent powstrzymał się natomiast od podobnie bezpośredniego ataku na Phenian. Akcentował, iż Ameryka wraz z rządami krajów Azji współpracuje ściśle w działaniach, mających przekonać rząd Korei Północnej do rezygnacji z realizowanego w tym kraju programu atomowego. Zdaniem komentatora agencji Reutera, Bush zrezygnował z ostrych słów wobec Phenianu by przełamać impas w prowadzonych od ponad roku w Pekinie sześciostronnych (obie Koree,USA,Chiny, Japonia i Rosja) rokowaniach na temat likwidacji programu atomowego KRLD.
Bush wezwał następnie Kongres do zatwierdzenia pomocy USA dla Autonomii Palestyńskiej w wysokości 350 milionów dolarów i przypomniał, że pod nowym kierownictwem umiarkowanego prezydenta Mahmuda Abbasa, Palestyńczycy mają szansę na owocny dialog z Izraelem, prowadzący do pokoju na Bliskim Wschodzie i powstania niepodległego państwa palestyńskiego. Cel w postaci dwóch państw(Izraela i państwa palestyńskiego), stabilnych i żyjących obok siebie w pokoju, jest w naszym zasięgu - powiedział.
Bush ponownie zaprezentował swoją wizję demokracji na "szerszym" Bliskim Wschodzie - tzn. w całym świecie arabskim - podkreślając, że było by to najlepsze zabezpieczenie przed terroryzmem. Jedyną siłą dość potężną, by powstrzymać terror, jest siła ludzkiej wolności - oświadczył. Przypomniał, że demokracja święci ostatnio triumfy w Iraku, Afganistanie, na terytoriach palestyńskich i na Ukrainie.
Zastrzegł jednak, że "Stany Zjednoczone nie mają zamiaru narzucać innym krajom swego systemu". To nas odróżnia od naszych wrogów - dodał.
W części przemówienia poświęconej sprawom krajowym, Bush najwięcej mówił o swym projekcie reformy federalnego funduszu emerytalnego (Social Security), któremu grozi niewypłacalność z powodu starzenia się amerykańskiego społeczeństwa. Prezydent proponuje, by część podatków odprowadzanych na Social Security, Amerykanie wpłacali na prywatne rachunki emerytalne, które można by inwestować na giełdzie. Pozwoliło by to odpowiednio zmniejszyć gwarantowane świadczenia z funduszu.
Demokraci, których liderzy replikowali na orędzie, twierdzą, że propozycja Busha jest zbyt ryzykowna, gdyż uzależnia w efekcie emerytury od wahań rynku finansowego. Prezydent zaznaczył wszakże, iż pieniądze na prywatnych rachunkach byłyby inwestowane w bezpieczniejsze instrumenty finansowe, jak obligacje czy fundusze zbiorowe.
Bush zapowiedział, że w rządowym projekcie budżetu znajdą się cięcia wydatków na nieudane programy federalne, co jest - jego zdaniem - niezbędne dla zmniejszenia deficytu budżetowego.
Deficyt ten powstał wskutek ogromnych nakładów na wojnę w Iraku i redukcji podatków, uchwalonych przez Kongres z inicjatywy administracji.
Prezydent wezwał też Kongres do liberalizacji praw imigracyjnych, ukrócenia "frywolnych" pozwów sądowych przeciw korporacjom, oraz zreformowania i uproszczenia kodeksu podatkowego.
Ponownie poparł też republikański projekt poprawki do konstytucji o "ochronie małżeństwa", czyli delegalizację "małżeństw" homoseksualnych. W praktyce nie ma na razie szans na taką poprawkę - wymagającą większości dwóch trzecich głosów w Kongresie i zatwierdzenia przez trzy czwarte stanów.
Tomasz Zalewski