Burza po słowach Bidena ws. Ukrainy. "Otworzył furtkę do rosyjskiej agresji"
Wielu ekspertów nie kryło oburzenia po sugestii prezydenta USA Joe Bidena, że sankcje wobec Moskwy mogą być lekkie, jeśli dojdzie tylko do "mniejszego najazdu" Rosji na Ukrainę. Zdaniem amerykanisty prof. Zbigniewa Lewickiego, deklaracja Bidena otwiera Putinowi furtkę do rosyjskiej interwencji. Z kolei były dowódca Wojsk Lądowych gen. Waldemar Skrzypczak traktuje ją jako ostrzeżenie dla NATO.
20.01.2022 14:20
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Kontrowersyjne sformułowanie padło na środowej konferencji prasowej prezydenta USA Joe Bidena. Przyznał on, że typ sankcji wobec Rosji będzie zależał od skali jej agresji na Ukrainę.
- Rosja zostanie pociągnięta do odpowiedzialności, jeśli zaatakuje, ale to zależy, co zrobi. Inna sprawa, jeśli będzie to mniejszy najazd i skończy się to tym, że będziemy się kłócić [w łonie NATO], co z tym zrobić itd. Ale jeśli zrobią to, do czego są zdolni z takimi siłami zgromadzonymi na granicy Ukrainy, to będzie to katastrofa dla Rosji - powiedział Biden.
Do Białegostoku można wkroczyć, a do Olsztyna już nie?
Według amerykanisty prof. Zbigniewa Lewickiego, wypowiedź Bidena była wyjątkowo szkodliwa.
- Nie przypominam sobie bardziej szkodliwej, bardziej groźnej, bardziej głupiej wypowiedzi Joe Bidena niż ta. To po pierwsze jest zachęta dla Rosji do wejścia na Ukrainę. A po drugie: co to znaczy "mniejszy najazd"? Jeżeli przełożyć to na Polskę, to do Białegostoku wolno wkroczyć, ale do Olsztyna już nie? Przemyśl wolno zająć, ale Rzeszowa już nie… Ile ofiar przyniesie "mniejsza interwencja"? To się w głowie nie mieści, że można tak ująć możliwość zaatakowania suwerennego państwa. Nie wiem, czy to jest brak rozeznania, czy to jest wiek, czy powtarzanie bezmyślnego komentarza, który usłyszał od jakiegoś swojego doradcy. Cokolwiek by to było, rozumiem wzburzenie na Ukrainie i śmiech na Kremlu - mówi Wirtualnej Polsce Zbigniew Lewicki, specjalista w sprawach amerykańskich.
I jak dodaje, w prawie międzynarodowym nie ma terminu "niewielkie wkroczenie", które by uzasadniało bezkarne zajęcie kawałka terytorium obcego państwa.
- Według Bidena, możemy wejść na Florydę, byle nie do Południowej Karoliny. A Florydę możemy zająć, bo to jest tylko jeden z 50 stanów. Nie ma skali, jeżeli chodzi o wkroczenie do niepodległego państwa. To jest zero-jedynkowa sprawa. Albo pozwalamy Putinowi na przywłaszczanie sobie po kawałku cudzego terytorium, albo nie pozwalamy - ocenia amerykanista.
W trakcie konferencji Biden podkreślał, że w przypadku "małego najazdu" w ramach NATO toczyłaby się walka o to, "co robić, a czego nie robić". Zdaniem amerykańskiego przywódcy, wewnątrz Sojuszu są różnice co do tego, jakie sankcje zastosować w przypadku różnych scenariuszy wznowionej agresji.
Putin usłyszał słowa Bidena. Kreml się śmieje...
Początkowo nie było jasne, co Biden miał na myśli, mówiąc o "mniejszym najeździe". Dopytywany w dalszej części konferencji, doprecyzował, że chodzi o sytuację, w której "rosyjskie siły przekroczą granicę, zabijając ukraińskich żołnierzy". Już w trakcie konferencji, a przede wszystkim tuż po niej administracja Bidena musiała tonować emocje po jego wypowiedzi. I uspokajać, że każda agresja Rosji na terytorium Ukrainy - "mała czy duża" - będzie uznana za "inwazję".
- Późniejsze głosy uspokajające urzędników waszyngtońskiej administracji mają mniejsze znaczenie. Te słowa wypowiedział prezydent Stanów Zjednoczonych na konferencji prasowej. Putin i świat wyraźnie je usłyszeli. Po tej konferencji nie jestem pewny bezpieczeństwa naszego regionu. Na pewno poczucie troski Bidena o Europę Środkowo-Wschodnią dość gwałtownie zmalało - uważa prof. Zbigniew Lewicki.
W opinii byłego dowódcy Wojsk Lądowych i byłego wiceministra obrony gen. Waldemara Skrzypczaka, słowa Bidena były próbą ostrzeżenia pozostałych państw NATO przed destabilizacją Sojuszu.
- Wypowiedź amerykańskiego prezydenta traktuję jako ostrzeżenie dla Sojuszu Północnoatlantyckiego, który jest bardzo mocno podzielony. To próba przypomnienia, żeby Ameryka i Europa były zgodne w tym, żeby nie ulegać presji Putina, nie ulegać jego szantażowi i nie ulegać propozycjom, które w zasadzie na dobrą sprawę służą tylko i wyłącznie interesom Rosji - uważa gen. Waldemar Skrzypczak.
Jego zdaniem, Stany Zjednoczone i Joe Biden nadal chcą być gwarantem bezpieczeństwa w naszym regionie, ale wysyłają wyraźny sygnał w stronę Niemiec, by zapobiec rozbieżnościom w sprawie odpowiedzi na ewentualną agresję Rosji. W tym kontekście Skrzypczak zwraca uwagę na stanowisko Niemiec, które w ostatnim czasie przekonywały inne państwa Zachodu do tego, żeby Putinowi ustąpić.
- Putin nie musi wiele robić. Widać wyraźnie, że jeżeli dalej będzie takie dwuznaczne stanowisko Niemiec, to może to rozsadzić NATO. Relacje ekonomiczne Berlina i Moskwy staja się ważniejsze niż wspieranie fundamentów NATO i mówienie jednym głosem w sprawie Ukrainy - ocenia gen. Skrzypczak.
Przypomnijmy, że szczere wyznanie prezydenta Bidena na temat podziałów wewnątrz NATO przeraziły przedstawicieli ukraińskich władz. Jeden z nich powiedział CNN, że jeszcze bardziej zszokował go fakt, iż Biden "rozróżnia inwazję od mniejszego najazdu" i sugeruje, że ten drugi nie wywołałby poważniejszych sankcji przeciwko Rosji.
- To daje Putinowi zielone światło do wkroczenia na Ukrainę - stwierdził. I podkreślił, że nigdy wcześniej nie słyszał, by waszyngtońscy oficjele niuansowali skalę sankcji w zależności od skali ataku ze strony Rosji.
Agresja w ograniczonym stopniu? To możliwe
W opinii byłego szefa wojsk lądowych gen. Waldemara Skrzypczaka, Putin popełniłby błąd, podejmując decyzję o agresji na Ukrainę. - 130 tys. wojsk rosyjskich przy granicy? To za mało. Ukraińcy są zdeterminowani, aby bronić swojego kraju. Dzisiaj przewaga jest po stronie ukraińskiej, a nie po stronie rosyjskiej, na pozycjach bojowych jest ponad 200 tys. żołnierzy. Gdyby Rosja chciała przełamać obronę ukraińską, musiałaby mieć co najmniej sześciokrotną przewagę na głównym kierunku uderzenia. Pamiętajmy, że Ukraina przygotowuje się do tej ewentualnej agresji od dłuższego czasu, a tamtejsza armia przeszła gruntowną modernizację w ciągu ostatnich lat - mówi Skrzypczak.
Zdaniem generała, Rosjanie zapłaciliby krwawą cenę za konflikt.
Innego zdania jest prof. Zbigniew Lewicki, który nie wyklucza rosyjskich działań na terenie Ukrainy.
- Nie rozumiem celu Putina. Nie rozumiem gromadzenia wojsk przy granicy z Ukrainą. Joe Biden powiedział, że skoro jest tylu żołnierzy, to musi być wojna. Ale żeby do tej wojny nie dopuścić, trzeba być stanowczym i konsekwentnym. A właśnie tego amerykańskiemu prezydentowi zabrakło na konferencji. Po wypowiedzi Bidena istnieje znacznie większe prawdopodobieństwo ograniczonej interwencji rosyjskiej. Tak żeby na użytek wewnętrzny pokazać, że to Rosja jest górą. A wszystko pod hasłem: "Wkroczyliśmy, zajęliśmy, umocniliśmy nasze bezpieczeństwo". Podobnie robił przed laty Izrael wobec Syrii, kiedy zajmował m.in. wzgórza Golan. Nie mam wątpliwości, że słowa prezydenta USA zachęciły Putina, żeby agresję przeprowadzić - puentuje prof. Zbigniew Lewicki.